W nowym wywiadzie przeprowadzonym przez SPIN, wokalista Def Leppard – Joe Eliott wypowiadał się na temat wpływu jego zespołu na współczesną muzykę popową.
Szczerze mówiąc, nie słucham zbyt dużo radiowych kanałów z popem. Ale kiedy ktoś mnie uświadomi, lub gdy zdarzy się, że słuchamy obojętnie jakiej radio stacji, którą kumpel zarzucił w samochodzie i nagle nachodzi nas myśl, że „Whoa, to brzmi jak coś, co by nam się udało zrobić”. Zacząłem sobie zdawać sprawę z naszego wpływu na muzykę popową, kiedy 15 lat temu Pink zaprosiła nas do radia i stała z boku sceny, śpiewając każde słowo. No cóż, jest fanką. [śmiech] Ludzie tacy jak Jewel, John Mayer czy ludziska z Maroon 5, wszyscy są niesamowitymi fanami. To nie Ratt czy Poison, którego byliśmy częścią… Teraz masz nagle Lady Gagę, która wyskakuje ci z „I fucking love Def Leppard” i jeszcze Taylor Swift, która chciała z nami pracować sześć czy siedem lat temu, kiedy zaczynała karierę.
To bardzo schlebia, ale myślę, że to dlatego, że zawsze byliśmy bardziej popowi niż metalowi, przez co wkurzaliśmy czasopisma metalowe i fanów tej muzyki. Nigdy nie byliśmy jak Dio, Anthrax, czy Judas Priest. Zawsze mieliśmy trochę „ozdobne” brzmienie tak jak miał Queen, a do tego moc AC/DC. Czuliśmy, że to będzie nasz wyznacznik. Zdecydowanie wolę wersję popową, bo to kim jesteśmy. Def Leppard stał się popularny, nie przez to, że był zespołem takim jak Black Sabbath czy Led Zeppelin. To dzięki temu, że nasze utwory były w „American Bandstand” pomiędzy Kool & the Gangiem i Michaelem Jacksonem. Byliśmy zespołem rockowym, na temat którego ludzie zastanawiali się „Co? Jakim cudem trafili do top 10?”, a to właśnie przez nasze chwytliwe melodie. Nie baliśmy się śpiewać o związkach czy miłości, na co nie zdecydował by się żaden metalowy zespół. Nigdy nie śpiewaliśmy o lochach i smokach i nigdy nie będziemy.