Po niemal dwuletniej przerwie Ghost ponownie zawitał do Polski w celu odprawienia mszy w warszawskiej Stodole. Koncert w ramach trasy „Black to the Future” miał się początkowo odbyć 15 lutego, ale ze względu na galę wręczenia Grammy, podczas której Szwedzi zostali nagrodzeni w kategorii „Best Metal Performance”, i zamieszanie logistyczne z tym związane, polscy fani musieli uzbroić się w cierpliwość i czekać na Papę Emeritusa i Ghouli aż do 30 maja.
Supportem dla Ghost był tego wieczoru szwedzki Dead Soul – projekt muzyczny powołany do życia w 2012 przez Slidin’ Slima i Nielsa Nielsena. Panowie tworzą dość prostą muzykę o anty-religijnym zabarwieniu i opartą na mrocznym, trochę mansonowym klimacie. Koncert zagrali jedynie w towarzystwie drugiego gitarzysty, a sekcja rytmiczna i klawisze zostały puszczone z podkładu. Nie brzmi to szczególnie porywająco i, szczerze mówiąc, początek ich występu nie zrobił na mnie wrażenia. Momentami miałem trudność z określeniem, czy partie gitarowe, które słyszałem, były rzeczywiście grane na żywo, czy też leciały z taśmy. Dopiero przy trzecim utworze zacząłem „rozumieć” i przetwarzać dźwięki docierające do mojego mózgu, ale z kolei szybko dała mi się we znaki monotonia i małe urozmaicenie poszczególnych utworów, szczególnie jeśli chodzi o ich strukturę. Chwilami odnosiłem wrażenie, że przez 10 minut słucham tego samego kawałka, przerywanego w którymś momencie na oklaski.
No ale dobra, koniec z marudzeniem. Albowiem były rzeczy, za które nie można nie docenić występu Dead Soul. Nie da się ukryć, że główną postacią zespołu jest Slim, a jego wokal bez większego trudu zahipnotyzował tego dnia słuchaczy. Warto było zostać do końca chociażby dla fenomenalnie wykonanego 'Burn Forever’, który pozostawił po Szwedach, mimo wszystko, dobre wrażenie. Należy również podkreślić, że o ile mnie Dead Soul dopiero pod koniec zaciekawił, to już na jakiś czas przed planowanym rozpoczęciem koncertu pod sceną zebrał się imponujący tłum, którego nie powstydziłaby się niejedna gwiazda wieczoru, a dodatkowo zostali przyjęci bardzo ciepło, co zdumiało nawet samych muzyków. Nie ma wątpliwości, że Dead Soul udało się wprowadzić mroczny nastrój, w którym fani niecierpliwie oczekiwali na pojawienie się innych Szwedów – tych z Ghost.
Z każdą upływającą minutą tłum gęstniał, a napięcie było tak wysokie, że dwaj techniczni, którzy zdjęli płachty z perkusji i klawiszy, zostali nagrodzeni gromką owacją, jak gdyby na scenie pojawił się już zespół. To było jednak nic w porównaniu do wrzawy, którą wywołało wygaszenie świateł na sali poprzedzające pierwsze takty 'Spirit’, a następnie eksplozji radości na widok ubranego w charakterystyczną szatę Papy Emeritusa III, wyłaniającego się z dymu. Frekwencja tego wieczoru dopisała i pod samą sceną ścisk był niemiłosierny, a po drugim utworze, czyli 'From the Pinnacle to the Pit’, próżno było szukać na przodzie osoby, której koszulka pozostałaby sucha. Na chwilę wytchnienia trzeba było trochę poczekać, bo spokojniejszy 'Body and Blood’ rozbrzmiał dopiero po takich koncertowych perełkach jak 'Con Clavi Con Dio’ czy 'Per Aspera ad Inferi’, na których nie mogło być mowy o oszczędzaniu się.
Pierwszy raz widziałem Ghost 2 lata temu, również w Stodole, i aż do tegorocznego koncertu nie sądziłem, że Papa mógłby nawiązać jeszcze lepszy kontakt z publicznością. Myliłem się. Odkąd Papę Emeritusa II zastąpił Papa Emeritus III, oprócz efektownej, aczkolwiek mało wygodnej szaty, pojawia się również w zapewniającym większy komfort ruchów fraku, dzięki czemu z większą swobodą może przechadzać się i „tańczyć” na scenie. A jak przystało na prawdziwego frontmana, trzymał całą widownię w garści.
https://www.youtube.com/watch?v=TPYGyYSQGWA
Ghost jest stworzony do tego, żeby grać miejscach bez dostępu promieni słonecznych. Niewielu jest artystów, którzy potrafiliby za pomocą świateł zbudować taki klimat, jak chociażby na 'He is’, który odśpiewany przez publiczność stanowił jeden z najjaśniejszych momentów tego wieczoru. Za nic w świecie nie udałoby się osiągnąć takiego efektu w godzinach popołudniowych na otwartej przestrzeni.
Na sam koniec Ghost uraczył fanów utworem 'Monstrance Clock’ poprzedzonym bardzo pouczającym wykładem Papy z dziedziny „biologii”. Zespół schodził ze sceny hucznie oklaskiwany i przy intonowaniu ostatnich wersów wyżej wymienionego kawałka:
Come together
Together as One
Come together
For Lucifer’s Son
Ghost wzbudza w ludziach różne odczucia. Jedni nie rozumieją ich fenomenu i konsekwentnie unikają ich twórczości, a drudzy tłumnie przychodzą na koncerty i zdzierają gardło próbując dorównać wokaliście. Kontrowersyjnym elementem ich muzyki jest satanistyczna otoczka bijąca zarówno z tekstów, jak i z image’u scenicznego, ale nie potrzeba wielkiego trudu interpretacyjnego, żeby zdać sobie sprawę, że wszystko to jest groteskową parodią zespołów określających siebie jako „trve satanic”. Czy jakoś tak… Wystarczy przeczytać tekst do 'Monstrance Clock’ i wysłuchać zapowiedzi Papy Emeritusa odnośnie tego utworu, żeby spojrzeć na ich muzykę z innej, luźniejszej perspektywy.
Po wyjściu z klubu chyba nikt nie czuł się niespełniony, a ci, którzy „jedynie” lubili Ghost, z całą pewnością teraz ich kochają. Trzeba uczestniczyć ciałem i duszą w tym przedstawieniu, żeby poczuć klimat i doświadczyć przenikającego do szpiku kości głosu Papy Emeritusa. Trudno wyobrazić sobie lepszy prezent tuż przed Dniem Dziecka. W końcu wszyscy zebrani w Stodole, chociaż na kilkadziesiąt minut, stali się „Children of Poland”.
Zdjęcia: Filip Smoczkiewicz
- Spirit
- From the Pinnacle to the Pit
- Stand by Him
- Con Clavi Con Dio
- Per Aspera ad Inferi
- Body and Blood
- Devil Church
- Cirice
- Year Zero
- He is
- Absolution
- Mummy Dust
- Ghuleh/Zombie Queen
- Ritual
- Monstrance Clock