Samobójstwo Chrisa Cornella wstrząsnęło całym muzycznym światem. W programie ’Jim and Sam Show’, Mike McCready – gitarzysta Pearl Jam – porównał jego śmierć do przypadku Layne’a Staley’a.
Śmierć Chrisa była znacznie większym szokiem niż to, co się stało z Laynem. Wiedziałem, że Staley może niedługo umrzeć. Są takie sytuacje, gdy widzisz, że wszystko zmierza do dramatu i tak się właśnie stało przez jego uzależnienie. To było mroczne i trudne doświadczenie. Byłem bardzo szczęśliwy, mogąc tworzyć z nim muzykę na album Mad Season. Jestem z niego bardzo dumny i wiem, że ta płyta wiele znaczy dla fanów.
Moim zdaniem to było dla niego zbawienne, że mógł uwolnić swoje emocje na tym wydawnictwie. Mówiłem mu „Rób, co chcesz. Jesteś świetnym wokalistą, po prostu śpiewaj.”
Jednak on walczył. Nie możesz powiedzieć, że wiesz, co się stanie, ale to była właśnie taka sytuacja. A teraz kolejny facet nie żyje.
Nigdy nie widziałem żadnych złych oznak stanu psychicznego Chrisa Cornella. Mam nawet zdjęcie w mojej nowej książce (’Of Potato Heads and Polaroids’), gdzie jesteśmy razem; ja, Chris, Eddie i Nancy Wilson. Fotka pochodzi z koncertu Temple of the Dog w Moore Theater. Pamiętam, że Chris zabrał mnie tego wieczoru na kolacje, żeby w włoskiej knajpie pogadać o pewnym projekcie. Wspominaliśmy Pink Floyd i inne wielkie zespoły.
Zawsze był dla mnie miły jeśli chodzi o współpracę muzyczną. Zapytał mnie „Hey, chcesz zagrać na płycie Temple of the Dog?”. To był mój pierwszy ważny album, więc to duża sprawa. Byłem przerażony, ale chciałem dać z wszystko. Zwłaszcza w 'Reach Down’. Kiedy Chris usłyszał moje pierwsze solo, powiedział: 'Wychodzę na 10 minut. Jak wrócę, to chcę usłyszeć coś innego”. Więc nagrałem jeszcze jedno i później Cornell kazał mi się rozchmurzyć.
Nie miałem bladego pojęcia o jego depresji. Znałem go nie tylko jako muzyka, ale też brata i przyjaciela, więc koszmarnie za nim tęsknię. To okropnie smutne i ciągle jestem w szoku. To nie ma żadnego sensu. Nie wiem nawet, co mogę powiedzieć.
Jestem wielkim szczęściarzem, że mogłem z nim grać i koncertować z Temple of the Dog. Słyszałem go każdego wieczora w moim odsłuchu. To było wspaniałe uczucie, móc słuchać jego głosu.
Miałem furę szczęścia, że w swojej karierze grałem z tak wielkimi wokalistami jak Ed, Chris, Mark Lanegan, Layne i reszta chłopaków.