W końcu doczekaliśmy się czasów, gdy polska scena undergroundowa jest naprawdę silna! Słuchacze non-stop są zasypywani ciekawymi albumami, a niezależne wytwórnie wkładają całe zaangażowanie w ich promocję, co oczywiście procentuje (mowa chociażby o Witching Hour). Kapelą, z którą warto się zapoznać jest bez cienia wątpliwości warszawski Morthus. Młodzi muzycy po czterech latach działalności opublikował w końcu swój debiutancki longplay, „Over The Dying Stars”. Wydawnictwo w większości spotkało się z pozytywnymi opiniami, a jego recenzji nie mogło zabraknąć także na naszej stronie. Premiera była doskonałą okazją do przeprowadzenia wywiadu z kapelą. W tym celu skontaktowaliśmy się z ich wokalistą, P., który bez problemu zgodził się udzielić odpowiedzi na kilka pytań. Z rozmowy możemy dowiedzieć się jak powstają kompozycje, jaka idea przyświeca kapeli, a także co zdaniem chłopaków wpływa na sukces młodych formacji.
DeathMagnetic.pl: Po pierwsze gratuluję wydania pierwszego pełnego albumu, „Over The Dying Stars”! Zapewne jesteście z niego bardzo dumni. W jaki sposób powstawał materiał na płytę? Każdy przynosił własne pomysły, czy może wspólnie jamowaliście?
P.: Przynosiłem gotowe kompozycje na próby. Wyjątkiem jest 'Across the Void’, gdyż szkielet tego numeru został w całości napisany przez Kardynała. Dopiero mając tę bazę wspólnie w niej rzeźbiliśmy, czasami ją modyfikując. Każdy tworzył swoją partię, a ostatecznie nagrywaliśmy te numery w wersji demo, aby finalnie sprawdzić czy wszystko siedzi tak jak powinno. Jamowanie na próbach rzadko się sprawdzało, owszem powstawało dzięki temu wiele fajnych patentów, ale często nie było gdzie później ich wrzucić. Sprawdza się natomiast jak jedna osoba pisze muzykę i jednocześnie liryki, bo od razu tworzy się w głowie to, gdzie będzie miejsce na wokal, a gdzie partia czysto instrumentalna. Jeśli wszystkim w zespole się podoba, znaczy że jest ok, jeśli nie to dalej dłubiemy. Choć obecnie chyba się to zmieni i będzie więcej wspólnego jamowania, zobaczymy co z tego będzie.
Często słuchacie muzyki, którą sami skomponowaliście? Wielu artystów po nagrywkach odczuwa zmęczenie materiału i musi od niego „odpocząć”. Jak jest z Wami?
Dzięki temu, że jesteśmy z nią osłuchani, nie musimy się zastanawiać co jest po czym i wychodzi to z nas naturalnie. Ze słuchaniem własnej muzyki jest trochę jak z wąchaniem gaci, trzeba to zrobić, bo inaczej nie dowiesz, czy się nadają, jednak zbyt częste robienie tego jest zboczeniem lub przejawem samouwielbienia. Mi ta płyta wciąż dobrze wchodzi, bo nie wieje tam nudą, choć więcej nasłuchałem się utworów w wersji demo. Receptą na poczucie zmęczenia materiału w moim przypadku było po prostu zabranie się za tworzenie nowego, myślami zostawiłem tą płytę już dawno za sobą i zacząłem kombinować dalej, czego owocem jest już ok. 30 min nowego materiału, napisanego jednym ciągiem, za który powoli będziemy się zabierać na próbach. Chyba, bo tak jak wspomniałem wcześniej, zobaczymy co z tego będzie.
Jak istotna jest dla Was warstwa liryczna albumu? Piszecie raczej teksty na podstawie własnych doświadczeń, czy stawiacie na ciekawie brzmiące historyjki?
Muzyka niesie emocje, liryki treść. Jedno nie wyklucza drugiego. Własne doświadczenia również mogą być ciekawie brzmiącymi historiami, oczywiście odpowiednio ubranymi w metafory, co daje ogromną liczbę interpretacji, dzięki czemu każdy może się w nich odnaleźć. Choć liryki to nie tylko doświadczenia, ale też przemyślenia, czy po prostu wewnętrzny głos, który domaga się uzewnętrznienia.
Tytuł albumu po przetłumaczeniu brzmi „Ponad wygasłymi gwiazdami”. Skąd właściwie wziął się taki pomysł? Czy rzeczywiście jest to nawiązanie do obecnej sytuacji w metalowym świecie, gdzie dawni weterani podziemia robią się coraz starsi i coraz trudniej znaleźć ich godnych następców?
Przez długi czas nie mieliśmy pomysłu na tytuł. Zrodził się on, gdy siedzieliśmy nocą na dachu studia po sesji nagrań, konsumując różne specyfiki, a niebo było przejrzyste. Zawsze sobie wyobrażam patrząc w niebo pełne gwiazd, że wcale nie jest ono nade mną, tylko jest oceanem, nad którym się unoszę. Wystarczy w wyobraźni zmienić percepcję. W każdym wywiadzie było pytanie, czy to nawiązanie do obecnej sytuacji, więc coś chyba faktycznie ma się na rzeczy. Nie zapominajmy jednak, że największe gwiazdy spalają się bardzo długo, a ich wybuch jest dużo bardziej odczuwalny. Umierająca gwiazda albo była wielka i miała długi żywot, albo była mała i szybko wyczerpało się jej paliwo. Gwiazdy (słońca) są również synonimem bogów, praktycznie każda religia opiera się na kulcie słońca i systemie solarnym. Postawiliśmy na ten tytuł ze względu na jego wiele znaczeń i interpretacji.
Jakiś czas temu Nergal stwierdził w wywiadzie, że współczesny death/black metal jest bardzo generyczny i nudny. Zgodzisz się z tym stwierdzeniem?
Nie wiem jakiego death/blacku on słucha, ja głównie siedzę w tym klimacie i jakoś nie narzekam na nudę. Co chwila znajduję jakąś kapelę, która potrafi mnie czymś zaskoczyć. W jakimś wywiadzie powiedział również, że wszystko zostało już wymyślone i zagrane, więc nie wiem czego oczekuje. Oczywiście jest cała masa kapel, które są przeciętne i nie można wymagać, by każda była wybitna. Nie starczyło by życia, aby się ze wszystkimi zapoznać. Wystarczy wymienić kilka kapel, które wydały album w ciągu ostatnich paru lat, aby udowodnić, że kondycja współczesnego death i black metalu oraz wszystkich pochodnych jest wysoka: Witchrist, Dead Congregation, Degial, Swallowed. Tak samo Teitanblood i ich „Death” z 2014 roku, choć to już dość stara kapela, ale album całkiem świeży.
A w jaki sposób staracie się, by Wasza muzyka zachowała świeżość?
Przede wszystkim gramy muzykę, tak aby nam samym się podobała. Nie wymuszamy niczego, unikamy sztuczności i czegoś, co by się gryzło z naszym muzycznym sumieniem. Poza tym czerpiemy inspiracje z różnych źródeł, co ciągle powiększa naszą bazę pomysłów i motywów, których potem używamy, ubierając swoje historie w rytm i dźwięki. Np. w przypadku Hellwolfa, to nie ma koncertu, na którym zagrałby wszystko tak jak na poprzednim. Ciągle coś zmienia i dlatego granie na żywo jest jego żywiołem i nie ma problemu z ogrzewaniem własnych kotletów.
Powróćmy na chwilę do początków Morthus. Wraz z Hellwolfem i Rageblastem jesteś w kapeli od samego początku. Jak wyglądały pierwsze próby i jaka idea Wam przyświecała? Czy przez te kilka lat zmieniło się Wasze podejście do muzyki?
Pierwsze próby to głównie szukanie miejsca do grania. Prawie dwa lata trwało zanim znaleźliśmy salkę na stałe. Idea przyświecała jedna, po prostu chęć tworzenia i posiadania czegoś własnego. To się nie zmieniło. Z czasem dostrzegłem, że wraz z muzyką idzie treść, ten obszar cały czas staram się eksplorować, a pomysłów nie brakuje. Myśli tylko czekają, aż zostaną ubrane w słowa. Podejście zmieniło się pod względem nagrywania, odkryliśmy jak działa studio oraz jak te patenty można przemycić do siebie. Przedprodukcje robione do płyty były o piekło lepsze od demówy „Legacy…”, której koszt wyniósł cztery browary.
Jesteście młodym zespołem, zapewne doskonale wiecie jak ciężko jest się przebić i odnieść sukces w przemyśle muzycznym. Co Twoim zdaniem ma na to największy wpływ? Ciężka praca, czy może kluczowym czynnikiem jest pojawienie się w odpowiednim miejscu i czasie?
Ostatnio na koncercie Bestiality w Łodzi usłyszałem, że najważniejsza jest stylówa oraz to, jak zespół wygląda na scenie i w sumie ciężko to negować. Stare porzekadło mówi, że ciężka praca popłaca, ale w praktyce nie zawsze zostaje ona doceniona, a wstrzelenie się w odpowiedni czas i miejsce to raczej kwestia przypadku. My wychodzimy z założenia, że trzeba cały czas iść do przodu, po trupach, nie oglądać się za siebie i po prostu robić swoje – jak na wojnie. Nawet jeśli polegniesz, nikt nie zarzuci Ci, że nie próbowałeś osiągnąć celu.
Death i black metal to jednak nisza, która najprężniej rozwija się w środowiskach undergroundowych. Wymiana nagrań od samego początku była istotna dla tego ruchu. Jesteś muzykiem, jak się na to zapatrujesz z tej perspektywy? Czy np. pobieranie muzyki z internetu jest bardzo krzywdzące dla artystów, szczególnie tych młodszych?
Myślę, że jest w pewnym sensie budujące. Lepiej żeby ktoś słuchał muzyki, którą dobrowolnie ściągnął, niż nie słuchał wcale. Zawsze w takiej osobie jest nadzieja, że pójdzie na koncert, tam kupi płytę lub koszulkę i w jakikolwiek sposób wspomoże zespół. Zresztą nie odkrywam tymi słowami Ameryki, każdy doskonale wie jak to działa we współczesnym świecie.
Witching Hour zdecydowało się jednak opublikować „Over The Dying Stars” w całości do odsłuchu za darmo. Czy z Twojego punktu widzenia jest różnica w jaki sposób słuchacz zapozna się z kompozycjami?
Obecnie większość płyt publikowana jest w całości za darmo. Dla mnie nie ma to znaczenia, ważne żeby muzyka dotarła do słuchacza, choć wiadomo, że słuchanie muzyki w biegu lub w przerwie na przeglądanie Facebooka trochę nie pozwala wczuć się w klimat. Ale nie można od każdego wymagać, że pierwsze przesłuchanie nastąpi ze świeżo przysłanego winyla w kręgu ze świec. Tak samo jak od każdej kapeli tego, że po odurzeniu się różnymi substancjami i przygotowaniu pomieszczenia do rytualnego odsłuchu, wgniecie nas w ziemię za pierwszym razem (mi zdarzyło się tak raz). Myślę że wystarczy na chwilę oderwać się od wszystkiego, zamknąć oczy i dać sobie popłynąć w tych dźwiękach.
Domeną black metalu jest także satanistyczna i antyreligijna otoczka. Czy po tylu latach można w tej dziedzinie zachować oryginalność? Traktujesz to jako uzupełnienie wizerunku kapel, czy tani chwyt marketingowy?
Zależy w przypadku jakiej kapeli i co ona sama przez to rozumie. Szatan zawsze był nieodłącznym elementem tej muzyki, choć przybierał różne formy. Niektórzy usilnie wmawiają, że wierzą w personalnego Szatana, inni traktują go tylko jako symbol, a w ustach niektórych brzmi to trochę jak przedszkole, które dopiero co nauczyło się przeklinać. Oryginalność zazwyczaj jest wtedy, gdy zespół wie dlaczego decyduje się na takie coś i nie jest to wymuszone. Poza tym czemu coś co uzupełnia wizerunek kapeli nie może być chwytem marketingowym?
W materiałach prasowych powołujecie się na Bathory, który jest właściwie prekursorem takiego grania. Jak wielkie znaczenie miała dla Was twórczość Quorthona?
Jesteśmy raczej pokoleniem, które poznało jego twórczość dopiero po tym jak zmarł, wychowani już w przekonaniu o kulcie tego zespołu. Dla nas Bathory to po prostu wiele świetnych płyt, których uwielbiamy słuchać i one nas inspirują. Pokazują bowiem, że bez profesjonalnego zaplecza, wręcz w domowych warunkach można stworzyć muzykę, która przetrwa próbę czasu i dotrze do ludzi na całym świecie. Nam jedynie pozostaje podtrzymywać pamięć o Quorthonie.
Jako swoje pozostałe inspiracje wymieniacie Slayera, Dissection, czy też Deströyer 666. Kapele te właściwie już teraz mają status kultowych. Potrafiłbyś jednak wskazać jakieś nowofalowe formacje, które grają oryginalnie i mogą zrobić w przyszłości sporo szumu?
Jest kilka kapel, które grają oryginalnie, choć niekoniecznie będzie im pisane narobić dużo szumu. Jest to muzyka raczej adresowana do wąskiego grona odbiorców, między innymi wspomniany wcześniej fiński Swallowed. Z kapel, które mogą się przebić, o ile wcześniej się nie rozpadną, mogę wymienić: Ravencult, Bombus, Necrowrech, Demonomancy, Triumphant oraz całkiem sporo kapel z Polski, które wydały już płytę, albo się do tego szykują. Nie będę wymieniał z nazwy, bo każdy powinien wiedzieć o które chodzi. Niektóre już całkiem mocno się przebijają.
Na sam koniec nie może zabraknąć pytania o plany na przyszłość. Macie może zamiar ruszyć w jakąś trasę?
Na razie są plany tylko odnośnie jednego festiwalu w grudniu. Trasa by się przydała, ale sami raczej jej nie zorganizujemy.
Dzięki za rozmowę i życzę powodzenia w przyszłości! Do usłyszenia!
Również dzięki.
Album „Over The Dying Stars” możecie nabyć m.in. w oficjalnym sklepiku Witching Hour Productions. Wcześniej jednak warto zapoznać się z tymi 40-minutami death metalowych bluźnierstw za pośrednictwem oficjalnego odsłuchu:
Rozmawiał: Jakub Czpioła