W ramach uczestnictwa w tegorocznej edycji Off Festivalu (z którego relację dzień po dniu możecie przeczytać tutaj) mieliśmy przyjemność porozmawiać z paroma polskimi i zagranicznymi artystami. Jednym z nich był mR.trip, czyli Maciek Janas – wokalista i gitarzysta metalowego zespołu Ketha. Ta obiecująca polska grupa wystąpiła chwilę wcześniej w pełnym słońcu przy 35°C na Scenie Głównej festiwalu. Mimo to, amatorów ciężkich brzmień entuzjastycznie reagujących na to, co działo się na scenie nie brakowało.

Powiedz mi, jak się czujesz po tym ekstremalnym koncercie? Nie tylko muzyka ekstremalna, ale temperatura również.
Rzeczywiście, to był ekstremalny gig! Było ciężko, bo jest strasznie gorąco.
Mimo to zebraliście sporą publiczność jak na jeden z pierwszych koncertów oraz jak na takie warunki, do tego daliście czadu. Jak odbierasz ten koncert?
Grało nam się dosyć dobrze, chociaż na takim feście nie ma za bardzo czasu na wiele rzeczy. Gdybyśmy mieli jeszcze z 5 minut, by sobie przygotować scenę, byłoby fajniej. Ale grunt, że przeżyliśmy, daliśmy radę.
Czy to był wasz typowo festiwalowy występ, takie „best of”, czy chcieliście zaprezentować jakąś konkretną część waszej twórczości?
Wiesz co, „best of” w tym wypadku to ciężko powiedzieć (śmiech). Trzy pierwsze numery, które graliśmy to w ogóle jest całkiem nowy materiał, który na jesieni będziemy nagrywać. Później była EPka, którą wydaliśmy, 2 numery z poprzedniej płyty, a 1 z pierwszej. W zasadzie ze wszystkiego, co do tej pory wydaliśmy, to coś tam liznęliśmy tego materiału.
Chciałem spytać o tę ostatnią EPkę, ale od strony graficznej, bo jest bardzo ładnie wydana. Widać, że dbacie o takie rzeczy. Kto wpadł na pomysł, by wydać ją w ten sposób, kto projektuje grafikę?
Ja projektuję, bo jest to mój zawód, zajmuję się grafiką. Z tego żyję, bo z muzyki, którą robimy się żyć nie da. Trochę inaczej to miało wyglądać, ale musieliśmy mierzyć siły na zamiary. Koncept był trochę bardziej rozbudowany, ale położyły nas koszty. Nie chcieliśmy już męczyć naszego wydawcy, bo to i tak była kosztowna rzecz, a materiał jest krótki i żeby nie doszło do sytuacji, gdzie 17 minutowy materiał będzie kosztował 35 zł. Trochę odpuściliśmy, ale i tak jest chyba fajnie.
Jeżeli chodzi o waszą przygodę z sekcją dętą, słyszałem, że sporo się namęczyliście nad nagrywaniem i długo to trwało.
Trwało to długo, bo było to 3 niezależnych osobników – Kuba Curzydło był puzonistą, Bartosz Wielgosz, nasz przyjaciel, przez którego szukaliśmy innych ludzi był saksofonistą, oraz Łukasz Lis na trąbce i tubie. Wszystko było fajnie, tylko zgrać kalendarz tych trzech osób, bo to są zarobieni muzycy, grający po różnych składach plus studio…
Czytałem, że zajęło wam to pół roku.
Tak, a nagranie zajęło nam 2 godziny. To śmieszne, ale udało się.
Słyszałem takie opinie, że gracie muzykę dla muzyków – że jest ona tak ambitna, że trzeba się na niej znać, żeby ją zrozumieć. Czy taka opinia to jest dla Ciebie komplement?
Ja się z tym nie do końca zgadzam. To tak jakby powiedzieć, że Meshuggah, czy kupa innych bandów grających technicznie… Chociaż nie uważam, że my gramy jakoś specjalnie technicznie. Nagle okazałoby się, że jest chyba mnóstwo muzyków na świecie. Czy to jest komplement? Fajnie, że ktoś w ogóle tego słucha. Takie opinie nie są częste. Dla masy ludzi, poszukiwaczy nowych dźwięków interesujących się muzyką, dla których cała muzyka jest ważna, nie zagłębiając się w gatunki to większość takich bandów będzie fajna. To, że nie ma zwrotki i refrenu, to nie oznacza, że tylko ktoś, kto umie grać na bębnach czy gitarze będzie chciał tego słuchać. Chociaż na nowej płycie będą.
Czy zamierzacie wprowadzić na nowej płycie jeszcze jakieś nowe elementy, których do tej pory u was nie było?
Dodatkowe bębny, to co dziś zrobiliśmy na Offie i najpewniej będzie to ta sama osoba, czyli nasz poprzedni bębniarz. Odszedł od nas, ale zatęsknił i my za nim też. Poprostowaliśmy po drodze różne historie i wydaje mi się, że będzie znowu fajnie. I zobaczymy co jeszcze, coś w studiu się jeszcze pewnie pojawi. Jak nagramy tą bazę, to pewnie przyjdzie nam coś nowego do głowy, tak jak przy EPce.
Szybko pracujecie w studio? Ile zajmuje wam praca nad materiałem?
Samo nagranie zawsze idzie szybko, bo to są pieniądze. My nie mamy budżetu, sami wykładamy pieniądze, więc musimy się sprężyć i jechać tam przygotowanymi. I to zawsze jest bardzo szybko, bo na przykład wszystkie gitary na EPkę nagrałem w 5 godzin. Na poprzednią płytę w 2 wieczory. Jak już jedziemy nagrywać, to nie jest tak, że przyjeżdżamy i będziemy wymyślać materiał w studio i się go uczyć, tylko jesteśmy gotowi, ograni – wchodzimy i bam. Inna kwestia, ile razy robimy później dodatkowe rzeczy – ile miksujemy, ile masterujemy. To nam zawsze schodziło długo.
Mówisz, że jeszcze robisz coś innego poza muzyką. Traktujecie ten zespół jako priorytet w przyszłości, czy jest to poboczny projekt, bo oprócz tego macie swoje prace, zajęcia itd.?
Każdy ma pracę, ale na przykład Bartek pracuje w korporacji na co dzień, ale dorabia i robi technikę na wielkich festiwalach, więc jest obok tej muzyki cały czas. Ja robię grafikę, ale zdarzają też się zlecenia dla zespołów. Pomijając już ile ja muzyki słucham. To jest hobby, pod takim kątem, że profesjonalnie się tym nie zajmujemy, nie żyjemy z tej muzy. Nie poświęcamy się każdego dnia, że zajmujemy się graniem. Czy się uda dojść do tego etapu, że gramy i nic poza tym, to nie wiem – szczerze wątpię. Może byśmy chcieli, może byśmy nie chcieli… Teraz to jest ciężko wyrokować. Natomiast jasne, że będziemy walczyć o kolejne koncerty, będziemy chcieli się wepchnąć na jakąś trasę po Europie z większym bandem – pytanie, czy nam to się uda. Ale próbujemy cały czas. Gdzie się da to mailujemy, facebookujemy i co tam jeszcze na potęgę.
Co was inspiruje? Co kto wnosi do waszej muzyki – jakie składowe? Ja słyszałem w waszym materiale trochę King Crimson – ze względu na metrum. Chociaż na koncercie nie za bardzo było to odczuwalne. Może ze względu na brzmienie…
I temperaturę.
…Tak, co innego jest na płycie, można dodać smaczki, a na koncercie to „wali prosto między oczy”. Ale klasyką też się inspirujecie?
Crimson jak najbardziej. Myślę, że nie tylko dla mnie, ale i dla reszty chłopaków. W ogóle Fripp i Adrian Belew, bo według nas ten skład robił najlepsze rzeczy w Crimsonie. To jest na pewno kopalnia inspiracji – ale inspiracji, a nie podbierania patentów. Myślę, że już teraz to jest taki etap, że oczywiście cały czas wychodzą płyty, które powodują to, że słuchasz i nagle wow – siadasz, bierzesz gitarę i grasz. Nie to, że chcesz powtórzyć to, co usłyszałeś, ale daje ci to kopa „dobra, ja też chcę grać”.
Czyli słuchacie dużo nowej muzyki i jesteście na bieżąco?
Cały czas. Ja jestem teraz zafascynowany Swans. To jest dla mnie zespół życia jak na razie. Te dwie, a w zasadzie 3 płyty po tej reaktywacji to są rzeczy, do których co chwilę wracam. Na okrągło do tego wracam. Ale jest też masa innych gatunkowo rzeczy. Jeżeli masz na myśli muzykę klasyczną to jest Rachmaninow, wczesny Penderecki. Jest cała masa jazzu. Generalnie wszystko cię może zainspirować – możesz obejrzeć dobry film i to też cię poruszy.
Słuchacie podobnej rzeczy, czy nagle ktoś przynosi coś nowego, mówicie „wow” i pracujecie nad jakąś nową częścią muzyki?
Nie słuchamy tego samego. Na pewno spotykamy się – jest jakaś wypadkowa tego, czego słuchamy. Maciek Dzik, bębniarz, słucha rzeczy, których ja osobiście nie lubię – te tzw. djenty, to jest coś czego ja nie cierpię, mnie to nie wzrusza. Aczkolwiek nie można odmówić, że są to goście, którzy wiedzą jak grać i szacun za to, ale nie jest to moja bajka. Ja zawsze wolałem takie rzeczy, w których czuć emocje, a nie wystudiowane, wycyzelowane, że tu wyliczyłeś do 7 i koniec. Nawet jak u nas są takie trudne podziały, to to się nie bierze z chęci udziwnienia. Tylko po prostu tak wyszło, że tutaj chciałem, żeby było przebicie i koniec.
Jesteście zadowoleni ze swojego statusu do tej pory? Gdzie mierzycie?
Wiesz, nasz status to jest chyba żaden (śmiech).
Czujecie, że odkrywacie coraz nowsze rejony, że docieracie do większej ilości ludzi, że to się ciągle zmienia?
Trochę się zmienia. Ta nazwa na pewno nie jest już taka obca. Trochę tych gigów pograliśmy, są 3 płyty. Myślę, że powinniśmy być dużo dalej, ale nie mieliśmy specjalnie szczęścia. W momencie jak po 1 płycie pojechaliśmy z Mińskiem w trasę po Europie mieliśmy fantastycznego gościa, który chciał się zajmować organizacją tras i były plany na kolejne jeszcze fajniejsze wyjazdy. Ale on w pewnym momencie stwierdził, że się jednak nie chce już tym zajmować. Później było wielkie szukanie kto mógłby się tym zająć, ale taki ktoś już się nie pojawił. Zostaliśmy sami, nie mieliśmy aż tylu kontaktów i pewnie powinniśmy mieć za sobą jakieś 100 koncertów więcej, niż to co mieliśmy zagrane. Ale tak jak mówię, przeciwności losu czasami nas ewidentnie kładły. Z drugiej strony myślę, że jak już tyle przeszliśmy i tyle pchamy ten wózek, to będziemy go pchali. I wierzę, że z każdą kolejną płytą ta publika też będzie rosła i że świadomość wśród ludzi, że jest taki zespół i on coś robi innego w tym ciężkim graniu – że to będzie rosło.
A jakie są wasze plany na przyszłość? Ten nowy album niedługo będzie? W jakim terminie? I później trasa – celujecie bardziej w Europę, czy macie jakieś inne plany?
Zobaczymy dzisiaj, bo jesteśmy ustawieni z jednym bandem na pogawędkę, bo facebookujemy ostatnio dość intensywnie. Widzieli koncert i zaraz im dam płyty, więc zobaczymy czy coś jest do ugrania i jakie to są koszty. Bardzo byśmy chcieli, nawet jeśli nie byłoby jeszcze tej nowej płyty to mamy gotowy set koncertowy i możemy jechać w każdym momencie tak naprawdę. Gramy bardzo często próby i tylko dostajemy zielone światło i wsiadamy i jedziemy. Natomiast nagranie mamy na początek listopada, wokale pewnie zrobimy w grudniu i pytanie jeszcze gdzie to zmiksujemy. To jest zawsze wielka niewiadoma i jeżeli się uda, to być może z początkiem roku to wyjdzie. Ale na razie nie chcę się napalać, bo wiem jak to było przy poprzednich płytach. Na pewno przyszły rok. No i trasa po Polsce – też walczymy z dużym super bandem i naszymi super przyjaciółmi. Myślę, że to się uda, że z nimi się uda. Celowaliśmy wcześniej w innych znajomych, ale z nimi się nie udało się nigdy dogadać. Ale próbujemy.
Do tej pory co uważacie za wasze największe osiągnięcie? Jakiś konkretny koncert, jakaś trasa, którą najlepiej wspominasz?
Trasa z Mińskiem cały czas, bo raz ze świetni ludzie, świetny wyjazd. Abstrahując od tego, że nie każdy pewnie wie, że trasa po Europie wcale nie oznacza, że zawsze grasz w olbrzymich klubach. To była trasa po małych klubach – raz większe raz mniejsze, raz przychodziło więcej osób, raz mniej. Raz odbiór był lepszy, raz gorszy. Natomiast 2,5 tygodnia dzień w dzień grania było fantastycznym doświadczeniem – jeździć i niczym innym się nie zajmować. Gig z Gojirą też był bardzo fajny w Krakowie. Z Vaderem i z Riverside jak graliśmy dla Covana – też ekstra sprawa. Raz dla samej sprawy, a dwa, że Vader był dla mnie kiedyś absolutnym nr 1 w takim typowym metalu, uwielbiałem tej zespół. Teraz może trochę mniej mi się podoba co robią, ale dalej w pas Peterowi się kłaniam i wielki szacun za konsekwencję i za to co osiągnął. Największe osiągnięcie to chyba to, że cały czas to robimy, że wychodzi ten materiał. Chyba ta EPka jest tak naprawdę takim osiągnięciem, bo praktycznie już nie było bandu jak ona była nagrywana i ten band się nagle zbudował po drodze i jesteśmy i dzisiaj lądujemy na Offie. I to jest super, takie zwieńczenie naszego ostatniego pół roku.
EPka była czymś, żeby pokazać nowy kierunek w waszej muzyce?
Chyba nie, bo zawsze chciałem żeby każda płyta była inna. Wiadomo, że to będzie ciężkie, nie zaczniemy za chwilę robić ballad, ale żeby zawsze było inne podejście. I tak jak EPka jest tak naprawdę jednym długim utworem, to nie będziemy już czegoś takiego robić. To znaczy nie będziemy się silić na drugą mega opowieść poszatkowaną na ileś tam elementów. Więc teraz kolejna płyta ma schemat piosenek – to są piosenki – zwrotka, refren, solo, refren. Mniej więcej.
Czyli materiał jest praktycznie gotowy?
Tak, czegoś takiego nie zrobiliśmy jeszcze, a ja bardzo chciałem. Jest też więcej melodii jest w gitarach. Nie będzie grania na 1 strunie, tylko będzie się więcej działo. Następna płyta też pewnie będzie jakaś inna. Czas pokaże.
Duże masz nadzieje związane z tą nową płytą? Bo z tego co słyszę, będzie ona bardziej przystępna dla ludzi.
Tak wyszło, to też nie było założenie. Ja sobie w domu jak zwykle „pykałem” te riffy. Recenzentem zawsze jest moja żona, która biedna musi tego słuchać. Teraz jeszcze córa słucha. Jak grałem wcześniej jakieś numery, to ona mówiła „eee, nuda” (śmiech). A teraz jak gram, to ona później chodzi i śpiewa te riffy. Więc myślę „o to siadło, to chyba będzie ok”. Natomiast nadzieje… Wiem, że sama płyta jeszcze niczego nie robi. Jeżeli nie uda się zrobić tak, że jest płyta, ale jest później trasa po Polsce i przynajmniej jeszcze parę gigów za granicą to uznam, że nam się nie do końca udało. Przy tym zalewie muzy, jaki jest teraz… Nawet to, że jesteśmy na torrentach, co jest jakimś wyznacznikiem, że kogoś to obchodzi.
Więc w dzisiejszych czasach to jest plus, że jest się na torrentach?
No tak, jak ja widzę, że jest to na torrentach, to sobie myślę „to świetnie, słuchajcie”. Pieniędzy ze sprzedaży płyt i tak nie ma, więc ważne, żeby ktoś chciał tego słuchać. Natomiast ta ostatnia płyta i tak się bardzo ładnie sprzedała. Pierwszy nakład poszedł, teraz jest drugi, więc jak na taką muzę i takie czasy to chyba fajnie. To mnie cieszy.
Czekacie jeszcze na jakiś koncert tutaj na Off Festivalu, który chcecie zobaczyć?
Tak, wczoraj byliśmy na Susanne Sundfør, byliśmy na Sunn O))) – ja byłem połowicznie – powiedzmy, że za dużo słońca (śmiech). Dzisiaj to wiadomo, The Dillinger Escape Plan, chociaż widziałem ich kilka razy, ale to jest fenomenalny band. Sun Ra tak samo jest do zobaczenia, Kinsky’ego pewnie jeszcze raz zobaczymy. Selvhenter to też bardzo ciekawa rzecz i też chcę to zobaczyć. Sun Kil Moon, Run The Jewels, ale to chyba jutro, więc nie wiem czy przyjadę.
Rzeczywiście różne inspiracje.
Run The Jewels – mega mi się podobała ta ostatnia płyta. Słuchałem tego też w domu i zszokowałem rodzinę. Od czasu Public Enemy nie puszczałem rzeczy bliskich hip hopowi, także jak widać rozrzut jest spory, ale to też jest piękne w tym festiwalu, że są totalnie inne bajki, ale to są wszystko bardzo fajnie rzeczy. I ja tak właśnie muzę postrzegam.
Nie dzielisz jej na gatunki, tylko na emocje, które wywołuje?
Albo jest dobra, albo nie jest. Dla mnie, bo wiadomo, że nie wszystko wszystkim się podoba.
Na koniec może takie głupie pytanie, ale interesuje mnie to, skąd wasza nazwa Ketha, bo nie spotkałem się wcześniej z takim słowem. Czy ono coś oznacza?
Ketha w Indiach to w ogóle imię jak się okazało. Natomiast jest religia sikhizm i tam wyczytaliśmy, że jak mężczyźni dojrzeją i są po 30stce – czyli ja już się kwalifikuję od paru lat – to mogą uczestniczyć w sesjach medytacyjnych, które dają im oświecenie i te sesje nazywają się ketha. Fajnie brzmiało słowo, podobała nam się historia do tego, chociaż tematu religii raczej nie chcemy ruszać i tak zostało.
Dziękuję bardzo za wywiad, bardzo miło było porozmawiać. Życzę sukcesów i żeby ten nowy album był waszym skokiem w przód.
Będzie dobrze, dzięki!
https://www.youtube.com/watch?v=BIrNZdzJ-oY