Taka ciekawostka dla tych, którzy (zrażeni polskim doświadczeniem) uważają, że petycje do zespołu są nic niewarte: 11 tysięcy fanów poprzez zorganizowanie się na Facebooku właśnie wywalczylo sobie dodatkowy koncert na trasie zespołu. To oczywiscie ważne, że Metallica i tak planowała się zjawić w okolicy, ale nie jest tak, że zespół ignoruje silne sygnały. Ba – nawet odpowiada fanom na oficjalnej stronie. Komunikat wewnątrz.
Prosiliście (ok, żądaliście!) i was usłyszeliśmy. Gdy dowiedzieliśmy się o zmasowanej petycji do nas w sprawie przyjazdu do Christchurch w Nowej Zelandii, po prostu musieliśmy to sprawdzić… i wow, liczba próśb była przytłaczająca! Zatem, morał tej historii brzmi: uważajcie, o co prosicie… bo 'Tallica zawita do waszego miasta 22 września w CBS Canterbury Arena!
A teraz haczyk – nasza ekipa produkcyjna wypatrzyła to już w ostatnich tygodniach i nieważne jak bardzo byśmy się nie starali jej przerobić, CBS Canterbury Arena po prostu nie jest odpowiednio przygotowana, by dać sobie radę z naszym show na okrągłej scenie „Death Magnetic”, którą woziliśmy ze sobą w trasie po całym świecie. To nas nie powstrzyma, ale chcieliśmy was poinformować, że nie przyjedziemy z pełnym wyposażeniem, które mogliścię oglądać na zdjęciach na stronie, albo które zobaczycie w akcji, jeśli przypadkiem zawitacie na inne show w Nowej Zelandii lub Australii. Będziemy tylko my i WY w oldskoolowym, „klubowym stylu” na arenie razem robiąc dużo hałasu, i to się liczy.
Dzięki za całą miłość i wsparcie… do zobaczenia we wrześniu!
A więc.. jeśli chcecie, by to do nas – polskich fanów Metallica kiedyś wystosowała taki tekst, pierdolcie hejterów, róbcie swoje i róbcie to z rozmachem, bo najwyraźniej dotychczas ledwie wyżyłowane czterocyfrowe liczby to dla największego zespołu metalowego za mało. Potrzebne jest jak widać zero więcej (gwarancja zapełnienia małej hali), by zostać zauważonym i oczywiście dobry timing. Jeśli gdzieś indziej mogą, to i my możemy.
Przypominamy link w wiadomej sprawie: metallica.trynet.pl 🙂 A jeśli się nie uda, nie szkodzi. Przyszły rok to trudny czas na wywalczenie koncertu, ale nie ma co pozwalać małemu Duńczykowi rzucać sobie „very fucking soon” bez konsekwencji i warto pokazać, że pamiętliwe z nas skurczybyki. Choć można też żywić nadzieję, że i bez tego – po tak pozytywnym doświadczeniu jak pierwszy występ Wielkiej Czwórki – żadna trasa po Europie nie obędzie się już bez Polski, ale kto powiedział, że jesteśmy skazani na jeden występ i kropka, jak to bywało dotychczas.