Znam wielu artystów, którzy do zaoferowania nie mają nic, a jednak sypią nowymi nagraniami regularnie – i znam też takich, którzy często nagrywają rzeczy wartościowe. A jednak szczególne miejsce w moim serduszku zajmują artyści, którzy z różnych przyczyn długo milczą, ale jak już coś zaproponują, to słucham tego z przyjemnością. I do tego grona, wraz z płytą „When the Rain Comes Down”, dołączył właśnie zespół Internal Quiet.
Na czele formacji stoi Sławomir Papis, znakomity gitarzysta na scenie działający już od lat osiemdziesiątych, ale udzielający się przede wszystkim sesyjnie. Od pięciu lat spełnia on wreszcie marzenie i działa, koncertuje i komponuje z własnym zespołem. Skład przechodził wiele przemian, ale konsekwentnie parł do celu, jakim było wydanie płyty – ostatecznie lidera w studiu wspierają instrumentaliści szerzej nieznani, acz łojący bardzo ładnie oraz Rocker, szerzej znany z Wolf Spider. Zbierane przez lata i ogrywane na żywo kawałki znalazły wreszcie drogę na krążek i mogła powstać recenzja tego albumu.
Albumu, który nie przekonał mnie wraz z pierwszym przesłuchaniem. Zbyt wyraźnie wyczuwałem inspiracje klasykami, nie byłem przekonany do wolt stylistycznych między hard rockiem i heavy metalem. Mimo to słyszałem w tym materiale olbrzymi potencjał – postanowiłem więc wsłuchać się i dać Internal Quiet kolejną szansę. I dopiero wtedy się z Wewnętrznym Spokojem zaprzyjaźniłem.
Pierwszym, co odnotowałem, była prosta obserwacja, że te kawałki mają w sobie niesamowitą nośność, są pełne energii i autentycznej pasji. Zostały zagrane przez ludzi dobrze czujących taką muzykę. Przede wszystkim jednak coraz lepsze wrażenie nagranie to wywierało na mnie dzięki swojej estetyce, specyficznemu konceptowi towarzyszącemu całości. Utwory są mroczne, przesiąknięte smutkiem. Dając się kupić atmosferze krążka jesteśmy w stanie wybaczyć brak świeżych rozwiązań i po prostu cieszyć się szlachetnie brzmiącym hard’n’heavy.
Zespół zaczyna tak, jak zaczynać winna formacja, która schlebia klasykom heavy metalu – po krótkim intrze zaczynają w ‘Chase Your Dreams’ maidenować na całego, a duch Dickinsona unosi się nad wodami. Bardziej hardrockowo brzmią kolejne utwory, ‘Energy’ oraz ‘So Cold’ – oba kawałki niepozbawione przebojowości, prowadzone bardzo eleganckimi, energicznymi (nomen omen w sumie) riffami.
Kolejny na liście, ‘Going Good’ upływa pod znakiem gitarowego zwolnienia i świetnie zagranych partii sekcji rytmicznej. Następnie mamy znów żywiołowe heavy w postaci ‘Rain’, który zawiera chyba wszystkie składowe brzmienia zespołu, i docieramy do najbardziej nietuzinkowego momentu na płycie. ‘Last Breath’, z tekstem w całości szeptanym, to przede wszystkim Gitarowy P(o/a)pis lidera formacji. Instrumentalnie jest to mała perła, wyróżniająca się nawet na tle bogatej przecież instrumentalnie reszty albumu. Jeszcze tylko ładna ballada ‘Reaching The Stars’ oraz bonusowy, nie odnajdujący się w deszczowej atmosferze reszty materiału ‘Time To Fight’ opowiadający o sprzeciwie wobec łamania przez władzę praw człowieka, który to utwór jest jednocześnie najżywszym, najszybszym chyba numerem na płycie, zaczynającym się do tego rewelacyjnym, idealnym na koncert zaśpiewem.
Internal Quiet cyzelowali swój materiał długo, ale nie zawiedli. Warto się nad „When the Rain Comes Down” pochylić i posłuchać tych klasycznie brzmiących piosenek – a nuż wzbudzą apetyt na więcej?
2. Chase Your Dreams
3. Energy
4. So Cold
5. Going Good
6. Rain
7. Last Breath
8. Reaching The Stars
9. Time to Fight (bonus)
WYRO(C)K
0-10 Sad But True
11-20 Bad Reputation
21-30 Wild Thing
31-40 Satisfaction
41-50 Another Brick in the Wall
51-60 Proud Mary
61-70 Highway To Hell
71-80 2 Minutes to Midnight
81-90 Ace of Spades
91-100 Master Of Puppets
- PIERWSZE WRAŻENIE6
- WOKAL7
- INSTRUMENTARIUM8
- BRZMIENIE7
- REPEAT MODE9