W zw. ze zbliżającym się występem Big 4 w Indio, USA i kolejnymi w Europie powoli nasilają się wywiady z tym związane. Uprzednio Scott Ian i Kerry King, a teraz Tom Araya w ekskluzywnym wywiadzie dla LA Weekly opowiada o wrażeniach sprzed roku z Polski i Europy, Metallice, ogólnie występach Big 4, wraca do sprawy braku 3/4 Slayera podczas wspólnego Am I Evil? prezentując zupełnie inny powód i nastawienie, niż Kerry King [i nie, w tytule artykułu nie ma błędu!]. Mówi też kwestiach pobocznych, jak np. kiedy po raz pierwszy widział ludzi robiących młyn, czy o obecnym stanie zdrowia hospitalizowanego Jeffa.
– Czy pamiętasz pierwszy raz, gdy zobaczyłeś ludzi robiących młyn?
Pierwszy raz zobaczyłem to w San Francisco. Nasz album Show No Mercy wyszedł pod koniec ’83 i daliśmy trzy lub cztery koncerty w San Francisco po jego premierze. To było nasze pierwsze doświadczenie ze stage-divingiem [nurkowaniem ze sceny – red.], crowd-surfingiem [przenoszenie innych na rękach przez tłum ponad głowami – red.], ludźmi chodzącymi po ludziach przez całą publikę. To było kurwa dobre. L.A. było nieco nudniejsze w tamtym czasie.
– Jak wspominasz występy z Big 4 z zeszłego roku w Europie?
To było coś wielkiego. Przebiło wszystkie oczekiwania agenta, który to wszystko sklecił. Pierwszy występ, jaki daliśmy, był w Polsce i mieliśmy tam ponad 80,000 ludzi. I każdy następny koncert był wielki.
– Czy gracie inaczej dla tak gigantycznego tłumu?
Jedyną różnicą pomiędzy gigiem jak ten, gdy masz otwartą przestrzeń i jest tak wielu ludzi [a innymi]jest to, że chcesz mieć pewność, że grasz dobrze. Wizualnie nie możesz w sumie wiele zrobić. To przepadnie. Większość ludzi będzie musiała założyć okulary. Gdy jesteś w klubie, czy teatrze, czy nawet na arenie, tak, chcesz czegoś dla oka, chcesz dobrej gry świateł. Ale w Slayerze zawsze chodziło o brzmienie. Musimy brzmieć dobrze. Musi być zajebiście.
– Czy duże tłumy reagują jakoś inaczej?
Tym z przodu dane jest zobaczyć wszystko i to do nich mogę się odnieść. Po pierwszych 6, czy 9 metrach już cię tak naprawdę nie widzą. Dla fanów w układzie festiwalowym to jest jak piknik. Chcesz się dobrze bawić z przyjaciółmi w tym tłumie. A w tle słyszysz grający zespół, „Oh, to mój ulubiony kawałek!”, wszyscy są tam, żeby miło spędzić popołudnie i o to w tym chodzi.
– Spędziliście dużo czasu z Metalliką przed tymi koncertami w zeszłym roku?
Jesteśmy po znajomości. Poznaliśmy ich dawno, dawno temu. Potem co jakiś czas nasze drogi się przecinały. Rozmawiałem z Jamesem Hetfieldem w wieczór przed rozpoczęciem trasy na kolacji ze wszystkimi zespołami. Gadaliśmy o problemach z karkiem. Pokazałem mu swoje blizny, on pokazał mi swoje.
– Dlaczego jest dla nich i dla was ważne, by to robić?
Trzydzieści lat to kawał czasu. Myślę, że chodzi o długotrwałość naszych zespołów i fakt, że nadal tu jesteśmy i niektóre zespoły są nadal żywe. Nadal robimy płyty, nadal sprzedajemy bilety.
– Zaczęliście z początku w tej samej części kraju.
Gdy ten gatunek pojawił się w Ameryce, Metallica była na północy Kalifornii, my w Kalifornii południowej, Anthrax był na wschodnim wybrzeżu. Każdy z nas wypracował swój własny metal i po 30 latach nadal gramy swój metal.
– Thrash okazał się tym [gatunkiem], który przetrwał, w przeciwieństwie do glam-metalu, który wtedy dominował na Sunset Trip [2,5-kilometrowy pas wzdłóż Sunset Boulevard – red.].
Wszyscy wtykali swój nos w metal i gloryfikowali i tulili te wszystkie dziewczeńskie kapele. Z całej tej zgraji jedynymi, którzy nadal się trzymają, jest Motley Crue. Oni to wszystko zaczęli i odstawili wszystkich na poboczu. Oni przetrwali. Oni nadal przyciągają tłumy.
My byliśmy jedyną kapelą w L.A. chcącą [tylko]robić metal. Ale musiało się konkurować z tymi wszystkimi kapelami dla ładnych dziewczynek. One nie chciały kapel metalowych. My nie byliśmy ładnymi chłopcami. To w L.A. mieliśmy problemy z graniem, więc ostatecznie graliśmy dużo w Orange County. Był tam klub zwany the Woodstock i kolejny zwany Radio City, które były od siebie 30m na jednym i tym samym parkingu. Skończyło się na graniu razem z Metalliką w the Woodstock.
– Czy pamiętasz ten dawny koncert z Metalliką?
Tak, to było z oryginalnym składem. Z Davem Mustainem i Ronem McGovneyem na basie. Byli świetni. Ale my też. To był naprawdę dobry show.
– Co się teraz dzieje z Jeffem Hannemanem? Da radę pojawić się na występię [w Indio]?
Z tego, co mi powiedziano, chce na nim być, ale nie wiemy naprawdę, w jakim jest stanie. Najwyraźniej w dość dobrym, żeby grać na gitarze, więc wiele to mówi o tym, jak zdeterminowany jest, by zagrać na tym koncercie. Najwyraźniej wraca do zdrowia. Ma dwie wrażliwe strefy na ramieniu, które przyprawiają go o ból, gdy gra na gitarze, ale ma werwę do grania, ma werwę do powrotu z nami na trasę. Wiem, że zdrowienie przebiega dość dobrze, by mógł chcieć grać. Zobaczymy.
– W międzyczasie graliście z kimś innym.
Obecnie gramy z Patem O’Brienem, gitarzystą Cannibal Corpse. Przed nim był Gary Holt z Exodusu. Gdy wspomniano Gary’ego Holta, to była prosta decyzja. Jest naszym przyjacielem, a to wiele dla mnie znaczy. Potem do gry wszedł Pat O’Brien, ponieważ Gary bardzo go polecał. Powiedział, że jest w stanie podołać i że jest fajnym gościem. Te słowa z jego ust wiele znaczyły. Myślę, że Gary pojawi się na koncercie w L.A. i zaplanowanych trasach, które mamy, dopóki Jeff nie poczuje się dość dobrze, by przyjść grać. Gary się w pełni temu poświęcił.
Zobaczymy, jak Jeff będzie się czuł i grał w dzień występu. Mam nadzieję, że będzie z nim dobrze. W zw. z tym, co przechodzi, jego ręka potrzebuje sporo rehabilitacji. Chcę tylko, by Jeffowi się polepszało i żeby pozostał zdrów.
– Większość Slayera nie uczestniczyła w chwili, gdy zespoły Big 4 połączyłi siły na scenie w Sofii, w Bułgarii, aby wykonać „Am I Evil?”. Dlaczego?
Dave Lombardo jamuje z innymi. Ja nie jestem fanem czegoś takiego. Nie chcę wchodzić na scenę i pieprzyć się ze sprzętem kogoś innego [śmiech]. No i kawałek Am I Evil… gdyby powiedzieli, 'Hey, chcemy zagrać The Four Horsemen’, byłym za. Cholera, zagrałbym go! To był kawałek, który miałem nadzieję usłyszeć. Gdy powiedzieli, że chcą zrobić Am I Evil, eee.. Dla mnie to nie reprezentuje Czwórki. Nie reprezentował tego, co robimy jako zespoły. Gramy ciężej niż to. „The Four Horsemen” byłoby bardziej odpowiednie, ponieważ bardzo dobrze ilustruje wszystkie kapele. To właśnie robimy – Czterej Jeźdzcy robią jazdę.
– Gdyby James przyszedł do ciebie tym razem i powiedział, „Hey, zagramy The Four Horsemen’, miałbyś tym razem inne podejście?
Zareagowałbym inaczej, o tak.
——————————————–
Czyż nie byłoby pięknie zobaczyć wszystkich 'jeźdźców, robiących jazdę?’