Frontman Metalliki usiadł przed kamerą pod pretekstem przedstawienia swojej nowej sygnatury, o której pisaliśmy niedawno – ESP Iron Cross Snow White. Powstało 13-minutowe wideo, na którym James opowiada o początkach swojej przygody z muzyką, pierwszej gitarze, inspirowaniu się Tonym Iommim, zaletach gry na Les Paulach, wspieraniu młodych muzyków, a przede wszystkim – gra nową muzykę!
Tłumaczenie całości wewnątrz newsa.
httpvh://youtu.be/1Eq9RVKT9XQ
Bałem się wszystkiego. Bałem się świata, bałem się mówienia, wiesz… byłem bardzo, bardzo nieśmiałym dzieciakiem. Muzyka była sposobem by mówić. To proste. Mogłem albo pisać artykuły albo pisać poezję, napisać cokolwiek co było w mojej głowie, usiąść i naszkicować parę akordów składając to w całość i… to właśnie ja! To właśnie ja mówiący światu o mnie samym, gdy nie mogę tego zrobić samodzielnie! Więc muzyka była głosem, którego nigdy nie miałem.
W mojej szkole średniej Downey High był taki dzieciak, który grał w jazzowym zespole, który sprzedawał swoją gitarę. On miał… myślę, że to była 69SG z wajchą tremolo i on chciał ją sprzedać! Powiedział do mnie „Chcesz ją?” ja na to „Jasne! Ile chcesz?”, a on „200 dolców”. Więc prosiłem moją mamę i wiesz… sprzątałm, robiłem co tylko mogłem i w końcu powiedziała „Tak”. Kupiła mi moją pierszą prawdziwą gitarę. A jak już ją masz to oczywiście musisz dołączyć do jakiejś kapeli, więc zacząłem zadawać się z dzieciakami w szkole, które kochały muzę. I był taki coverujący zespół „Obsession”- banda gości z mojego rocznika i po szkole szliśmy do ich chat żeby pograć. Black Sabbath byli kapelą która mnie totalnie oświeciła, tacy ciężc, tacy poruszający. Czasami tak mnie to pochłaniało, że mogłem zamknąć oczy i po prostu tam być.
Ja i mój kumpel z którym dorastałem i chodziłem do szkoły który nazywał się John Zahn staraliśmy prześcignąć siebie nawzajem. Wiesz, każdego dnia mówił „Hej obczaj czego się nauczyłem!” i „Zobacz co mam!” a ja na to „O cholera!” wracałem do niego z czymś innym a on na to „Ech!”. Ta szkolna rywalizacja, wiesz, doprowadziła nas na różny poziom co było świetne, ale w pewnym momencie powiedziałem sobie „Wow! Goście z którymi teraz gram… muszę grać z lepszymi muzykami!”. Pisałem, napisałem parę swoich piosenek, ale im się nie spodobały. Woleli grać tylko covery i to zadecydowało o tym, że zacząłem grać z innymi ludźmi. W tamtym czasie w już na swój sposób wiedziałem że chcę do czegoś dążyć. Chciałem stać się lepszy i niektórzy moj kumple tego nie rozumieli. Oni po prostu, no wiesz pytali „Dlaczego zwyczajnie z nami nie zostaniesz?”, a ja wciąż dążyłem, poszukiwałem, chciałem iść w inne miejsca.
Myślę, że to było na drugim roku, gdy wróciłem do szkoły średniej po wakacjach i chciałem znów grać w football. Miałem wtedy długie włosy i trener powiedział mi „Musisz się ostrzyc”. Ja na to odpowiedziałem, heh, „Jasne, ale Eddie Val Halen ma długie włosy i Michael Schenker ma długie włosy. Chcę grać w football i nosić długie włosy” na co trener „Nie możesz tak zrobić”. Więc tamtym czasie to było jedno z tych rozwidleń na mojej drodze, które okazało się kluczowym dla mojego życia, o którym nie miałem jeszcze pojęcia. Wtedy po wiedziałem sobie, no wiesz „Cóż… pieprzyć to!”. Czy chcę grać drugie skrzypce grając w football, czy pragnę być na scenie z jakąś misją wyrażania czegoś poprzez muzykę? W tamtym momencie jeszcze o tym nie wiedziałem, ale to był bardzo dobry wybór.
Naprawdę nie sądzę, że mnie to tak naprawdę kopnęło aż do skończenia szkoły średniej, gdy zdałem sobie sprawę, że muszę zacząć myśleć o tym co chcę robić. Wiesz pracując w fabryce naklejek… ciąłem i układałem myśląc o riffach i tekstach piosenek czy czymś innym, podczas lunchu byłem z gitarą w samochodzie pisząc jakieś riffy i znów musiałem wracać do roboty. Później po pracy pokazywałem riffy które spisałem. Po naszym pierwszym gigu wyglądało to tak, że… postanowiłem zrezygnować z pracy i chciałem zacząć grać muzykę i nie było żadnej innej opcji. Tak właśnie było. Kiedy usłyszałem „Hej, jedziemy do New Jersey” albo jedną z pierwszych rzeczy „Jedziemy do San Francisco zagrać koncert!” to pomyślałem „O mój Boże!”. A później „Hej, mogliśmy podpisać umowę z tym managerem, wspominał o wyjeździe do Europy” i inne tego typu rzeczy reagowałem „Taaa, cokolwiek”. Wiesz, próbowałem grać spokojnego, a w środku wariowałem i miotałem się z myślą „To się dzieje. To się naprawdę dzieje! Jesteśmy przyjaciółmi, robimy to co chcemy robić to niesamowite!” (śmiech) I każdy krok w tą stronę dawał tego więcej.
Każdego dnia budzliśmy się przypominając sobie „Stary, rób to co chcesz robić, twórz bo tym utrzymujesz siebie i swoją rodzinę!”. To niesamowity dar, a my zdawaliśmy sobie z tego sprawę, rozumiesz? Były też oczywiście i czas, kiedy wymknęło się nam to spod kontroli, wiesz Black Album, trasa koncertowa Black Albumu, bycie daleko przez dłuższe okresy czasu… I to był album wielu rozwodów oraz wielu ego, które no wiesz… napuchnęły. Nikt nie posiadał właściwego rozmiaru i każdy był większy od tego jaki być powinien. Koniec końców patrzałeś na tą karierę i stwierdzałeś, że jest dziwna. Ludzie mówili, że ciebie szanują za twoją muzykę co po zweryfikowaniu okazało się nieprawdziwe. To jak fantazja, to tak jakby ci wszyscy ludzie myśleli, że jesteś czymś więcej, niż tym kim jesteś nprawdę. Dlatego musisz zachować pion mówiąc „Boże! Jestem tylko człowiekiem”. Coś sprawia że znów cofasz się, że zderzasz się z rzeczywistością i wtedy zdajesz sobie sprawę „Mam dar grania muzyki, to jest to, co mam”.
Dorastałem słuchając gitarzystów. Przeważnie uwielbiałem gitarzystów rytmicznych. Oczywiście Tommy Iommi miał największy wpływ na większość metalowych gitarzystów i oczywiście riffy, oparte o jedną nutę riffy które brzmiały „grubo”. Ale gdy analizujesz ten dźwięk to tak naprawdę nie jest on „gruby”, ale składa się z krawędzi i cięć. Początkowo zrozumienie tego zajęło mi trochę, co można zauważyć na pierwszych albumach, by później rozwinąć bardziej głębie. To tak jakbym chciał grać na perkusji na gitarze. Bardzo chciałem uzyskać perkusyjne brzmienie, takie które szybko reaguje i jest dynamiczne a zarazem takie które by utrzymało akord wypełniając miejsce. Chciałem też, by gitara miała kształt Les Paula, który jest nieco lżejszy i bardziej zdatny do podróży. Ta gitara ma niewielkie wcięcie tutaj dla mnie, bo lubię trzymać wiosła niżej i ma też ostrzejsze zakończenie tutaj bym mógł sięgnąć wyższych progów, nawet jeżeli nie chcecie słyszeć jak gram solówki. Myślę, że przetestowałem prawdopodobnie trzydzieści różnych naprężeń, różnych sposobów nawijania strun, różnych rodzajów metali. Gitara ma tradycyjny wygląd, ale ma także aktywne przetworniki. Połączenie pasywnych i aktywnych przystawek daje razem łagodny przester, ale także agresywny środek, który mają pasywniaki nieco bardziej skupione na tych środkach i są natarczywe co mi się podoba oraz ciepło i obszerność aktywnych przetworników. Więc połączenie tego razem było wyzwaniem. To jest to co chciałem w brzmieniu gitary nie coś szorstkiego, coś po czym będziesz miał kompletnie zmęczone uszy po koncercie.
Myślę, że to inny stan umysłu inna przestrzeń. Dla mnie czas się zatrzymuje, nie ma bólu i jestem tak jak mówią artyści na fazie. Mogę wpaść w tą fazę nawet teraz siedząc, grając i zapominając o was. W jakiś sposób świat wtedy odpływa. Nie wiadomo czy to dobrze czy to źle (śmiech). Czasami trudno z tego wyjść co jest tego przekleństwem, ale błogosławieństwem jest to że można się skupić na poczuciu celu, sensie istnienia, odczuciu komunikacji, uczuciu tworzenia. To włąśnie powód dla którego tutaj jestem.
Czasami gdy przez parę tygodni nie gram na wiośle, moja żona mówi „Hej, Zrzędo! Pograj na gitarze” ja na to że tego mi trzeba, idę, gram i stwierdzam że czuję się lepiej. Tak właśnie jest. To część mnie, to coś co muszę mieć. Jest też moją poranną kawą i wieczornym wyciszeniem. Muzyka często popycha nas do robienia rzeczy, których normalnie byśmy nie robili. Mam na myśli, że nie będę przecież latał i wykrzykiwał ludziom w twarz o mocy riffu płynącego z wzmacniacza. To byłoby… nieuprzejme (śmiech) To byłoby niegrzeczne, zupełnie niegrzeczne. Ale to właśnie jest to co robimy na scenie, wyrażamy muzykę każdym porem naszej skóry, każdym kawałkiem siebie.
Większość rzeczy w życiu jest czegoś warta, jeżeli na nią pracujesz. Dostajesz w zamian to, co w to wkładasz. To bardzo proste. To uniwersalnych zasada. To nie coś w stylu że bierzesz gitarę i śmiejesz się przed lustrem co robiłem też często i mówienie „Hej, jestem całkiem dobry!”. Musisz też mieć taką postawę , ale to wymag również trochę pracy i trochę poświęcenia. Ale jeżeli to kochasz to nie będzie to takie trudne, jak by to mogło być, gdybyś robił coś czego nie lubisz.
Nie ma dla mnie nic bardziej inspirującego, niż podpięcie się pod wzmaka, wykręcenie mojego brzmienia i włączenia go. Mogę napisać z 20 riffów tak po prostu, jeżeli przepływają przeze mnie. Po prostu pewne rzeczy przeze mnie przepływają.
Wierzę że aby utrzymać przy sobie to co masz, musisz też tyle od siebie oddać. Koncertować, robić korzystne rzeczy i pomagać innym tym darem który posiadamy. Mamy wszystko czego potrzebujemy. Mamy o wiele więcej niż potrzebujemu. W zamian też chcemy to dać. „Little Kids Rock”, akcja w którą jestem zaangażowany to granie gigów na połundniu pozyskując miliony dolarów co jest nieprawdopodobne, na wprowadzenie instrumentów do szkół w których obcięto programy nauczania muzyki.
Myślę, że gdzieś tam jest ten dzieciak, który ma ten dar albo po prostu czegoś mu brakuje, czymkolwiek to może być. Jeżeli to jest gitara za pięć dolców, którą dostał od nas ktoś, gdzieś i ja w tym pomogłem to jest to wspaniałę uczucie, prawdopodobnie lepsze uczucie od większości innych na tej planecie.