Roadie – osoba ruszająca wraz z członkami zespołu na trasę koncertową i pełniąca rolę obsługi technicznej.
Seriale zawojowały rynek telewizyjny. Ludzie z przyjemnością zasiadają przed ekranem i przepadają na długie godziny oglądając sezon za sezonem. Do tej pory poruszano tematykę wojenną („Band Of Brothers”), gangsterską („The Sopranos”) czy tzw. kino sandałowe („Spartacus”). Ostatnimi czasy oczy producentów spoglądają w kierunku branży muzycznej. Na początku tego roku pojawił się „Vinyl” – stworzony przez Micka Jaggera i Martina Scorsese. Akcja dziejąca się w latach 70. oscyluje wokół szefa wytwórni płytowej w świecie, w którym branża muzyczna dopiero rozkwita. Kilka dni temu pojawił się nowy twór – „Roadies” emitowany przez amerykańską telewizję Showtime.
https://www.youtube.com/watch?v=1WnLeNWBoMU
Cameron Crowe – dziennikarz muzyczny i reżyser filmowy (m.in. „Jerry Maguire”, „Almost Famous” i „Pearl Jam Twenty”) – pojawił się w Seattle chwilę przed eksplozją muzyki grunge. Często gościł na backstage’u i uważnie obserwował, a muzyka od zawsze odgrywała w jego filmach znaczącą rolę. Zdobyte podczas tras koncertowych doświadczenie przekuł w serial. Dzięki temu w „Roadies” otrzymujemy starannie przygotowany i prawdziwy obraz tego jak współcześnie wygląda organizowanie tras koncertowych i przebieg przygotowań do samego koncertu. Oczywiście dzieje się to w odniesieniu do fikcyjnego zespołu – „Staton-House-Band” – jednakże zapewniam, że przedstawione w serialu wydarzenia nie odbiegają znacząco od tego co dzieję się w prawdziwym życiu. Ba, nie zdziwiłbym się, gdyby fikcyjny był tylko sam zespół. Dodatkowo, wszystko okraszone jest sporą dawką humoru. Uwierzcie: czego jak czego ale świńskich żartów i szalonych groupie na trasach nie brakuje.
W obsadzie nie znajdziemy znanych nazwisk, moim zdaniem to plus – łatwiej „kupić” postać graną przez nieznanego aktora. Nie znaczy to jednak, że nie stworzono wyróżniających się kreacji. Na pierwszym planie mamy managera trasy Billa (Luke Wilson), managera produkcji Shelli (Carla Gugino) i Kelly Ann (Imogen Poots), która już w pierwszym odcinku daje popis swojego uwielbienia dla zespołu będącego jej pracodawcą. Moim faworytem jest Gooch grany przez Luisa Guzmána. Jak jednak wybrnięto z przedstawienia antagonistów? Otóż w dość ciekawy sposób: mamy Rega Whiteheada, księgowego i nowy nabytek dla zespołu („Zespół to marka! O markę trzeba dbać!”) i stalkerkę Natalie. Jestem pewien, że ich wątki zostaną w przyszłości ważną częścią fabuły. Szczególnie wątek Rega – tutaj znajdziemy walkę białych kołnierzyków i księgowych zapatrzonych w tabelki z liczbami w Excelu z prostą miłością do muzyki, uwielbieniem dla wykonawców i tego, co znaczy być członkiem ekipy technicznej. Dla mnie, jako dla fana muzyki ten element został przedstawiony w sposób bardzo przekonywujący. Oprócz tego trafnie zauważono jak zmienił się świat muzyki. Widać to w jednym z dialogów, w którym jeden z roadies, będący technicznym od lat 70. i przyjacielem m.in. Rogera Watersa i Lynyrd Skynyrd chwali się kostką, którą otrzymał od Ronniego Van Zanta, a jego młodszy kolega odpowiada: „Super! A kim był Ronnie Van Zant?”
Samo nazwisko reżyseria sugeruje znakomity dobór podkładu muzycznego. Muzyka w „Roadies” nie jest tylko tłem, ilustracją dla poszczególnych scen. To dodatkowy aktor, który znakomicie przekazuje swoje emocje publice. Na dzień dobry dostajemy „Tangled Up In Blue” barda Boba Dylana. W dalszej części odcinka królują „Loudmouth” Ramones i „Given To Fly” Pearl Jam. Swoje trzy grosze dodają również młodsze zespoły – The Ting Tings oraz Frightened Rabbit.
Nie wiem czy „Roadies” spodoba się szerszej publiczności i zostanie przedłużone na kolejny sezon. Wiem jednak, że osobiście nie opuszczę żadnego odcinka. Wam także polecam!