Black Stone Cherry popularnością w Europie nie grzeszy. Wyjątkiem jest jedynie Wielka Brytania, gdzie każdy koncert zespołu wyprzedaje się bardzo szybko. W południowych Stanach są jednak fenomenem – każdy kolejny krążek utwierdza w przekonaniu, iż w branży muzycznej brakuje czystego i uczciwego rocka, bez eksperymentowania. Na nowy materiał nie czekaliśmy stosunkowo długo. Po dwóch latach możemy odtworzyć premierowe utwory. Album nosi nazwę „Kentucky” i jest swoistym powrotem do początków działalności zespołu.
Słychać to zresztą już od samego początku krążka. „Kentucky” jest po prostu kopalnią potężnych riffów. Już „Way Of The Future” zapowiada, że będzie mocno i głośno. Nie zmienia się to nawet w dosyć radiowym „In Our Dreams”, który może aspirować do jednego z najlepszych kawałków kapeli. W późniejszej części płyty mamy również do czynienia ze swoistym eksperymentem. Przykładem jest tutaj cover utworu „War”, którego oryginalnym wykonawcą jest Edwin Starr. Czegoś takiego w twórczości zespołu jeszcze nie słyszeliśmy. Gitarowo-funkowe brzmienie, kobiece chórki i dosyć dyskotekowy motyw perkusyjny to miły dodatek, który w żaden sposób nie zakłóca spójności płyty. Nie ma sensu rozwodzić się nad poszczególnymi utworami. Płyta trzyma bardzo równy poziom i nie znajdziemy tutaj typowych zapychaczy – każdy utwór zaskakuje nas zabójczym riffem. Może i momentami nie są one szczególnie skomplikowane, jednakże bije od nich ogromna moc.
Brzmienie albumu jest z pewnością jedną z największych zalet. Zespół zawitał do Barrick Studio, gdzie wciąż w użytku są stare, analogowe stoły mikserskie z Abbey Road Studio w Londynie. Mamy więc do czynienia nie tylko z kompozycyjnym powrotem do korzeni, ale również technicznym. Album brzmi nowocześnie, ale jednocześnie wsłuchując się w brzmienie gitar, można poczuć stare dobre czasy – jednym słowem czuć prawdziwą moc wylewającą się z głośników, bez niepotrzebnych upiększeń i efektów.
„Kentucky” jest wyśmienitym podsumowaniem dotychczasowej twórczości Black Stone Cherry. Świetne kompozycje oparte na mocnych i melodyjnych gitarach na pewno zapadną w pamięci już po pierwszym przesłuchaniu. Mimo, że mamy dopiero kwiecień to jestem przekonany iż krążek znajdzie się w moim osobistym rankingu najciekawszych krążków 2016 roku. Wielka szkoda, iż Panowie nie są specjalnie popularni w Polsce. Taka petarda powinna dotrzeć do nas jak najszybciej.
2. In Our Dreams
3. Shakin’ My Cage
4. Soul Machine
5. Long Ride
6. War
7. Hangman
8. Cheaper To Drink Alone
9. Rescue Me
10. Feelin’ Fuzzy
11. Darkest Secret
12. Born To Die
13. The Rambler
0-10 Sad But True
11-20 Bad Reputation
21-30 Wild Thing
31-40 Satisfaction
41-50 Another Brick in the Wall
51-60 Proud Mary
61-70 Highway to Hell
71-80 2 Minutes to Midnight
81-90 Ace of Spades
91-100 Master of Puppets
- Pierwsze Wrażenie
- Instrumentarium
- Repeat Mode
- Brzmienie