Obecni miłośnicy młodej polskiej rock/metalowej sceny muzycznej podzieleni są na dwie grupy – jedni uparcie wolą starą szkołę i brak zmian, a ci drudzy natomiast twierdzą, iż wszystko już było i potrzebna czegoś ultra świeżego, innowacyjnego. Szczecińska Rockasta z pewnością znajdzie sympatię u tych ostatnich. Dlaczego? Już wyjaśniam. Każdy z nas zna, a przynajmniej kojarzy twórczość Apocalyptiki. No więc właśnie, tu jest podobnie. Z tą różnicą jednak, że zamiast smyków usłyszymy… akordeon. Co więcej, nazwa także nie jest przypadkowa. Otóż „kasta” oznacza właśnie rzeczony instrument. Także już na wstępie można odnieść wrażenie, że bardo łatwo nakreślić sobie w duchu istotę brzmienia „Caste of Titans”. Ale czy aby napewno tak jest?
Pomysłodawcą całego przedsięwzięcia jest Przemysław Nowak. Jego potężna, iście metalowa postura zdobi wnętrze rozkładanej okładki płyty. Jest na niej także reszta składu, ale to właśnie on, a raczej dzierżony w jego ręce akordeon przyciąga największą uwagę. Z informacji na facebooku możemy wyczytać natomiast:
Zespół pokazuje, że akordeon nie jest tylko instrumentem biesiadnym czy folkowym, ale znakomicie odnajduje się w różnych stylach muzycznych – również jako instrument prowadzący w ciężkich brzmieniach.
Nie trzymając Was dłużej w niepewności dodam tylko, iż Rockasta na swoim koncie ma także komercyjne sukcesy. W ich skład wchodzi drugie miejsce w finałach regionalnych światowego festiwalu „EMERGENZA”, a także udany występ w czwartym odcinku X edycji telewizyjnego show – Must Be The Music – Tylko Muzyka, gdzie zespół zdobył bezprecedensowe „4x TAK”.
Otwierający krążek ‘The Fall’ już na wstępie wprawia w osłupienie swoją oprawą. Akordeon + nośne rockowe riffowanie niosą za sobą element zaszokowania. Jeszcze większe zaskoczenie dopada nas wtedy, gdy odkryjemy, że gitary to zaledwie tło, a rolę melodii i wokalu, którego na płycie nie uświadczymy (z wyjątkiem bonusowego utworu, ale o tym później) pełni rzeczona kasta. Nie taki jednak lider zły i samolubny jak go piszą. W utworze znalazły się miejsca na iście wirtuozerską solówkę Marcina Budaja i perkusyjny popis umiejętności Piotra Busza. Jak się za chwilę okaże, jest to tylko przedsmak nadchodzącej ciekawej niespodzianki.
Niejeden artykuł już traktował o tym, że Jan Sebastian Bach, żyjący na przełomie XVII i XVIII w. kompozytor w głębi duszy był metalowcem. Jednakże zamieszczone na „Caste of Titans” wykonanie ‘Toccata and Fugue in D Minor BWV 565’ to prawdziwa muzyczna miazga. Legendarny kawałek w wykonaniu Rockasty brzmi po prostu zjawiskowo! Rozpędzone rytmiczne gitary i bezbłędna melodia to obcowanie z bardzo wysoką, klasyczną kulturą bez utraty tego ważnego metalowego pierwiastka osobowości. Tak świetnie rozpisany aranż nie ma prawa się znudzić.
Dalej jest już niestety nieco słabiej. ‘Rockasta’ to całkiem dostojna, przyjemna dla ucha balladka, a ‘Unbroken Wings’ okazuje się żwawym i pokręconym w dźwiękach instrumentalnym mariażem. Nie zwiastuję tutaj koncertowej petardy. Ot pocieszne granie, idealne na czołówkę obyczajowego serialu… Następujący po nim ‘Tech-No’ jest tylko potwierdzeniem tezy – temat jest bliski wyczerpania. Instrumentarium zaczyna lekko drażnić, uwiera także brak wokalu. Nawet rockowe brzmienia i zmyślne solówki niewiele ratują sytuację. Na nic też zda się przyciszenie muzyki – akordeon jest zbyt wymagającym dla ucha źródłem dźwięku, aby stał się przyjemnie plumkającym tłem.
Dopiero końcówka płyty przynosi upragnione urozmaicenie. Po biesiadnym ‘Hungarian Dance No. 5’ J. Brahmsa przychodzi czas na tytułowy kawałek. Basista, Damian Przybylski, przerywa akordeonowo-gitarowy letarg niezwykle wyrazistym intro. Po nim przychodzi czas na kilka minut konkretnego metalowego młócenia zwieńczonego fajnie dobranymi pasażami na sześciu strunach. Bonusowy ‘The Screw’ przynosi natomiast jeszcze większe ukojenie. Uświadczymy na nim bowiem w końcu partie wokalne! Kobiecy śpiew i krzyk przeplata się tutaj z growlującym, niekiedy mrocznym wręcz głosem mężczyzny. To nic innego, jak zasługi gościnnie występujących artystów.
Chcąc jednoznacznie wyrazić ocenę nachodzą mnie mieszane uczucia. Nie jestem do końca przekonany, czy akordeon „znakomicie odnajduje się w różnych stylach muzycznych – również jako instrument prowadzący w ciężkich brzmieniach”. W rock/metalu może i faktycznie, ale napewno nie znakomicie, a raczej jako ciekawostka. I tak też pozwoliłem potraktować sobie „Caste of Titans”. Co prawda było kilka podniosłych momentów, ale całość kolokwialnie mówiąc, jaj nie urwała. Świeży i innowacyjny zespół paradoksalnie zmęczył mnie powtarzającym się schematem. Zmęczyłby zapewne znacznie mniej, gdyby kasta pojawiała się rzadziej, albo płyta nie trwałaby blisko godzinę. Wtedy też ocena byłaby zapewne proporcjonalnie wyższa… Można gdybać, ale nie ma czasu. Pora na wyrok: 7/10.
2. Toccata and Fugue In D minor (BWV 565)
3. Rockasta
4. Unbroken Wings
5. Tech-No
6. Carmina burana: O Fortuna
7. Punk
8. Dreams
9. The Screw
10. Silent Rain
11. Hungarian Dance No. 5
12. Castle Of Titans
13. The Screw
Wyro(c)k
0-10 Sad But True
11-20 Bad Reputation
21-30 Wild Thing
31-40 Satisfaction
41-50 Another Brick in the Wall
51-60 Proud Mary
61-70 Highway To Hell
71-80 2 Minutes to Midnight
81-90 Ace of Spades
91-100 Master Of Puppets
- Pierwsze wrażenie10
- Instrumentarium9
- Wokal4
- Brzmienie8
- Repeat4