Wszystkie zdjęcia wykonała Aleksandra Kucia. Cała galeria: tutaj.
Ukraińska grupa Jinjer nie jest obcym zjawiskiem dla polskiego słuchacza. Zaledwie rok temu koncertowali po naszym kraju w towarzystwie Totem. Trasa była reklamowana jako szereg koncertów z mocnymi damskimi wokalami. Były jednak czymś więcej, bo także pokazem niesamowitej charyzmy zarówno wokalistki Jinjer, Tatiany, jak i Totem, Wery. W tym roku Ukraińcy powrócili do Polski z podpisanym kontraktem z Napalm Records i kolejnym krążkiem w drodze. Czy forma tym razem również im dopisała?
Będę szczery. Nie spodziewałem się wiele po zespole o takiej nazwie jak ‘Whizper’. I wiele nie otrzymałem. Grupa z Knurowa to starzy wyjadacze, którzy na scenie są niewiele krócej niż mam lat, jednak doświadczenie nie pomogło im w Krakowie. Groźne miny, okrzyki i skandowanie o trochę hałasu nie zdały się również na wiele. Mimo że ciężaru muzyce Whizper odmówić nie można, to energii, która porwałaby publikę do tańca i entuzjastycznych reakcji zdecydowanie zabrakło. Połączenie hardcore z death metalem w wykonaniu grupy było toporne i na dłuższą metę trudne w odbiorze. Wszelkie podejścia do rozgrzania widowni kończyły się fiaskiem i wyglądały na mało szczere ze strony zespołu.
Koncert Whizper w porównaniu z tym co nastąpiło po nim, można przedstawiać na zasadzie kontrastów. J.D.Overdrive nie muszą uciekać się do groźnych zabiegów rozgrzania audytorium. Bije od nich szczerość zarówno w kontaktach z publiką, jak i między sobą. I być może to słowo nie na miejscu, ale są przy tym uroczy. Widząc tych czterech facetów na scenie, nie sposób ich nie polubić. Nie mniej szczera jest wykonywana przez nich muzyka: energetyczna i zagrzewająca do zabawy. Panowie postawili na szybsze numery ze swojego repertuaru, których wbrew pozorom nie brakuje w zapleczu katowiczan. Z kolei te wolniejsze wybrzmiały ze zwielokrotnioną mocą i energią. Nie zabrakło również moich ulubionych momentów z ostatniego krążka grupy, czyli ‘Wreckage, Part II’ i ‘Fury In Me’. Kapela pochwaliła się również nowym numerem, który zabrzmiał niezwykle obiecująco.
O muzyce Jinjer mówi się zwykle w dużym uproszczeniu jako progresywnym metalcorze. Jest to jednak spory skrót myślowy, ponieważ na ich kompozycje składa się również deathcore, czy djent. Takie połączenie stanowi mieszankę prawdziwie wybuchową. Słysząc ich muzykę na żywo i widząc Tatianę za mikrofonem, trudno jest mi sobie wyobrazić kogokolwiek innego na jej miejscu. Jest frontmanem (frontmanką?) w pełnym tego słowa znaczeniu. Jej potężny growl może robić wrażenie również na facetach parających się tym fachem nie od wczoraj, a czyste partie nie grają na nerwach jak to bywa w wielu metalowych grupach z kobietami na wokalu. Tatiana trafiła w Jinjer na odpowiednich muzyków. Mimo że to jej głos zdaje się grać pierwsze skrzypce, to instrumentalnie nie ma czasu na nudę. Progresywny element brzmienia udziela się głównie w grze gitary. Sekcja rytmiczna stara się za nią nadążyć, nadając ciężaru kompozycjom.
Publiczność po kolejnym już zderzeniu z muzyką Jinjer, wiedziała czego oczekiwać i na występ Ukraińców zareagowała niezwykle żywiołowo. Pozostaje czekać na nowy album Jinjer, który ma być jednocześnie ich debiutem w wielkiej, zagranicznej wytwórni. Nie wydaje się jednak, żeby mieli oddać duszę diabłu konsumpcjonizmu. Utwory pochodzące z nowego wydawnictwa zabrzmiały na żywo potężnie, czyli tak jak nas do tego Jinjer zdołało przyzwyczaić.