Niniejszy artykuł ma na celu przybliżyć Wam zamiłowanie Jamesa do polowań. Słusznie minione – ktoś by powiedział. Faktycznie, James już tego nie uskutecznia – przyznał w jednym z wywiadów, że robił, to co robił (przez plus/minus całe lata ’90) w ramach zabaw dla dużych chłopców, na które mógł sobie pozwolić mając czas i pieniądze, a z których już po prostu wyrósł (choć nadal podobno zdobyte trofea zdobią jego ściany). Nim to jednak nastąpiło, na łamach magazynu So What! ukazał się artykuł opisujący pijacki wypad Jamesa i Jasona na jedno z polowań. Poza tym zdjęcia, filmiki, ciekawostki itd. (z dalszej części magazynu i spoza nieg). Wszystko wewnątrz.
Nauki sztuki myśliwskiej James pobierał u tego człowieka, Briana Hemphilla (na zdj. z prawej), absolwenta renomowanej outdoorowej szkoły Royal Tine, posiadacza terenu łowieckiego o powierzchni ćwierć miliona akrów. Jego klientami byli też m.in. Al i Bobby Uncer (kierowcy wyścigowi).
W ’najszczerszym’ wywiadzie dla Guitar World w 2009r. James powiedział nieco więcej o swoim hobby, :
Sprawiasz wrażenie małomównego człowieka z gór…
Ma to wiele wspólnego z moim udowadnianiem sobie męstwa, z tym, że miałem wrażenie, że mój tata nie nauczył mnie wszystkiego, czego mógł – na przykład naprawiania samochodu, polowania, przeżycia. Tego typu rzeczy. Odczuwałem potrzebę nauczenia się tego i udowodnienia sobie, że jestem w porządku, jeśli umiem to zrobić. Taki był mój ojciec.
Nadal polujesz?
Obecnie nie odczuwam potrzeby zabijania czegoś tylko po to, żeby zabić. Nie jestem przeciwnikiem polowania, ale nie wydaje mi się to teraz tak potrzebne jak jechanie moim samochodem 190 km/h [110 mph]. [śmieje się]
Co zmieniło twoje podejście?
Polowanie na Syberii. To było zaraz przed tym jak poszedłem na odwyk, wtedy przesadzałem z piciem. Żona i dzieci były w domu a ja wszedłem mówiąc, “Na razie. Jadę na Syberię.” Poleciałem na Kamczatkę, polowałem na niedźwiedzia grizzly na skuterach śnieżnych w jednometrowym śniegu. Jeżeli byś spadł byłoby po tobie. Pewnego dnia widziałem krew niedźwiedzia i bardzo przypominała mi ludzką. To nie miało dla mnie sensu. Siedzieliśmy w małym kurniku na jakimś zadupiu, cztery godziny lotu helikopterem do najbliższego miasta, pijąc wódkę. Nie było nic innego do picia. Dla mnie to był koniec.
Innym razem w wywiadzie dla MTV Icon:
Przestałem pić na jakiś czas i nie odnalazłem Boga, czy czegokolwiek tam szukałem, więc postanowiłem wrócić do picia i jakby osiągnąłem szczyt, gdy byłem w Rosji na tej szalonej wyprawie myśliwskiej. Byłem w środku pustkowia na Syberii, polując na niedźwiedzie; i zatrzymałem się w tym kurniku z tymi Ruskami i wszyscy oni mieli AK-47 i wódkę. Utknęliśmy tam w śniegu na 4 stopy [1.22m], więc zaczęliśmy pić wódkę – przez tydzień nie było nic do roboty, poza siedzeniem i piciem. Gdy wróciłem do domu to zachowanie trwało nadal i po prostu wymknęło się spod kontroli. To rozbijało moją rodzinę i pojawiły się pewne ultimatum o wyrzuceniu z domu. Trzeba było tyle, żebym zdał sobie sprawę, co jest problemem.
Jeszcze innym razem, mówiąc o swoim idolu, Tedzie Nugentcie (że jest jego przeciwieństwem), powiedział:
Kocham polować. Kocham w tym ten element ucieczki i ciszy.
httpvh://www.youtube.com/watch?v=fTbfc74qkOU
[- Ile niedźwiedzi zabiłeś?
– Dwa.]
Rosja jest popierdolona. Jak tam oni piją wódkę. Stawiają butelkę na stole jakby to była woda. Ale to wódka!
– Piłeś wódkę?
– O tak! A co innego mogłem tam pić? Oni mówią jakby „Na zdorovie!”
– Na zdorovie!
Na tych zabawnych fragmentach widzimy jak m.in. wali ze strzelby do niczego, krzycząc „KURWA! (…) Mówiłem, żeby ze mną kurwa nie zaczynać!”
httpvh://www.youtube.com/watch?v=0lm6pVkBZF4
—————-
Ah, i niech tytuł artykułu nie będzie mylący – wyjęte z kontekstu słowa z „Of Wolf And Man”, choć pasują do hobby Jamesa, w istocie odnoszą się do wilkołaka, o którym opowiada kawałek (zainspirowany filmem „Wolfen”). Oni np. tego nie wiedzieli:
httpvh://www.youtube.com/watch?v=Fpks90IGWU4
Niejakiemu Hetfieldowi47 wyłączono, ale też nie widział. Jak widać myśliwi upodobali to sobie jednak. Taka tylko dygresja. A teraz artykuł z So What!:
—————-
DZIEŃ Z ŻYCIA
Argument za ograniczeniem dostępu do broni?
autor: Eric Braverman
Hej załoga!
Słysząc, że Tony Smith każe mi napisać coś do nowego numeru magazynu So What!, który teraz właśnie trzymasz w ręku, musiałem pogrzebać w pamięci, aby odkopać pewną opowieść, która przywołuje miłe wspomnienia.
Ta wyjątkowa historia miała miejsce wiele lat temu w Północnej Kalifornii i do tego czasu mnóstwo szczegółów mi gdzieś umknęło, ale opiszę Wam ogólny zarys tej sytuacji. Ciekawą rzeczą z tym związaną jest to, że wszyscy lubimy jammować. Po prostu brać w ręce gitary i improwizować kawałki, albo różne rytmy na perkusji. Na wycieczce James grał taki jeden numer, który potem znalazła się na Black Albumie pod nazwą „The God That Failed”. Grał to na gitarze akustycznej, a my śpiewaliśmy do tego głupkowate teksty. Nie przypuszczałem, że ten utwór za sześć, czy siedem lat znajdzie się na jednym z najlepszych albumów hard-rockowych.
James w Patagonii, Argentynie.
To była jesień 1987 roku i nigdy nie zapomnę jak pojechałem na weekend na polowanie z Jamesem i Jasonem. Jason zaprosił mnie do Kalifornii na weekend do drewnianej chatki, obiecując dobrą zabawę ze strzelbami i alkoholem. To tam właśnie podłapałem od chłopaków przywiązanie do broni i koktajli. Domek na ranczu był zaledwie godzinę lub dwie drogi na północ od San Francisco i jest własnością byłego gitarzysty Faith No More, Jimiego Martina i jego brata Loua. Ci faceci imprezowali tam od wielu lat. To bardzo specjalne miejsce, gdzie wśród lasów rozsypane są prochy Cliffa Burtona. Bardzo lubił tam przebywać w przeróżnych stanach upojenia.
Jason i ja spotkaliśmy się z Louem wcześnie w weekend i zaczęliśmy pić i palić czekając na Jamesa i Jima, którzy w nocy byli w mieście na koncercie Slayera na nowym, wszechstronnie znanym Stadionie, gdzie jestem pewien, że chcieli ukraść parę pomysłów na fajne kawałki.
Kiedy w końcu pojawili się w lesie, pijani z załadowanymi spluwami, byli niezwykle wojujący. Bluźnili, grozili innym i strzelali we wszystkie strony. W tym momencie moje bezpieczeństwo stanęło pod znakiem zapytania, nawet jeśli bycie ustrzelonym przez członka Faith lub Metalliki byłoby niezłym odejściem dla takiego rock-n-rollowego fana jak ja.
Po kilku godzinach tego ekstremalnego terroru i zagrożenia zauważyłem, że zaczynam być trochę pijany po piwie. W tej chwili chłopaki otworzyli wino, porto, fuj! Nie jestem pijakiem i wiem, ze porto mogłoby mnie wprowadzić w jeszcze większy stan upojenia [ma ~20% – red.]. Odmówiłem konsumpcji. Reszta biwakowiczów, wszyscy kumple Hetfielda i Martina, nie docenili mojego nastawienia do rozsądnego picia. Chłopaki zaczęli śpiewać piosenkę o przekonaniu mnie do picia wina porto. Piosnka szła mniej więcej tak:
Weź butelkę do ust
Weź butelkę do ust
Ericu Bravermanie zacznij pić
Bo bardzo długa jest droga
Na lotnisko Ericu Bravermanie
Długa jest droga do przejścia
Na lotnisko, więc…
Weź butelkę do ust!
Nie ma to jak być pod presją długowłosych facetów, którym alkohol uderzył do głowy, będąc w środku niczego, szczególnie gdy ten „środek niczego” należy do nich. Zakończyłem picie wina, które nie smakowało zbyt dobrze, a co gorsza zwróciło mi się. Ale zacząłem się przeciwstawiać nieuprzejmości Louegoi, Jima i Jamesa, robiąc tak wiele wkurzających komentarzy na godzinę, ile zdołałem zrobić. Nie przestali mnie jednak zastraszać to piciem większych ilości wina, strzelaniem do mnie, lub że mam wracać z laczka do mojego domu w Arizonie. Tamtej nocy próbowałem się ułożyć do snu w śpiworze wśród pijanych gwiazd rocka śpiewających „Weź butelkę do ust”, nie mówiąc o tym, że musiałem „spać z jednym okiem otwartym, mocno ściskając poduszkę”.
Po koszmarnej nocy podczas, której około pięć tysięcy pocisków przeleciało mi nad głową, obudziłem się jeszcze bardziej zastraszony i zagrożony. Muszę powiedzieć, że Jason Newsted nie brał udziału w tych wybrykach, ale też nie mogę go usprawiedliwić, gdyż nie przerwał tej głupiej zabawy, gdy Martin i Hetfield kontynuowali wymachiwanie bronią w moim kierunku.
Wcześnie rano, gdy chłopaki ładowali spluwy, postanowiłem udać się na krótki spacer po górach. James powiedział, żebym wziął jakieś wybuchowe cele na wzgórze, aby mógł poćwiczyć strzelenie z dystansu. W rzeczywistości były to małe przedmioty wypełnione prochem z nabojów. Rzeczy te były pomalowane fluorescencyjną, pomarańczową farbą, dzięki czemu mogły być widoczne z dalekich odległości. Gdy dotarłem na grzbiet wzgórza, spojrzałem w dół w stronę naszej chatki. Przez świerki ledwo mogłem dostrzec Jasona, Jamesa i Jima siedzących na ganku. Położyłem pierwszy cel i natychmiast usłyszałem strzały. Spojrzawszy ponownie w dół w kierunku naszego biwaku zobaczyłem dym unoszący się z lufy strzelb i słyszałem chichotanie mężczyzn i przeładowanie broni. Nic wielkiego, tylko paru moich rockowych herosów celowało we mnie ze strzelby myśliwskiej z ćwierć mili. Nie muszę dodawać, że zszedłem na dół żywy i opieprzyłem tych gości, bo zachowywali się, jakbym był jakimś zdemoralizowanym gościem, którego powinno bawić brzęczenie kul. Często myślałem, jakby to się na nich zemścić, w chwili kiedy są najbardziej wrażliwi – na scenie. Ale na każdym koncercie Metalliki na jakim byłem, w kierunku sceny lecą miliony pocisków, jako że podekscytowani, głupich fani rzucają czym popadnie. Widziałem dosłownie dwa tysiące butów lecących w kierunku sceny tego lata. W życiu zwykle to co z ciebie wychodzi zwykle do ciebie wraca i tak jest też w świecie Metalliki. Tylko teraz nie myślcie, że James i Jason są niebezpiecznymi, noszącymi broń maniakami (tylko James). I to właśnie był taki jeden, szczególny wypad, o którym pomyślałem, że chcielibyście wiedzieć.
Od redakcji [So What!]:
Broń jest niebezpieczna! Metallica i Metallica Club nie zalecają i nie popierają takiego typu zachowania. Mieszanka strzelb, alkoholu i głupoty jest czymś, czego nie pochwalamy.
Na kolejnych stronach magazynu dokopujemy się do zdjęć:
—————-
Wielu z Was pisze i pyta o doświadczenia łowieckie Jamesa, więc pomyślelismy – co lepszego możemy zrobić, jak dać Wam nieco zdjęć z Jamesem w polu, mówiąc kolokwialnie. Powinniśmy nadmienić, że nie wszyscy w Metallice są wziętymi myśliwymi, czy – w tym wypadku – w ogóle jakimikolwiek myśliwymi. James jest najbardziej zapalony, ale zawsze szybko dodaje, że w istocie zjada to, co upoluje.
Jak widzicie, niektóre ze zdjęć są dość naturalistyczne, ale udawanie, że polowania są choć trochę mniej krwawe byłoby z naszej strony niesprawiedliwością.
Wiemy, że pośród naszych członków są tacy, którzy nie zgadzają się z, albo nie tolerują polowania, szanujemy ich opinię i wierzymy, że będą zdawali sobie sprawę, że nie mamy tu zamiaru gloryfikować, czy tonować tego tematu. Rzeczywiście, wiemy, że już same zdjęcia pokazują dokładnie jak poważnie należy traktować polowanie. Z któregokolwiek punktu widzenia, za, czy przeciw, jest to coś, czego nie powinno się lekceważyć..
Ale na tą chwilę, dla dobra tych kartek, włóżmy nasze myśliwskie czapki, weźmy strzelby do rąk i dołączmy do Jamesa w polowaniu na tego Poduego Kłólicka. That’s all folks!
—————-
Wszystkie zdjęcia pierwotnie ręcznie podpisane przez Jamesa
(niestety to oryginalny rozmiar z pisma w wersji .PDF, możecie użyć ctrl + + w razie potrzeby):
Młody samiec [jelenia]w Colorado przed genialnym wypadkiem na quadzie (40 szwów na czole w wykonaniu Dr. Backwoodsa)
Łowienie sumów w kanale w Kanadzie z klubem wędkarskim metallekipy (poszukują polewaczy piwa) na trasie Black Albumu, tak! Było kurewsko zimno i tak, to jest piwo! ! (hey… już [przecież] po 7:00 rano]
14 i 3/4 cala! Nie, nie to co myślicie. To długość rogu tej wyomingskiej antylopy podczas tygodniowej wyprawy w Olt w 1994r. Niezły stos flaków! Komuś wątróbki z cebulką?
Ja, Remy (mój remington 30-06), dzik. 77 kilo po wypatroszeniu. Grudzień 1993 / Północna Kalifornia. NIEZŁA WYŻERA!!
Ja & Chopper (stary kumpel od polowań) 2 dni na kaczkach. Wstałem o 6:00 z KACEM, normalny rytuał. Kalifornia, Delta / Listopad 1993
(Od lewej do prawej) Tule Lou, Jake & Ja z kilkoma bażantami obrożnymi (tymi, któr pies, albo Lou jeszcze nie przeżuli). Luty 1993
Spakowani na styk (4 z nas) na kalifornijskie ślimaki. (Tak, umiem liczyć, ktoś musiał zrobić zdjęcie). Moje pierwsze nurkowanie po słuchotki. EXTRA SUPER WYŻERA!! Październik 1994. Nie skaleczcie palców na kamieniach. Rekiny wam się dobiorą do dupy!
Indyk w północnej Kalifornii zeszłego roku. Trofea z indorów ocenia się oczywiście nadając plakietki. Włosy, które rosną im na klatach nazywa się brodą. 10″ brody na tym samcu, 2″ brody na mnie.
Mój pierwszy mulak. 10 dnia na wyprawie w Colorado w październiku. Poroże jest jeszcze chrząstkowe [tzn. że zwierzę było młode, rogi nie były ukształtowane do końca – red.] 4 dni jazdy mini-truckiem i 1 kaseta wideo. Z paroma przystankami na podarowanie nieco grosza kasynom Nevady.
Po rozpruciu dwóch psów myśliwskich tymi kłami, ten podły skubaniec zarobił ołowiem w oko od innego podłego skubańca!! 100 kilo po wypatroszeniu (rozcięciu). Północna Kalifornia / Grudzień 1993
Pstrąg z poderżniętym gardłem na wysokości 2.6km w Kolorado. Zapakowałem się na wyżyny po łosia. Nie było łosia, ale nie głodowaliśmy.
Wyomingski mulak / Październik 1994. Grizzli zeszły z wyżyn i BYŁY GŁODNE! Więc po rozlewie krwi musisz brać dupę w troki jak najszybciej!
Galeria innych zdjęć: