Kto pochodzi z południa Polski, czy może raczej z Beskidów i słucha ciężkiej muzyki, na pewno słyszał kiedyś o bielskim klubie RudeBoy. Klub w centrum miasta już dawno wyrobił sobie mocną pozycję i cały czas dostarcza imprez dla fanów rocka i metalu. W ostatnią niedzielę (21.09) do Bielska-Białej zawitał Vader ze swoim 7. już Blitzkriegiem. Naszej death metalowej chlubie towarzyszyła Vesania i Calm Hatchery. Chcecie wiedzieć, czy Peter i spółka zdobyli Rudeboya? I jak udały się coroczne urodziny Przemka Polańskiego, właściciela klubu? Zapraszamy do naszej relacji.
Wyjątkowości temu dniu dodawał fakt, że w niedzielę reprezentacja Polski w piłce siatkowej grała mecz o mistrzostwo świata, dlatego ludzie w Rudeboyu byli trochę podzieleni. Część już od razu pobiegła pod scenę, żeby okupować barierki aż do samego Vadera, część z kolei udała się w kierunku baru, żeby oglądać zmagania naszych reprezentantów. Jakby tego mało, koncert był jednocześnie imprezą urodzinową Poliego, właściciela klubu, więc nie można było tego dnia narzekać na brak wrażeń.
Około godziny 19, gdy na scenie pojawił się pierwszy z zespołów, Calm Hatchery, klub był wypełniony może w połowie, a ludzie wciąż napływali. Ja od początku stałem pod barierkami, dzięki czemu miałem okazję przyjrzeć się z bliska zespołowi z Pomorza. Muszę powiedzieć, że chłopaki zrobili na mnie niezłe wrażenie i nie jest to tylko moja opinia. Wokalista (Marcin „Szczepan” Szczepański) mocno zwracał na siebie uwagę – gość w swoim scenicznym zachowaniu pasuje mi na następcę Romana Kostrzewskiego. Świr, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Charakterystyczny szamański taniec, masa uczuć i bardzo emocjonalnie podejście do występu. Takich ludzi dobrze się ogląda, od razu widać, że to ich pasja. Miażdżył też ich łysy gitarzysta – Piotr „Huzar” Hauzer. Techniczne solówki cały czas wychodziły spod jego palców i robiły wrażenie. Ja osobiście skojarzyłem ich niektóre riffy z twórczością Death, czyli skomplikowane, połamane granie, które jednak nie przytłacza żadnym bezsensownym „nawalaniem”.
Wokalista jeszcze bardziej zjednał sobie tego wieczoru fanów ciężkiej muzyki, gdy jeden z utworów został zadedykowany powstańcom warszawskim. Wszyscy dobrze wiemy, jak działają na nas, czyli Polaków, takie sprawy. Pod koniec występu Szczepański wykonał jeszcze zgrabnych stage diving, po czym Calm Hatchery pożegnało się z fanami i zeszło ze sceny. Tak więc support jak najbardziej na plus.
Gdy Calm Hatchery pozbierało swoje sprzęty, techniczni zaczęli rozstawiać akcesoria Vesanii, a Poli, niedzielny jubilat, ogłosił przez mikrofon zapisy do pojedynku w piciu wiśniówki. Jest to stara rudeboyowa tradycja i każdy muzyk, który jedzie do Bielska wie, że wyjście z klubu może już nie być takie proste. W pojedynku uczestniczyli zwykli fani, ale też muzycy różnych zespołów, jak na przykład Barton z Lostbone (który źle zniósł zawody, bo widziałem go potem na schodach pod klubem) czy Anioł z Corruption (które gra w Bielsku za tydzień). Świetna okazja, żeby fani mogli napić się z muzykami. Dodatkowo, za pierwsze 3 miejsca przewidywanie były nagrody od zespołów, które grały tego dnia, więc warto było się zapisać.
Sam osobiście miałem już ładnie zagrzane miejsce przy samym środku sceny, więc nie ruszałem się stamtąd. Techniczni wnosili na scenę różne dziwne akcesoria Vesanii, takie jak zwierciadło, koń na biegunach, telewizor czy twarze w słoikach.
Gdy na scenie pojawił się Orion ze swoją ekipą, zrobił się znacznie większy ścisk. Dało się zauważyć, że Vesania stawia też na oprawę wizualną swoich koncertów. Wszystkie dziwne rzeczy na scenie, zachowanie muzyków i nastrojowe intra tworzyły coś, co na niektórych moich znajomych zrobiło większe wrażenie niż Vader. Muzyka Vesanii na żywo jest bardzo „teatralna”, działająca na wyobraźnię i stawiająca na klimat.
Black metalowcy pojechali przekrojowo, zaczynając od ,Hell Is For Children’ i prezentując ,Marduke’s Mazemerising’ jako jeden z ostatnich kawałków. Kozacko wyglądał Heinrich – już z krótkimi włosami, ale za to ze świetnym makijażem, w gestapowskim płaszczu i czapce. W pewnym momencie basista wyciągnął nawet pistolet, z którego oddał głośny strzał w kierunku klawiszowca, idealnie trafiając z zakończeniem utworu.
Zwróciłem też uwagę na jedną rzecz – Nergal na pewno nie może narzekać na brak wokalnego wsparcia w Behemocie. Orion potrafi potężnie ryknąć, a nagłośnienie, które przy Vesanii było tego dnia najlepsze, tylko potęgowało ten efekt.
Po niezbyt długim secie Vesania zeszła ze sceny, zostawiając po sobie świetne wrażenie. Nigdy nie byłem fanem symfonicznego black metalu – często jest tam zbyt wiele klawiszy, utwory są przesłodzone. Tutaj nie miałem takiego wrażenia. Tak, Vesania ma klawiszowca, ale gra on powściągliwie, nie skupiając na sobie całej uwagi, a jego partie są odpowiednio mroczne i klimatyczne, a nie groteskowe, tak jak np. w niektórych utworach Dimmu Borgir.
Vader rozstawiał się długo, ale wszystko było przemyślane. Niecałe pół godziny, które zespół musiał poświęcić na przygotowanie, zostało zagospodarowane. Nadszedł czas na pojedynek w piciu wiśniówki, który z reguły wygrywa Poli. Tak było i w niedzielę. Konkurs polegał na tym, że uczestnicy muszą jak najszybciej wypić szklankę z wiśniówką. Wygrywa ten, kto pierwszy uderzy pustą szklanką o stół. Zwycięzca przechodzi dalej. W konkursie można było wygrać płyty zespołów, które grały tego dnia, koszulki i różne gadżety.
W międzyczasie trwał też mecz Polski z Brazylią, więc w klubie nie brakowało emocji. Zabawnym faktem może być to, że w trakcie koncertu death metalowców można było słyszeć dwa chóry – z jednej strony fani krzyczeli: „Vader, Vader!”, a z drugiej kibice siatkówki darli się: „Polska, Polska!”. Gdy jednak z głośników dobiegło Vaderowe intro, od razu stało się jasne, w jakim celu przyszła tu większość ludzi.
Peter podczas całej kariery Vadera nie pozostawił wątpliwości, czyja to kapela. Wiwczarek jest jedynym oryginalnym członkiem zespołu i jego szefem. Coś na wzór Mustaina i Megadeth. Poszczególni członkowie mogą się zmieniać, ale to Peter zawsze pozostanie mózgiem tego zespołu.
Byłem osobiście fanem składu zespołu z okresu ,,Impressions In Blood” i ciekawiło mnie, jak teraz sprawuje się olsztyńska maszyna. Słyszałem od jednego z kolegów, że chłopaki są teraz jeszcze bardziej zgrani i miażdżący na żywo. Szybko sam się o tym przekonałem.
Spider idealnie uzupełnia Petera, a Hal do spółki z Jamesem Stewartem to zabójcza sekcja rytmiczna. Szczególnie Brytyjczyk to niezła maszyna. Z wyglądu niepozorny, szczupły, ale to, co odwalał na swoich bębnach, przechodzi ludzkie pojęcie. Strasznie podoba mi się też sposób, w jaki Peter gra solówki. Gdzieś już u kogoś słyszałem, że to mistrz ,wajchy’.
Podczas tegorocznego Blitzkriegu Vader gra dużo kawałków z nowego albumu, ,,Tibi et Igni”. Musiało się więc pojawić ,Triumph of Death’, ,The Eye of the Abyss’ czy znakomite ,The End’. Wstawki symfoniczne na płytach Vadera zawsze urywały dupsko i powodowały gęsią skórkę. Tak samo jest na koncertach – nadaje to wszystko świetnego klimatu. Oprócz nowych kawałków pojawiły się też klasyki, takie jak ,Carnal’ czy ,Wings’.
Przez to, że Rudeboy nie należy do największych klubów, zabrakło na koncercie ognia, który zespół prezentował w innych miejscach podczas tegorocznej trasy. Niewielki dodatek, ale zawsze robi wrażenie. Dźwięk na Vaderze był niezły, chociaż wydaje mi się, że perkusja była zbyt głośna, a wokal Petera lekko się tracił. Vesania brzmiała pod tym względem dużo lepiej.
Pod koniec występu w klubie było mega gorąco, ale fani dawali jeszcze radę. W pewnym momencie, przed kawałkiem ,Go To Hell’, Wiwczarek powiedział: „Wy nie musicie się nigdzie wybierać. Już tu macie piekło.” To słowa dobrze oddają to, jak fani rozgrzali Bielskiego Rudeboya. Na koniec Vader zagrał ,Necropolis’, dedykując utwór Przemkowi Polańskiemu. Właściciel pojawił się na scenie, częstował muzyków drinkami i razem z Peterem śpiewał „zapijmy ryje do nieprzytomności”. Bardzo fajny obrazek, odzwierciedlający wyjątkowy i luźny klimat Rudeboya.
To był mój pierwszy raz na Vaderze i już teraz mówię, że pojadę na niego jeszcze raz. Niech żałują ci, których nie było w niedziele w Rudeboyu. Świetna impreza, niepowtarzalny klimat – takich rzeczy nie uświadczycie w dużych klubach typu Progresja czy Stodoła. Tak, może jest tam o wiele więcej miejsca, ale na pewno nie napijecie się wiśniówki z właścicielem albo niektórymi muzykami. Chłopaki z Vesanii cały czas byli w ruchu, chodzili po klubie, więc nie było problemu z tym, żeby zaczepić Oriona i cyknąć sobie z nim fotkę. Kto nie miał okazji być jeszcze w Rudeboyu na jakimś większym koncercie, to musi to nadrobić. Jedyny w swoim rodzaju, swojski klimat i bliskość z muzykami jest wyjątkowa.
Poli godnie opił swoje urodziny, Vader wciąż w formie, Polska mistrzem świata w siatkówce, a ja zaliczyłem zajebisty gig, mam kostki oraz foty z Orionem i Halem. Czego chcieć więcej? Chyba tylko jeszcze większej ilości takich koncertów w Bielsku, albo częstszych urodzin właściciela Rudeboya. Pozdrowienia z Beskidów!
PS
Łapcie jeszcze setlisty z Vesanii i Vadera: