Najbardziej osobisty spośród wywiadów zamieszczonych na limitowanym zestawie Fan Can 6. Piętnaście minut wideo, na którym James opowiada m.in. o walce z nałogami, wyzwaniach stawianych przez trasę, ulubionych albumach z młodości, tatuażach czy utworach Metalliki, z których jest najbardziej dumny. Pełne tłumaczenie rozmowy w rozwinięciu wpisu.
Większość ludzi ma problem z rzuceniem picia, gdy walczą ze stresem w swoim życiu. „Stawiam temu czoła, ale zbyt często sięgam po butelkę„. I wtedy jest ktoś taki, jak ty – osoba publiczna, dokładnie obserwowana przez ludzi. Co sprawiło, że dokonałeś tego, czego dokonałeś? To z pewnością nie było łatwe.
To jest trudne; warto znać pewne narzędzia, szczególnie będąc na trasie. Wiesz, teraz jest znacznie więcej zespołów, dla których butelka wcale się nie liczy; ani prochy, palenie, cokolwiek, laski, którakolwiek z tych rzeczy, które ściągają cię na bok. Wygląda na to, że to już nie jest tak istotne, jak dawniej. Ale to może być wyzwaniem, gdy to coś stoi naprzeciw ciebie. Dla mnie… Naprawdę nie byłem… Ponieważ byłem naprawdę dobry w osiąganiu długotrwałych celów, zawsze ważne było dla mnie długotrwałe szczęście. „Będę szczęśliwy właśnie TERAZ. Chcę tego TERAZ, bo mam gówniany nastrój„. I wiesz – alkohol, dziewczyna – to zawsze były szybkie lekarstwa.
Tęsknisz za tym?
Jeśli zechcę… Jeślibym chciał tęsknić za tym, to… to… Jeśli będę karmił psa, który mówi, „To było świetne, pamiętasz?!„, albo jeśli karmię psa, który mi powie, „Stary, popatrz, jak wspaniałe masz teraz życie, spójrz na bzdety, w których kiedyś tkwiłeś„. Więc widzisz, to zależy jak na to spojrzysz. Mógłbym wrócić i zjebać wszystko dość szybko, ale nie mam potrzeby tego robić. Krytyka, uwaga ludzi skupiona na mnie, to wszystko zależy od samopoczucia; jeśli jest ono dobre, mogę przyjąć wszystko i o każdej porze; ale jeśli czuję się niepewnie, trochę zmęczony, głodny, trochę styrany trasą… To właśnie dlatego nie robimy długich wypadów, bo z czasem jesteśmy 'postrzępieni’. Głowa ci rośnie, czujesz, jakbyś był większy, niż jesteś, takie „mogę robić cokolwiek zechcę„, i nagle robię rzeczy, których nie potrzebuję robić.
Utrzymywanie trasy na krótkiej smyczy bardzo pomogło, a co do całego tego krytycyzmu… Ludzie są ludźmi, wiesz, nie jesteśmy więksi od innych, wszyscy mamy dusze tej samej wielkości. Staramy się być szczęśliwi, chcemy czuć się kochani – po prostu. Ale niektórzy czują, że jeśli kogoś zdołują, to odrobinę uspokoi ich ego – wiem, jak to jest. Pomyślę sobie wtedy, że oni w danym momencie tacy są – to nie ma związku ze mną. Umiejętność bycia odpornym na to bywa czasem trudne, ale lubię się tym posługiwać.
Co sprawia, że nie oddalasz się od Metalliki?
Tu są jakby dwie strony mnie. Po pierwsze, to jestem bardzo szczęśliwy w tym miejscu. Stary, w zeszłym tygodniu napisałem intro do „My Apocalypse„, a potem puściliśmy je na koncercie i było super. Jest dużo wolności, jeśli na nią pozwolisz, ale jest sporo momentów, gdy czepiamy się siebie nawzajem. „Chcę spróbować tego„, „Nooo wiesz, a moooże teraaaz….„; cała ta demokracja… Zrobię krok w tył i powiem, że być może to jest dla nas najlepsze – jeśli nie wszyscy się zgadzamy, to nie róbmy tego. Albo nasz management sugeruje, że coś może być złym pomysłem, więc trochę z nimi powalczymy, bo jeśli w czymś jest pasja, to uwierzę w to. Kluczem jest szczera pasja.
Czyli zespół daje ci wystarczająco, byś nie musiał wyrażać siebie gdzie indziej?
Wiesz, próbuję robić rzeczy poza nim. Nawet chociażby napisanie „Nothing Else Matters” – to nie była Metallica, to nie miało być dla Metalliki. To byłem tylko ja, moje myśli, mój smutek, który utrzymywał się jakiś czas, ale oni to usłyszeli i powiedzieli, żebym tym się podzielił. Wydaje się, że wszystko MOŻE być Metalliką, i to jest w porządku. Ale inna część mnie się odzywa, „No ale management nie chce, bym to robił, bo to wpływa na markę zespołu„, takie bzdurki, przez które pewne sprawy stają się zbyt jednowymiarowe, a to nie jest OK.
Część mnie jednak uważa, że… jeśli ktoś odsuwa się, by robić side-project, przestaję traktować tę osobę na poważnie. Nie chcę oskarżać innych zespołów, ale weźmy np. Slipknot… Corey to świetny frontman i wokalista, ale tak naprawdę to nie wiemy, w którym zespole on aktualnie jest, bo zajmuje się tak wieloma rzeczami. Nie będę go jednak oceniał, bo może… może on to robi, by przetrwać, może nie jest ciekawie z pieniędzmi, kto wie jaka jest przyczyna, może nie wyraża tego wszystkiego, co chciałby wyrazić, ale to już jego podróż. Samemu znacznie mocniej wolałbym… sądzę, że… oddanie i lojalność liczą się dla mnie najbardziej.
O którym albumie z twoich młodzieńczych lat, mogłeś pomyśleć, „To jest moje powołanie… Co to u diabła jest? Chcę więcej!„
To zdecydowanie był Black Sabbath. Spośród wszystkich płyt w kolekcji mojego brata – on był starszy o dziesięć lat, grał w zespole i miał rozmaite albumy, takie jak Jethro Tull, The Beatles – z tego wszystkiego włączyłem Black Sabbath i to było to.
Ich pierwsza płyta – „Black Sabbath„?
Taa, ich debiutancki album. Włączyłem i, „Wooow.. To coś nowego, podoba mi się„. Miało w sobie – uuuuu – miało jaja, ciężar, miało – wiesz – było trochę przerażające, ale to był wyższy poziom, zabrało muzykę o krok dalej. To nie był zwykły, bujający rock. Za tym kryły się emocje.
Siła.
Tak, siła, strach, cokolwiek. W takich rzeczach się zakorzeniasz. Gdy dorastasz, to robi na tobie tak silne wrażenie. Kaźdy ma takie coś w swoim życiu, obojętnie jakiego zespołu słuchałby na tym etapie. Dla mojej żony to będzie…… Phil Collins i to jest OK – ta muzyka ją porusza, przypomina jej o czymś, jakichś nastoletnich latach, coś, do czego wraca myślami. Dla mnie słuchanie Sabbath, Skinnera, UFO, Priest, wczesnego Maiden, to pozwala mi na taki powrót.
Z którego kawałka jesteś najbardziej dumny?
To trudne pytanie, bo jestem zdania, że udało nam się stworzyć różne rzeczy z różnym klimatem. Jest kilka utworów, o których jakbyśmy zapomnieli, a które są świetne. Dla mnie takim czymś jest „Bleeding Me„, również „Outlaw Torn„, „Fixxxer„, tego typu epickie, można powiedzieć, że to instrumentale z tekstem, serio. Jeszcze jest.. Powiedziałbym, że… trzecia zwrotka w „Unforgiven II„. Gdy jest przejście, a potem słychać ’wah wah wah wah’, ja gram ten fragment, a Bob Rock używa ’wah’… Gdy to usłyszałem, „Wow! Jesteśmy teraz zawodowcami! Prawie jak Jimmy Page!„. No więc wówczas wkraczaliśmy do królestwa Zeppelinów. Jestem z tego dumny.
Czego najbardziej boisz się na trasie?
Bałem się bardzo wielu rzeczy na scenie, ale…
Oczywiście ognia…
Hehehehehehehehe! Teraz boję się wody i utonięcia. Powiem ci, że my wszyscy baliśmy się kiedyś o wiele bardziej zjebania czegoś, jednak pomogliśmy sobie z tym nawzajem. Jesteśmy Metalliką i jeśli zagramy coś nie tak, to jak to może być 'nie tak’, skoro to my to gramy? To tylko wariacja nt. wersji albumowej, heh. Więc możesz podejść do tego w ten sposób, albo równie dobrze pomyśleć, „Zrobiłem, co w mojej mocy. Starałem się jak najlepiej, ale tylko tyle mogę. Jeśli było -30 w Rosji, gdy graliśmy to solo, a palce mi zamarzały, to tylko tyle dam rady; albo gdy mam spuchnięte, zamknięte gardło i próbuję śpiewać „Nothing Else Matters”, to robię, co w mojej mocy„. Teraz więc trochę lepiej nam się akceptuje takie sprawy.
Chyba najbardziej boję się tego, że wysiądzie mi kręgosłup czy coś w ten deseń – na scenie. Wiesz, nagłe „U!„, zginasz się, podjeżdża wózek inwalidzki i możesz co najwyżej powiedzieć, „Czee-eeść! Do zobaczee-niaa! Nadrobimy ten koncert!” Nie lubię odrabiać koncertów, ale to ja – haha! – byłem tym, przez kogo pozostali najczęściej musieli odrabiać, czy to przez złamaną rękę, pożar w kuchni, uszkodzone plecy, czy jedzenie zepsutych ostryg [śmiech].
Tak, pamiętam, że czytałem coś o tym na waszej stronie. Ale jednak macie tę siłę, by dalej napędzać tę lokomotywę.
Robimy co się da, a jeśli nie możemy zagrać koncertu, bo przecież jesteśmy tylko ludźmi, to go nadrobimy. Jeśli ludzie przebywają długą drogę, by dotrzeć na nasze show, a nie mają możliwości wybrać się w inny dzień, to jest to wkurzające, ale takie jest życie, a my nie jesteśmy super-ludźmi.
Twoje tatuaże często wzbudzają zaufanie. Zastanawiam się, czy może chciałbyś pokazać kilka z nich, opowiedzieć związane z nimi historie.
Tak, pewnie. Te dwa [zdjęcie poniżej] powstały w czasie, gdy byłem zafascynowany aniołami, życiem po śmierci, czy posiadaniem jakiegoś przewodnika przez życie, zważywszy na to, że moi rodzice odeszli tak wcześnie, a ja mogłem już umrzeć setki razy. Wiem, że nie jestem jedyny, ale mogę powiedzieć, że nieraz zrobiłem coś, po czym pomyślałem, „To było naprawdę głupie… Mama, tata, czy ktoś inny – coś sprawiło, że tamten samochód skręcił„, więc miło jest zdawać sobie sprawę z takich rzeczy.
[wskazując na oko nad aniołem] To jest moja wyższa siła, a niżej – anioł przynoszący mi dar muzyki, a pod nim rysunek moich dłoni. Autor tatuaża, Jack Rudy, wziął zdjęcie moich dłoni i przerysował je. Więc oto ja walczę, anioł przynosi mi muzykę, bym mógł przejść przez ogień, a napis po łacinie to ’Donum Dei’, czyli ’Dar od Boga’. Dlatego ten tatuaż – oczywiście oprócz tych pozostałych, np. z imionami dzieci, bo każdy ma jakieś znaczenie – ten z aniołem jest dość istotny.
Tutaj [zdjęcie wyżej] mamy motyw z Cliffem Burtonem oraz nuty z „Oriona” [nuci środkową partię basu]. O stary! A nie, wporzo, hahahaha!
httpvh://www.youtube.com/watch?v=gpmpXYOx_xY
httpvh://www.youtube.com/watch?v=ZU_QZX1uIoE