Marty Friedman, były gitarzysta zespołu Megadeth udzielił wywiadu PopDose.com. Fragmenty rozmowy są dostępne do przeczytania poniżej.
PopDose.com: Twoja przeprowadzka do Japonii była bardzo ciekawą zmianą. Wiedziałeś, że oni też graja w ten sposób, ciężki, masywny, konkretny?
Marty Freidman: Nie spodziewałem się zrobić tak wiele jak zrobiłem. Po prostu miałem nadzieję, że jestem dość zorientowany w krajowej, japońskiej sytuacji panującej w muzyce. To wszystko ekscytowało mnie tak bardzo, jak oczekiwałem i skończyłem z robieniem rzeczy, które miały sprawić, że oni się otworzą na mnie. Ale w tym samym czasie dawałem i brałem, bo na tym polega kultura reszty świata. Wiesz, ja bardzo ciężko pracuję w Japonii. Moja kariera się tutaj fantastycznie rozwija, ale duża część tej reszty świata zna mnie tylko z platynowej płyty, którą nagrałem z Megadeth dawno, dawno temu. Nie winię ich za to, mam po prostu na myśli to, że musisz się nauczyć trzech lub więcej języków, żeby dowiedzieć się więcej o tym co robiłem [śmiech]. Tylko moi najwierniejsi fani wiedzą, co robiłem w Japonii, ale myślę, że ludzie zasługują na to, żeby dostać jakieś informacje. Jestem szczęściarzem, że mam fanów na całym świecie, którzy wspierali mnie, kiedy zaczynałem wszystko od początku, mimo że wielu ludzi już pewnie o mnie zapomniało, bo jestem poza ich zasięgiem tutaj w Japonii. Naprawdę chciałbym, żeby ludzie mieli dostęp do tego co robię, bo wiem że to by im sprawiło radość. Myślę, że ludzie spoza Japonii cieszyliby się z każdej rzeczy, którą robię tutaj. Jednak to bardzo trudne udostępniać takie informacje wszystkim. Dlatego teraz biorę udział w amerykańskim projekcie, który obejmie cały świat i to jest moja jedyna szansa na długi czas, aby umożliwić ludziom usłyszenie kim jestem teraz i ewentualnie porównanie do tego, co już o mnie wiedzą. Mam nadzieję, że usłyszą obłędną poprawę i głębię, które zyskałem odkąd ostatni raz mnie słyszeli.
Po tych wszystkich rzeczach, które robiłeś, jesteś w stanie ocenić, jako muzyk, czym różniłby się twój nowy album, gdybyś nagrał go 10 lat temu?
O Boże, tak. Trafiłeś w odpowiedni punkt. Byłem w Japonii 10 lat i robiłem milion projektów – wiele solowych albumów nagrałem tutaj. Słucham rzeczy, które robiłem w ciągu ostatnich 10 lat i nie da się ich porównać do jeszcze wcześniejszych 10 lat pod względem głębi, intensywności i rozwoju. To zdumiewa nawet mój umysł, szczególnie jak trudno jest zrezygnować z tej pracy. 10 lat wcześniej oczywiście także robiłem cudowne rzeczy. Tworzyłem historię z zespołem, który kochałem. To było świetne. Ale w miarę mojego rozwoju muzycznego okazało się, że następuje on w ślimaczym tempie. Odkąd tu przyjechałem, mój umysł eksploduje od bodźców i inspiracji, których wynikiem jest np. album „Inferno”, który przyszedł od tak, naturalnie.
Zrobiłeś bardzo dużo rzeczy odkąd jesteś w Japonii. Między innymi sporo pracowałeś w telewizji. Powiedziałeś, że „Telewizja umożliwiła ci zrobić dokładnie to, czego chciałeś dokonać muzycznie, bez kompromisów”. Jak udało ci się tego dokonać?
Cóż, przede wszystkim moja muzyka to nie to, co robi Justin Bieber. Nie jest szczególnie komercyjna i mainstreamowa, chociaż skomponowałem wiele piosenek, nagrań i produkcji, które trafiały na Top 10 w Japonii. Kocham tak grać i kocham muzykę popularną, szczególnie tutaj w Japonii. Ale Marty Friedman to solowy artysta, który definitywnie nie należy do najbardziej komercyjnych muzyków na świecie. Jest elektryzująca i intensywna. Jest w niej wiele do słuchania i może być trudna w odbiorze, ale jest jaka jest. Dlatego myślę, że gdybym nie był znany z telewizji, byłoby mi o wiele trudniej znaleźć wytwórnię w dowolnym miejscu, która pozwoliłaby mi realizować moją muzykę w tak kreatywny i wolny sposób, jaki mam w zwyczaju. To znaczy, nikt nie mówi mi nigdy, co mam robić. Ludzie znają mnie z telewizji lub mediów i to rodzaj łatwego przejścia do tego, co chcę robić, mimo że nie będzie to nigdy najbardziej komercyjnym hitem, na którym wytwórnie zarobią biliony dolarów. Jednak wydaję konsekwentnie album po albumie, wszystkie pod barwami wielkich wytwórni, oni robią wszystko jak należy i pchają mnie ku następnym krokom. Mogę jedynie powiedzieć, że wszystko co robię w Japonii to moje niezależne decyzje.