Jeżdżąc po wielu europejskich metalowych festiwalach, zdążyłem się przyzwyczaić do łomotu, t-shirtów z mocnymi tekstami, lekko fałszujących, choć podnoszących na duchu śpiewów w grupie i długich nocy imprezowania. Ogólnie: same miłe wspomnienia. Mimo wszystko, cenię sobie różnorodność, tak więc M’era Luna Festival w Hildesheim w Niemczech było oczywistym wyborem w układaniu mojego harmonogramu.
Odbywający się w dawnej bazie wojskowej Armii Brytyjskiej, M’era Luna Festival to mroczny świat, udekorowany gotyckimi motywami, w którym rozgrywają się nietypowe praktyki muzyki folkowej, pokazy akrobatyczne I pokazy mody z dominującym kolorem czarnym, a wszystkiemu przygrywają zespoły z gatunku gothic, electro, metal I folk.
Piątek:
Przyjechałem do Hildesheim z Hamburga około 17-ej. Po wszystkich rutynowych procedurach, typowych dla każdego festiwalu (wszystkie te punkty kontrolne), zaprowadzono mnie do namiotu dla vipów, do którego dochodziło się przez główną ulicę festiwalową. Już spacerując wzdłuż ulic, miałem możliwość zaobserwowania obowiązującego dresscode’u. Moją pierwszą myślą było: “Hmmm, a więc wychodzą nie tylko w nocy”. Czarny wszędzie, zwariowany make-up i fryzury, ubrania ze skóry lub lateksu, wymyślne suknie, każde przebranie bardziej ekstrawaganckie od drugiego. Żadnego białego podkoszulka w zasięgu wzroku… Bez wątpienia to było specyficzne otoczenie, ale jednocześnie otwarte i spokojne, żadnej dramy ze strony tych “stworzeń nocy”.
Oficjalny program rozpoczął się dopiero następnego dnia, więc cały wieczór poszedł na spacerowanie dookoła pola festiwalowego, degustowanie polecanego “handbrot”, uczestniczenie w odczytywaniu horrorów i satyr w mniejszym hangarze przy wejściu festiwalowym oraz zwiedzanie popularnego Rynku Średniowiecznego, który oferował stoiska z takimi atrakcjami jak pokazy ognia, kucia żelaza, a także stoiska z odzieżą. Jak dotąd, to wszystko jeśli chodzi o M’era Luna Festival 2013.
Sobota:
Poszedłem zobaczyć zespół Desdemona z Polski. Dostali miejsce na festiwalu po tym, jak wygrali konkurs dla debiutów w Polsce, byłem więc bardzo podekscytowany i zaciekawiony ich koncertem we wnętrzu starego hangaru lotniczego. Było dość wcześnie, około południa, ale nagromadziło się tam całkiem sporo ludzi. Tak naprawdę to całe pole festiwalowe było dość zatłoczone, co wcale nie jest takie typowe dla festiwali, zważywszy na to, że wielu musi sobie radzić z kacem i innymi podobnymi objawami. Desdemona zagrała dobry koncert, który trwał około 40 minut. Ich mroczne i ciężkie kawałki idealnie pasowały do hangaru. Atmosfera była zimna i agresywna, ale jednocześnie chwytliwa. Dźwięk był całkiem spoko, ale przez większość czasu moja uwaga skierowana była na zachwycającą Agnieszkę Leśną, od której ze sceny emanowała niesamowita energia. Wpadłem na Stephana Thanscheidt (Head of Festivalbooking/ Szef festiwalu? Jak go określić?), który również był wrażeniem pokazu, mówiąc, że konkurs w Polsce był wielkim sukcesem wielu bardzo utalentowanych artystów i Desdemona jest zasłużonym zwycięzcą. Zabawnie było też zobaczyć barmanów jest przebranych za pilotów, miły akcent.
Nie można pracować na pusty żołądek, więc poszedłem do strefy gastronomicznej po trochę jedzenia. Teren był ładnie udekorowany pajęczynami, nietoperzami, pająkami i kawałkami tkaniny umazanej krwią. Widziałem kilka innych zespołów i stało się jasne, że obraz i efekty wizualne są bardzo ważną częścią występów. Podczas przechadzki po terenie festiwalu i zwiedzania jego zakątków widziałem wiele różnych strojów. Takich strojów, które mogłyby przestraszyć „normalnych” ludzi w cywilizowanym świecie. Mimo wszystko, to był bardzo czysty festiwal. Publiczność nie była zbyt pijana ani zbyt agresywna, co dało mi do myślenia, że chociaż większość świata prawdopodobnie ma tych ludzi za dziwacznych banitów czy jakkolwiek by tego nie nazwać, to, chociaż samo w sobie to pojęcie dość niezwykłe, ci ludzie są niezwykle cywilizowani w byciu „innymi”.
Później poszliśmy zobaczyć pokaz mody, oczywiście bardzo w stylu goth. W ciągu 40 minut przedstawiono 5 linii produkcyjnych, a w ciągu tych 40 minut moja szczęka opadła ładnych kilka razy. Dzień zamknął koncert Finów z H.I.M. zamknął dzień, którzy na festiwalu zdecydowanie czuli się jak u siebie w domu. Fajny pokaz starych klasyków i nowszych utworów plus 10 minut odwzorowanego „Game Wicked” Chrisa Izaaka.
Niedziela:
Mój ostatni dzień zacząłem z berlińskim sekstetem Coppelius. Z tego, co widziałem, nie mieli gitar, tylko wiolonczele. Od razu kojarzyli się z Apocalypticą, ale ci Niemcy generowali twardsze riffy i robili taki headbang, że było na co popatrzeć. Potem pojawili się Helsinki Vampires, lepiej znani jako The 69 Eyes, którzy weszli na scenę o 13:15. Myślałem, że dostaną lepsze miejsce, bo pora wydawała się zbyt wczesna dla zespołu ich kalibru, ale potem rozejrzałem i miejsce było pełne… na czarno, oczywiście. To był udany koncert, chociaż dziwnie oglądało się to w świetle dziennym, myślałem, że będą bardziej… czarni. Poszedłem później do hangaru, który był tak zatłoczony, że o wejściu do środka mogłem zapomnieć. Rozejrzałem się po ludziach, którzy byli niezwykle zaangażowani w intelektualne rozmowy, a wydawali się przy tym zupełnie trzeźwi. Obserwowanie tego było niezwykle pouczające. Kiedy wróciłem do strefy gastronomicznej, dowiedziałem się też, że festiwal został wyprzedany, co zawsze jest triumfem ciężko pracujących na festiwalu ludzi. Podczas swojej wędrówki odkrywałem coraz więcej nowych stoisk, było jeszcze więcej namiotów z biżuterią i ciuchami. Nie poszedłem, jak to mam w zwyczaju na festiwalach, na zakupy CD. Byłem zbyt zajęty wpatrywaniem się w zdumieniu na tysiące gotyckich elementów, niesamowite ubrania i torby. W końcu kupiłem sobie gotycki kielich gustownie ozdobiony dużą ilością małych czaszek.
Po koncercie headlinera, Nightwish (który nawiasem mówiąc zagrał świetny koncert przy okazji swojego Imagiation Tour), wróciłem do Hamburga. M’era Luna Festival 2013 zmusił mnie do przemyślenia wielu rzeczy. Wiedziałem, że zostanie mi po tym wspomnienie wyjątkowej, atrakcyjnej ciemności.
Szczerze polecam wybranie się na M’era Luna 2014. Jak do tej pory potwierdzono Lacrimas Profundere, Subway To Sally, Das Ich i Deine Lakaien. To nie tylko różnorodność samego festiwalu, ale prawdziwa, szczera i serdeczna atmosfera między ludźmi, która wskrzesza utraconą iskrę człowieczeństwa.
Autor: Frodi Stenberg