Dave Wyndorf – postać, która od 30 lat jest wierna swojej wizji rock’n’rolla i z powodzeniem realizuje ją w zespole Monster Magnet. Choć szczyt jego popularności przypadł na drugą połowę lat 90-tych, to od tego czasu nagrał wiele solidnych, interesujących płyt. Już w najbliższy piątek, 23 marca, ukaże się 11. album grupy zatytułowany „Mindfucker”.
Dave oprócz nowej muzyki zaprezentował także swój „manifest”, który przybliża ideę dzieła i przy okazji jest komentarzem do rzeczywistości. W rozmowie postanowiłem rozszerzyć ten temat, w związku z tym padło wiele mocnych słów pod adresem dzisiejszego społeczeństwa, polityki i rockowych dinozaurów. Konkluzja wydaje się być jednak optymistyczna – muzyka gitarowa dzięki nowym pokoleniom entuzjastów wciąż ma się dobrze, szczególnie w Europie.
Cześć Dave, po pierwsze muszę przyznać, że to wielka przyjemność z Tobą rozmawiać, bo jestem fanem Monster Magnet prawie od płyty „God Says No”, czyli ponad 15 lat. Szkoda, że nie przyjeżdżacie już do Polski. Ostatni raz graliście tutaj 10 lat temu.
Dzięki. Cóż, nie mogę nic zagwarantować, ale mam nadzieję, że wrócimy.
Tak jak napisałeś w swoim manifeście Mindfucker – w rock’n’rollu chodzi o kontakt z ludźmi. Po 30 latach wydaje się, że nadal lubisz wychodzić na scenę i wymieniać energię z fanami.
Tak, kocham to! To bardzo uzależniające, jak narkotyk. To jedyny moment, gdy mogę dostarczyć osobiście to co robię. Tworzę album i ludzie go słuchają, co jest fajne, ale ostateczną częścią całego cyklu pisania utworów jest zaprezentowanie ich i zagranie przed ludźmi na żywo, ich fizyczne wyrażenie. To naprawdę świetne uczucie i tak jak mówię, dość uzależniające. Nigdy mi się nie znudzi. Czasem jestem zmęczony podróżą, jestem fizycznie zmęczony, ale mój umysł zawsze mówi mi „Wow, to tutaj właśnie chcę być.” To się nie zmienia, lubię to uczucie.
Jesteś na scenie od późnych lat 70-tych, kiedy to grałeś ze Shrapnel. Oglądałem to ostatnio na YouTube. Był to zabawny koncept – cały ten wojenny image.
O tak, to był tak naprawdę społeczny komentarz. Jakby komiksowa wersja. Zespół nie był pro-wojenny, był raczej żartobliwym komentarzem tego wszystkiego.
Widzę Cię jako symbol rock’n’rolla, który niezmiennie pozostaje fajny, niezależnie od tego, jaka jest era. To jak oglądanie na scenie Patti Smith albo Iggy Popa – oni są już w pewnym wieku, ale gdy grają wciąż jest coś w nich z tych zbuntowanych 20-latków. Tak powinien wyglądać rock’n’roll.
To super, wielkie dzięki!
Pomówmy o nowym albumie. Słuchałem już „Mindfucker” i tak jak zapowiedziałeś, jest to prosty rock’n’roll i jestem tym trochę zaskoczony. Wydawało mi się, że przez remake „Last Patrol” i „Mastermind” chcesz wrócić do tego firmowego, psychodelicznego brzmienia Monster Magnet. Tymczasem jest inaczej.
Myślę, że musiałem to po prostu z siebie wyrzucić. Jeżeli mam zbyt dużo albumów zmierzających w jedną stronę nudzę się nimi. Myślę, że publiczność także może się tym nudzić. Dobrze mi robi powrót do prostoty co jakiś czas. To dobre uczucie… Reinterpretacja „Last Patrol” było bardziej do przodu, natomiast „Mindfucker” jest bardziej cielesny, jest jak fizyczne uderzenie, które umożliwia nam pójście na całość.
Czasem dobrze jest odłożyć długofalowe myślenie i skoncentrować się na szybkich uderzeniach. To dobrze wygląda na scenie, sprawia, że chłopaki są zadowoleni i nikt nie nudzi się robieniem ciągle tej samej rzeczy. Mam nadzieję, że publiczność nie będzie zmieszana, ale myślę, że to także jest część Monster Magnet. Dwie te strony – prosty rock i rozciągnięta psychodelia żyją razem w świecie Monster Magnet.
Czy także planujesz zremiksować najnowszy album czy jeszcze o tym nie myślisz?
Teraz o tym nie myślę. Myślę, że tego nie zremiksuję, ponieważ jest napisany jako całość. Poprzednie rzeczy były porozrzucane w czasie. Miałem wiele melodii w długich formach i tamten materiał mógł łatwo uzyskać nowe spojrzenie. Ten – nie wiem. Ale to nie znaczy, że tego nie zrobię. Podoba mi się idea reinterpretacji, to naprawdę fajne.
Mam nadzieję, że nie przeszkadza Ci, jeśli spytam czy brzmienie na Twoich albumach jest połączone z konkretnymi narkotykami? W przeszłości było bardziej psychodeliczne, bo używałeś ich o wiele więcej, a teraz jest prostsze, bo już ich nie bierzesz lub nie w takich ilościach. Co o tym myślisz?
Nie, nie wydaje mi się, ponieważ „Last Patrol” był bardzo psychodeliczny, a nie brałem wtedy narkotyków. Minął długi czas odkąd byłem wprost pod wpływem jakiegokolwiek narkotyku, co wpływałoby na muzykę. Potrafię myśleć naprawdę narkotycznie bez narkotyków. Więc nie – tutaj chodzi tylko o czyste uczucie „chcę pograć rocka”. Tylko tyle. Nie ma to nic wspólnego z narkotykami, nie muszę się ładować. Już tego nie robię, moja głowa jest zbyt pełna gówna. Jeżeli w tej chwili brałbym dużo narkotyków, pewnie poszedłbym do swojego pokoju i do końca życia patrzył się w plakat na ścianie.
Oglądanie wiadomości w dzisiejszych czasach jest wystarczająco psychodeliczne.
Stary, mów mi jeszcze. To nie jest dobry czas na psychodeliczne narkotyki. Myślę, że XXI wiek nie jest na to odpowiedni. Miałbyś paranoję i postradałbyś zmysły.
Dla mnie centralną częścią nowego albumu są 'I’m God’ i 'Drowning’, dwa najdłuższe kawałki na płycie. To moje ulubione, czysty Monster Magnet. A jakie są Twoje?
Również te dwa. Bardzo lubię 'Drowning’ i 'Soul’. 'When the Hammer Comes Down’ także jest fajny do grania na żywo.
Czemu postanowiłeś umieścić na płycie także cover Hawkwind? Wydaje się, że lubisz covery, bo prawie na każdym albumie jest przynajmniej jeden.
Lubię covery, bo mam tak wiele ulubionych piosenek i zawsze myślę „Może ożywimy te kawałki.” Szczególnie covery utworów, które są zapomniane przez wielu ludzi. Myślę, że to sposób na utrzymywanie tego ducha przy życiu i wyciąganie odjazdowych rzeczy. Pomaga mi to. Wiesz, dobra piosenka pomaga zespołowi. 'Ejection’ jest jedną z tych, które zawsze chciałem zrobić. Pochodzi z płyty „Captain Lockheed and the Starfighters” i została napisana przez Roberta Calverta, który jest byłym wokalistą Hawkwind. Teraz już odszedł, zmarł, ale był zajebisty. Był szalonym kolesiem i stworzył niesamowity album. W tym wypadku ten kawałek był w mojej głowie od długiego czasu i chciałem go umieścić jako dodatkowy na płycie, ale gdy go nagraliśmy pomyślałem „Wow, to nie bonus track. Powinien być na albumie.” Więc przesunąłem go i pasuje doskonale. Wydaliśmy go jako singiel.
Najpierw słuchałem „Mindfucker” przed przeczytaniem Twojego manifestu i tekstowo wydał mi się podsumowaniem jakiegoś związku. Tytułowy „Mindfucker” to kobieta, która, jak śpiewasz, pieprzy Ci w głowie i zostawiasz ją lub ona Ciebie. 'Drowning’ jest na ten sam temat.
Napisałem manifest, a raczej próbowałem go napisać, bo próbowałem stworzyć płytę o dobrej zabawie. Chciałem, żeby było to coś w stylu „Ta, jazda, pograjmy jakiegoś rocka. Powinna być wyluzowana, stary.” Bez tego melancholijnego, dołującego gówna. Ale kiedy zaczynasz pisać, czasem po prostu przychodzi blues. Wychodzi ze mnie. Myślę, że to sposób na pozbycie się wewnętrznych demonów lub konfliktów, które w tobie siedzą. Pisanie jest na to dobre. Na końcu jestem niewolnikiem tego, co było w mojej podświadomości. Piszę bardzo szybko, by to z siebie wyrzucić. Więc nie siedzę i nie planuję „Ta płyta powinna być właśnie taka.” Wiele razy musiałem pisać naprawdę szybko i wtedy patrzyłem i myślałem „Cóż, to nie jest do końca to, co mówiłeś, że napiszesz, prawda?” Ale właśnie to powstało i teraz muszę tego bronić. W sumie to dla mnie dobre.
Nie mogę wszystkiego zaplanować. Nie mogę zaplanować tego, jak będę się czuł, gdy wstanę rano. Ale czasem to właśnie to, co przelewam na papier. Więc tak, rozczarowania, złe związki, wszystko to przechodzi przez młynek. „Wchodź tu i wyłaź”. Także zupełne złudzenia i pobożne życzenia „Chcę być największym, najbardziej zajebistym sukinsynem na tej planecie.” Chciałbym taki być, to byłoby naprawdę coś. Zawsze kończy się na wyznaniach, wiesz, chcę się wyspowiadać komuś, że coś spieprzyłem, a za minutę mogę powiedzieć „Wiesz co, jestem najlepszym skurczybykiem w całym wszechświecie. Spadaj z mojej dzielnicy.” To dziwne i wiesz co? Terapeuta dobrze by się bawił przy tych tekstach.
Masz wiele innych gorzkich piosenek o związkach, takie jak 'Your Lies Become You’ albo 'Queen of You’. W swoim czasie były dla mnie ważne.
Cóż mogę dodać? Miłość to suka.
W 'Monolithic’, piosence sprzed prawie 15 lat, krytykowałeś konsumpcjonizm. Teraz w swoim manifeście jesteś jeszcze bardziej krytyczny wobec dzisiejszego społeczeństwa.
Nic na to nie poradzę. To wszystko dzieje się dookoła mnie. Wydaje mi się, że jest tylko coraz więcej gadania na temat spraw. Coraz więcej treści. Ludzie, tacy jak moi znajomi, spędzają cały swój czas w telefonach. Kupują, czegoś szukają albo po prostu coś tam pieprzą, a nie robią nic konkretnego oprócz paplania w kółko. To naprawdę dziwne, stary. To dziwne czasy. Żyjemy w dziwnych czasach.
Ja lubię spędzać mój wolny czas na wyobrażaniu sobie rzeczy. Obijam się, wygłupiam. Nie przeszkadza mi bycie znudzonym, bo gdy jestem znudzony przychodzą mi do głowy różne rzeczy. To oznacza, że muszę wyłączyć różne maszyny. Ale często jestem otoczony ludźmi, którzy są cały czas zajęci swoim sprzętem. I to nie do końca ich wina. Myślę, że ludzie nie spędzają czasu na myśleniu o rzeczach, tylko siedzą w internecie, na facebooku. To wydaje się zabawne, ale nie widzę, żeby to do czegoś prowadziło. Żeby świat był lepszym miejscem przez internet. A powinien być.
Gdy myślimy o technologii, to powinien być najlepszy czas na świecie, prawda? Jesteśmy jakby w przyszłości, mamy najlepsze wynalazki, jakie kiedykolwiek mieliśmy. Powinien to być najlepszy czas w historii, a tymczasem wydaje się najbardziej szalony. Nie mogę tego tak zostawić. To naprawdę dziwne.
https://www.youtube.com/watch?v=hQZ4ebMKr7U
Tak, to naprawdę przerażające, że ludzi obchodzi tylko nowy model iPhone’a, nowy produkt. Nie widzą ważnych rzeczy, które dzieją się dookoła nich. Nie obchodzi ich, kto nimi rządzi, bo żyją w internecie.
Stary, naprawdę dziwnie ogląda się upadającą wielką i poważną politykę. Bez ludzi sprzeciwiających się i mówiących „O co w tym chodzi?”. Wiele ludzi po prostu odpuszcza, bo są zajęci patrzeniem na coś innego. To klasyczny przepis na katastrofę. „Hej, co się stało? Nie wiem, patrzyłem w telefon. Potrącił mnie autobus.” Hej, idioto, obudź się!
Wydajesz się nienawidzić Trumpa, tak jak i wielu innych artystów…
Tak, jest potworem. Jest niebezpieczną, głupią bestią. Jest bezużyteczną kupą gówna.
…ale Twoja muzyka pozostaje jednak z dala od polityki. Nie śpiewasz o niej bezpośrednio, starasz się śpiewać o, jak sam to określiłeś „dobrej zabawie”.
Tak, z reguły staram się śpiewać o osobistych sprawach w sposób, który może być zaakceptowany przez słuchaczy, jako ruch w kierunku twórczej ekspresji. Śpiewam o normalnych rzeczach, ale dokładam do tego kosmiczny lub psychodeliczny kontekst, bo to pozwala słuchaczowi słuchać słów i marzyć o rzeczach, które były istotne w zamiarze piosenki. Moim głównym zadaniem jest stworzyć piosenki, które mają pewną atmosferę. A ta atmosfera może cię zabrać w pewne miejsca.
Nie piszę deklaracji, takich jak „Oto co mam do powiedzenia, tu jest punkt a, b, c.” Chodzi raczej o punkt widzenia kolesia, któremu wtóruje zespół. Nigdy nie chcę, żeby ludzie słuchali samych tekstów, chodzi o kombinację. W tym sensie nie chcę wchodzić w politykę, bo to zawęża całe spojrzenie na utwór, jakbym mówił „Hej, słuchajcie mnie. Chcę wam coś sprzedać.” Nigdy nie próbowałem nic nikomu sprzedać. Ale czasem polityka się pojawia, bo ma wpływ na mój nastrój. A przecież chodzi głównie o nastrój. Przez większość czasu staram się być z dala od polityki. Nie chcę mówić wszystkim co mają robić, to na pewno.
Ostatnio pojawiły się płyty, które wprost atakują Trumpa, jak nowe Ministry, „AmeriKKKant”.
Tak całkowicie to wspieram, to świetna płyta.
Wielu ludzi zdaje się nie rozumieć, że jest wolność słowa i można nagrywać i mówić to, na co się ma ochotę.
Tak, masz cholerną rację. Wiesz co, wkurzają mnie ci, co atakują. Nie jestem zaskoczony, że wydali taką płytę i że taki album jest atakowany. Ale jestem zaskoczony, że jest atakowany przez fanów rocka. Czy to są fani rocka? Czy tylko pieprzone, konserwatywne republikańskie dupki? Oto, co się dzieje? Nie chcę nawet myśleć o jakichś konserwatywnych rockmanach, to naprawdę mnie rozczarowuje. To źle. W każdym razie, naprawdę staram się trzymać z dala od takich ludzi.
Czy nie uważasz, że rock’n’roll nie jest już tak ważny, jak kiedyś? Kiedyś w rocku chodziło o bunt, a teraz ludzie nie czują potrzeby buntowania się, bo myślą, że mają wszystko.
To dobra uwaga. Naprawdę bardzo, bardzo dobra. Tak, rock’n’roll nie wydaje się już tak istotny jak kiedyś, ale nie sądzę, że to wina rocka, raczej systemu komunikacji. Jest tak wiele rzeczy, tak wiele sposobów na spędzanie swojego czasu, także elektronicznych. Oglądasz to, oglądasz tamto. Kupujesz to, kupujesz tamto. Opierdalasz się przez całe życie i nigdy nie dochodzisz do żadnej istotnej rzeczy. Możesz siedzieć i grać w Angry Birds albo World of Warcraft przez trzy lata swojego życia, a później budzisz się u mówisz „Co? Nie wiedziałem, że coś się dzieje.”
Rock nie porywa już mas tak jak kiedyś, ale wciąż jest ważny. Powiedziałbym, że może być nawet ważniejszy, szczególnie dla tych, którzy wciąż mu wierzą. Obietnicą rocka zawsze było dla mnie odkrywanie siebie na nowo. Wyrażanie siebie i komunikowanie się z innymi poprzez swój styl życia i muzykę w zwykły sposób, nie w sposób dyktatorski. Mówiąc „Hej, ja czuję to, czy ty też to czujesz?” Zastanawiać się i próbować dojść do tego, o co chodzi w kulturze. Myśleć o tym, co siedzi w twoim umyśle albo o tym, co sądzisz o świecie. Taka była muzyka, muzyka popularna, i mam nadzieję, że jeszcze tak będzie.
Jest wiele zespołów, które zupełnie nie przywiązują do tego wagi. Chcą pisać tylko fantastyczne płyty, co jak dla mnie jest OK. Metalowe, fantastyczne płyty. Ale powinno być w tym też odzwierciedlenie ulicy mówiące „Wiesz co, nie musimy mówić wprost o co nam chodzi, ale wszyscy wiemy, że ludzie, którzy słuchają rocka mają wyobraźnię i mają duszę. Nie jesteśmy po prostu robotami, które kupują…” Albo popowymi dziećmi kupującymi płyty Taylor Swift. Jedzą to gówno, którym ich karmią.
Mamy teraz najgorszy pop w historii. Karmią ludzi gównem. „Proszę, chcesz trochę multimilionowego gówna? Jasne!” Rockowi ludzie i młodzi ludzie są prawdopodobnie jedynymi, którzy umieją spojrzeć ponad to. Więc teraz odpowiedź na pytanie – jest pewnie bardziej istotny niż kiedykolwiek. Może nie wszyscy go dostrzegają, ale jest ważniejszy niż kiedykolwiek.
Fajnie, że trzymasz się klasycznego rock’n’rolla bez względu na wszystko.
Tak, lubię zatrzymywać się przy klasyce, bo przy tym dorastałem. Dla mnie to proste, tak bardzo kocham tę muzykę. Nasze korzenie są w stylu muzyki z późnych lat 60-tych, wczesnych 70-tych. Dla mnie jest to ponadczasowe.
Ostatnio często gracie w Europie, a ludzie przychodzą na Wasze koncerty, więc wydaje się, że jest zapotrzebowanie na taką muzykę.
Europa jest wspaniała. Spójrz na to, co obecnie się tam dzieje. Jest tak wiele wspaniałych europejskich zespołów. Powstaje dużo dobrego gówna i w moim pojęciu fajniejszego niż kiedykolwiek. Zespoły są tajemnicze, są stonerowe, doomowe. Nie jestem wielkim fanem metalu, dodatkowy aspekt retro tworzony przez młodych, to naprawdę dobry znak. Wiesz co mam na myśli? Tylko spójrz na te kapele. Nie rozumiem nawet ich nazw, ale mają super okładki i brzmią naprawdę dobrze. To właśnie chcę widzieć.
Mam taką stronę, na której sprawdzam co się dzieje w Europie. Wchodzę tam i myślę „Cholera, nigdy tego nie słyszałem. To nie pasuje do mainstreamu, ale jest świetne.” Wiele rzeczy nie pasuje nawet do klasycznego metalu czy starego rocka, jest bardziej odjechane. Jest dokładnie tym, co chciałbym zobaczyć, gdybym miał 14 lat. Mój 14-letni ja mówi „Oto mi chodziło! Oto jestem!” W Europie nie było tak 15 lat temu. Ciągle jest to lepsze i lepsze, a zespoły cały czas koncertują. Tutaj dla mnie dzieje się akcja – w Europie.
W Polsce będziemy teraz mieć Weedstock. Będą na nim zespoły, które mają w nazwie „trawę”, jak Weedpecker albo Weedeater.
O tak! Znam zespół, który ma w swojej nazwie „hasz” i jest całkiem niezły, ale teraz nie przypominam sobie nazwy. Nieważne, w każdym razie te zespoły nie są tylko przeróbką starych rzeczy, ale mają swój własny styl. Nie chodzi tylko o granie retro. Jest w tym atmosfera i styl, którego często nie ma w ciężkiej muzyce.
Tak jak powiedziałem, nie jest wielkim fanem prostego metalu, bo nie ma w tym nic nowego. Jest także dość oldschoolowy, a chciałbym zobaczyć, żeby się rozrósł, żeby wtargnął do Stanów. W Stanach chodzi tylko o powrót Guns N’ Roses i ostatnie karnety Metalliki za 5 tysięcy dolarów. To wszystko jest tak bardzo poza zasięgiem normalnej osoby. Musisz być pieprzonym doktorem albo prawnikiem, żeby było cię stać na bilety.
To prawda, w lato grają u nas w Polsce Rolling Stones i bilety kosztują 2 tysiące złotych.
Robisz sobie jaja? To jak wyprawa do Disneylandu czy coś. To nie rock’n’rollowy show.
Wydaje się, że ci ludzie zapomnieli gdzie zaczęli i co było dla nich ważne, gdy mieszkali w jednym pokoju i liczyło się tylko pisanie muzyki. Teraz chodzi tylko o kolejne miliony dolarów.
To jest daleko poza naszym rozumieniem. Oni żyją, jakby nie byli ludźmi. Nie rozumieją i nie zrozumieją, wiesz jak jest. Chodzi mi o to, że nie winię ich za to, że robią takie rzeczy, ale mam problem z ludźmi, którzy to akceptują. Jakby mówili „OK, tak już musi być. Chyba muszę zapłacić te 2 tysiące.” Nic nie jest warte 2 tysiące za bilet. Nawet gdyby Jezus zszedł jutro na Ziemię, nie ma mowy żebym zapłacił 2 tysiące, żeby go zobaczyć.
Nie rozumiem tego, że są milionerami po 70-tce, więc zamiast dać fanom możliwość zobaczenia ich, jeszcze bardziej doją ich z pieniędzy.
Powiem ci, że kiedy byłem dzieciakiem nigdy nie myślałem, że do tego dojdzie. Gdy miałem 14 lat w jakimś 1971, wtedy wszystko to było nowe. Black Sabbath miało parę lat, Led Zeppelin mieli 2-3 lata i myślałem, że będzie tak zawsze. Myślałem „Wow, jest to jest wspaniałe!”, a później widziałem, jak to wszystko staje się coraz dziwniejsze, korporacyjne. Później pojawił się punk i oni zdawali się mówić „Walczmy z tym gównem” i ludzie walczyli, wszyscy patrzyli w tym samym kierunku i to było fajne. Ale nigdy nie sądziłem, że doczekam dnia, kiedy Rolling Stonesi grają mając prawie 80 lat i sprzedają mi bilet za 2 tysiące. W moich czasach wszyscy odwrócilibyśmy się od nich plecami. To byłaby najbardziej niefajna rzecz na świecie, ale teraz tak jest. I wiesz co, im więcej o tym rozmawiamy, tym bardziej się cieszę, że są ludzie, którzy robią to po swojemu. Młodzi ludzie robią swoje i mówią „Pieprzcie się” całej reszcie.
Wróćmy jeszcze do Twojego zespołu. W ciągu paru tygodni ruszacie w trasę. Jak się przygotowujecie? Macie już przygotowane utwory?
Tak, gramy w marcu parę koncertów w obrębie Nowego Jorku, a później odwiedzamy Europę. Planujemy również pełną trasę po Północnej Ameryce pod koniec lata. Teraz mamy próby i to jest zawsze dobra zabawa, ponieważ mam 11 albumów i półtorej godziny grania, więc nie mogę się zdecydować, jakie piosenki wybrać. Na pewno będzie dużo z „Mindfucker” na nadchodzącej trasie, ponieważ to nowa płyta i świetnie brzmi na żywo. Brzmi dobrze i pasuje do starego materiału.
Czy będą jakieś niespodzianki?
Może, tylko najpierw muszę je wymyślić! Zobaczymy czy pasują.
Dziękuję za Twój poświęcony czas i udanej trasy. Mam nadzieję, że wrócicie jeszcze do Polski.
Ja również, mój przyjacielu. To nic osobistego, po prostu nie mogę nic zagwarantować, ale mam przeczucie, że to wkrótce się zmieni. Mam nadzieję, że ta płyta coś osiągnie.
Wiem, że to gdzie grasz nie zależy od Ciebie.
Chodzi głównie o pieniądze. Czy możemy sobie pozwolić na odwiedzenie jakiegoś miejsca. Nie przeszkadza mi granie za małą kwotę, ale jeżeli wiąże się to z tym, że muszę skrócić trasę lub nie mogę zapłacić chłopakom, to nie mogę sobie na to pozwolić. Chociaż naprawdę bym chciał.