Niebawem, bo pod koniec 2015 roku nakładem wydawnictwa In Rock/Vesper na rynku ukaże się biografia Faith No More. Będzie to jednak pozycja nie byle jaka, bo napisana przez naszego rodzimego dziennikarza i wielkiego fana zespołu – Macieja Krzywińskiego, m.in. współpracownika czasopisma Metal Hammer. Autor przeprowadzał osobiście wywiady z muzykami, dlatego możemy być pewni, że otrzymamy wiele zaskakujących informacji i ciekawych historii z pierwszej ręki. Wkrótce opublikujemy więcej szczegółów na temat pozycji, w tym okładkę, a już teraz możecie zapoznać się z fragmentem rozdziału ósmego, „Sportowiec, który zawiódł, gwałci ziemię” opowiadającego o początkach drogi jedynego i niepowtarzalnego Mike’a Pattona:
Eurekę zamieszkuje obecnie niespełna trzydzieści tysięcy mieszkańców. Dwudziestego siódmego stycznia 1968 roku populację miasta zasilił Michael Allan Patton. Nie wiadomo wiele o jego dziecięcych i nastoletnich latach. Podobno dorastał z bratem. Ojciec był trenerem futbolu. Matka podobno była pracownicą opieki społecznej. Jeśli tata miał nadzieję, że mały Mike pójdzie w jego ślady, srogo się rozczarował. Porażka w sportach – oto, co zawiodło mnie ku muzyce. W zasadzie jestem sportowcem, który zawiódł. Skoro tato był trenerem, oczywiście musiałem uprawiać sporty. Uwielbiałem to, ale nie wychodziło mi. Pewnie świat nie miałby szansy poznać wielu znakomitych utworów, gdyby Patton nie okazał się łamagą. Pierwsi – i jedyni – nauczyciele śpiewu, jakich miał Mike, byli pierzaści i hałaśliwi. Od małego naśladowałem śpiew ptaków, choć nawet nie zdawałem sobie z tego sprawy. Rodzice mi później powiedzieli. Kiedy zacząłem wydawać te dźwięki, dali mi płytkę z nagraniami dziwnych brzmień, jakie można naśladować własnymi strunami głosowymi. Nie wiem, dlaczego ją dostałem, ale była to jedna z moich ulubionych płyt.
Podobno mały Mike lubił słuchać przebojów Eltona Johna, które może nawet wyśpiewywał na rodzinnych imprezach ku uciesze cioć i wujów. Rodzice raczej nie usiłowali wpoić swoim pociechom szczególnej kindersztuby, co zdaje się sugerować anegdota, jaką Bill Gould przytoczył swego czasu na łamach „Select Magazine”: Jego rodzice przyszli pewnego razu na koncert. Mike opowiadał na scenie, jak to poprzedniej nocy zerżnął swoją matkę, podczas gdy ojciec się przyglądał. Nasz producent, Matt Wallace, siedział z nimi i zapytał, jak znajdują tego rodzaju uwagi w ustach syna. A ojciec odparł: „Myślisz, że gdzie, kurwa, nauczył się gadać w ten sposób?”. No tak, czym skorupka, kurwa, za młodu nasiąknie… To również Gould, w tym samym wywiadzie, rzucił nieco światła na muzyczne zainteresowania młodego Pattona, które, jak się okazuje, nie kończyły się na twórczości Eltona Johna. Wiedziałaś – zapytał dziennikarkę – że był tancerzem disco? No wiesz, Michael Jackson. Earth, Wind and Fire. Interesował się takimi rzeczami, wsiąknął mocno w scenę disco.
Cóż, w miejscowościach takich jak Eureka młody człowiek łatwo może dostać się w swoim formatywnym okresie w sidła disco. To nadmorskie miasto rozwija się dzięki rybołówstwu – w latach siedemdziesiątych dostarczało połowę ryb i skorupiaków konsumowanych w całej Kalifornii – i przemysłowi drzewnemu, ale jeśli chodzi o rozrywki, które mogłyby przyciągnąć uwagę nastolatków, to… No cóż, można podziwiać setki domów wzniesionych z poszanowaniem założeń wiktoriańskiej architektury, można pójść do najstarszego zoo w Kalifornii, Sequoia Park Zoo, można wreszcie wyskoczyć na plażę… Nic dziwnego, że małoletni Patton wykształcił bardzo osobliwe hobby. Moja mama pracowała w żłobku, opiekowała się dziećmi. Wychodziliśmy pobawić się do ogrodu, ja i dzieciaki, którymi zajmowała się mama. Pamiętam dokładnie, że miałem taki zwyczaj, by rżnąć rzeczy na oczach wszystkich. Kładłem się na przykład na trawniku i tak oto dymałem ziemię. Oczywiście nie miałem pojęcia, że takie rzeczy powinno robić się na osobności. Mama panikowała. Ja nazywałem to „moimi trickami”. Wracałem ze szkoły, oznajmiałem mamie, że pobawię się w moje tricki, włączałem telewizor w poszukiwaniu jakiegoś programu z dziewczętami, no i kładłem się na kanapie. Normalna sprawa, jak przekąska czy coś w tym rodzaju.
Rozsadzany hormonami młodzieniec może zapełniać czas wolny chociażby próbami realizacji marzeń o karierze sportowca albo gwiazdy rocka. Patton wybrał, rzecz jasna, tę drugą ścieżkę. Zanim jednak zaczął nią kroczyć z pełnym przekonaniem, spróbował również pracy w lokalnym sklepie płytowym. I nie zachował stamtąd dobrych wspomnień, za to rozluźnił swoje normy moralne co do cudzej własności. Miałem tylko jedną robotę, w sklepie płytowym. Było potwornie, prawdziwy koszmar. Nienawidziłem tej pracy tak bardzo, że kradłem prawie każdego dnia. Połowa mojej kolekcji płytowej to efekt złodziejstwa. Szef był zbyt głupi, by zrozumieć, że sklep nie działał, że nikt nie kupował płyt, no więc podwędzałem je, by wydawało mu się, że towar schodzi. Poza tym nie dostawałem wystarczających wynagrodzeń, więc odbierałem sobie w towarze.
Pewnie nie pierwszy w ogóle, ale z dużym prawdopodobieństwem pierwszy udokumentowany wizualnie występ Mike’a odbył się w 1984 roku. Wraz z zespołem Gemini Patton wziął udział w przeglądzie talentów zorganizowanym w szkole średniej, do której uczęszczał, Eureka High. W rolę wokalisty wszedł właściwie przez przypadek. Wylądowałem na próbie kapeli mojego kumpla. Wokalista się nie pojawił, więc dla jaj poprosili mnie, żebym go zastąpił. Nie miałem pojęcia, co wyprawiałem – nie żebym teraz miał – i porwałem się z motyką na słońce. No ale zrobiłem to, zabawa była przednia. Później wylali wokalistę i poprosili mnie, abym dołączył. Podczas występu w Eureka High chłopcy zaprezentowali kawałki heavymetalowych i hardrockowych zespołów, które były wówczas na topie: „Metal Health” Quiet Riot, „Burning Heart” Vanderberg, „Detroit Rock City” Kiss, „You’ve Got Another Thing Coming” Judas Priest, „Flight of Icarus” Iron Maiden, „Ten Seconds to Love” Mötley Crüe, „I Believe In You” Y&T. Jak to wypadło? Wielce pociesznie. Młodzi muzycy grają z wielkim przejęciem, wyginają się do rytmu, próbują upodobnić do idoli. Mike przepasał się nawet łańcuchami i pomalował twarz w indiańskie barwy wojenne. Zarazem scena zdaje się być jego środowiskiem naturalnym, a zaskakująco głośne piski zgromadzonych na widowni dziewcząt nie pozostawiają mu wątpliwości, czy aby należy raz jeszcze się wygiąć i zacisnąć pięść w triumfalnym geście. Poza tym nagranie z koncertu Gemini to cenny dokument, który udowadnia, że A) w 1984 Patton nie pałał już miłością do Michaela Jacksona i Earth, Wind & Fire, a przynajmniej nie zamierzał tej miłości eksponować, B) najpóźniej w 1984 rozpoczęła się muzyczna współpraca wokalisty z basistą Trevorem Dunnem.