Przed katowickim koncertem Obituary, Exodus, Prong i King Parrot, który odbył się 12 listopada w Megaclubie, mieliśmy okazję porozmawiać z legendarnym wokalistą tej drugiej kapeli, Stevem „Zetro” Souzą. Steve, który ponownie powrócił do Exodusa w 2014 roku, nagrał z nim najnowszy krążek, zatytułowany „Blood In, Blood Out” i od tego czasu wraz z zespołem nieprzerwanie zajmuje się promocją nowego wydawnictwa. Zobaczcie, co ciekawego miał nam do powiedzenia członek thrash metalowców z Bay Area.
DeathMagnetic.pl: Cześć Steve. Jak podoba Ci się obecna wizyta w Polsce?
Zetro: Uwielbiamy polską publikę. Zeszłej nocy graliśmy w Warszawie i muszę tu użyć porównania: 2 dni temu występowaliśmy w Berlinie i Lipsku i podczas „The Toxic Waltz” nikt się nie ruszał. Zeszłego wieczoru w Warszawie w trakcie „The Toxic Waltz” cały parkiet dawał z siebie wszystko, co było świetne. Tak, kraje z Europy Wschodniej (bo po koncertach w Polsce wybieramy się do Czech, a potem do Chorwacji, Węgier i Szwajcarii) są zdecydowanie niesamowite. Oni są głodni tej muzyki, uwielbiają ją. My wychodzimy na scenę, a oni zaczynają szaleć, przez co my również dobrze się bawimy. A tak nawiasem mówiąc, macie zjebaną pogodę! (śmiech)
Tak, to prawda. Czy zapamiętałeś ze wczoraj jakieś zabawne momenty?
Było dużo śmiechu, słyszałeś może o czymś? (śmiech) Zeszłej nocy mieliśmy imprezę na backstage’u, pierwszy raz podczas tej trasy. Jesteśmy w niej jakieś… dwa i pół tygodnia (Steve zagląda do rozpiski koncertowej i odhacza minione koncerty – przyp. red.), a podczas zeszłej nocy… ludzie się po prostu wyłamali! Było dużo alkoholu i ogólnie mieliśmy zabawną atmosferę.
A próbowałeś polskiej wódki?
Nie, nie piję alkoholu. Trzymam się od tego z daleka. Ale próbowałem trochę polskiego zioła. (śmiech)
Pogadajmy więc o zespole: W 2014 roku ponownie dołączyłeś do Exodusa, po niemal 10-letniej przerwie.
To prawda.
Jak do tego doszło i jak to wspominasz?
Dostałem wtedy po prostu telefon od ich managera z pytaniem, czy nie chciałbym, czy nie byłbym zainteresowany zaśpiewaniem kilku nowych kawałków Exodusa, a ja zapytałem: „Dlaczego?” Oni odpowiedzieli: „Nie odpowiemy ci dlaczego. Chcesz to zrobić?”, na co odparłem: „Tak, zrobię to.” No i zaśpiewałem, po czym powiedzieli mi: „Myślimy nad tym, żeby ponownie włączyć cię do zespołu.” Moja odpowiedź brzmiała: „Ok, dobrze. Wszyscy chcemy usłyszeć te numery, więc…” Gary (Holt, gitarzysta zespołu – przyp. red.) był wtedy w trasie ze Slayerem w Europie. Wysłali mu kawałki z moim wokalem, aby mógł je przesłuchać, podobnie jak cały zespół. Po dwóch dniach byłem z powrotem w Exodusie.
W tym samym roku wydaliście nowy album studyjny, „Blood In, Blood Out”. Co myślisz o tym krążku, dwa lata po jego wydaniu?
Było z nim dużo frajdy. Po zakończeniu tej trasy będziemy mieli za sobą ponad 280 koncertów, promujących „Blood In, Blood Out”. Tak więc to bardzo udana płyta. Nie możemy się już doczekać następnej.
Pomówmy trochę o historii. Po raz pierwszy dołączyłeś do Exodusa w 1986 roku…
Tak.
… na krótko po wydaniu ich debiutu. Jak pamiętasz te czasy?
Byłem młodym dzieciakiem. Grałem w Legacy, które jest obecnie znane jako Testament. W gruncie rzeczy mniej czy bardziej naśladowaliśmy Exodusa w tym, jaki Exodus był. Pamiętam, jak dostałem telefon, jeden z nich ze mną rozmawiał, wzięli mnie do zespołu, ale nie powiedzieli, dlaczego. Rozeszli się wtedy z Paulem (Baloffem, pierwszym wokalistą Exodusa – przyp. red.) i zastanawiali się, czy rozważyłbym dołączenie w roli wokalisty. Co też zrobiłem. Tak to wyglądało.
Pomiędzy 1987 i 1992 rokiem wydaliście kilka albumów, które są dziś uważane za kamienie milowe thrash metalu. Który z nich jest Twoim ulubionym i dlaczego?
„Fabulous Disaster”. Bawiliśmy się przy jego nagrywaniu świetnie, tak samo jak przy wszystkim, co działo się tamtego roku. Gdyby ktoś zapytał się: „Hej, chciałbyś powrócić do jakiegoś roku?”, to odparłbym, że do 1989.
A czy mógłbyś porównać sesję nagraniową Waszego ostatniego albumu do na przykład sesji nagraniowej „Pleasures Of The Flesh” z 1987 roku?
Inna technologia. Teraz nagrywasz na ProToolsie, dawniej nawijałeś szpulę na taśmę. Jest wielka różnica, jednak wciąż wszystko jest efektywne.
W 2002 roku po raz drugi dołączyłeś do Exodusa i nagrałeś mój ulubiony album, „Tempo Of The Damned”, jednak po jego wydaniu opuściłeś zespół ponownie. Jak wspominasz tamten okres czasu?
Lubię opisywać okres „Tempo Of The Damned” jako moje mroczne lata. Były bardzo mroczne. Działo się wiele rzeczy, do akcji wkroczyło uzależnienie, moje dzieci były małe… Po prostu zaczynało się dziać wtedy wiele negatywnych rzeczy, którym nie mogłem sprostać. Musiałem się od wszystkiego odciąć, przegrupować i zacząć od nowa. Tak wyglądał ten okres. Mroczne, mroczne lata.
Potem skupiłeś się na swoich pobocznych projektach, jak Dublin Death Patrol z Chuckiem Billym. Który z twoich pobocznych zespołów jest twoim ulubionym?
Hatriot oczywiście. To zespół mojego syna.
Wydałeś z tą kapelą 2 albumy. Czy planujesz brać udział w kolejnym?
Nie będę na nim śpiewał, teraz robi to mój syn. W chwili obecnej cały zespół kończy ostatnie kawałki na ich 3. krążek. W każdym razie mój syn Cody jest tam teraz wokalistą.
Więc opuściłeś Hatrior aby skupić się na Exodusie?
Tak, jesteśmy bardzo zajęci. Hatriot nie działałby jako zespół, gdybym wciąż był jego członkiem, ponieważ, tak jak mówiłem, zagraliśmy z Exodusem 280 koncertów w ciągu 3 lat. To dużo pracy, dużo interesów.
Który moment w twojej karierze w Exodusie był dla Ciebie punktem zwrotnym? Który był najważniejszy?
Myślę, że przełomowym momentem był rok 1986, kiedy dostałem robotę w zespole, o którym mówił każdy… Byłem 22-letnim dzieciakiem, prawdopodobnie od 14 lat hard rockowym metalowym kolesiem z lat 70′ i 80′ i wyglądało na to, że moje marzenia się spełniają. Muszę więc powiedzieć, że przełomowe było moje dołączenie do zespołu. Wciąż to powtarzam: moje marzenia się wtedy spełniły. Taki właśnie chciałem być i taki właśnie się stałem. To było coś wspaniałego.
Chciałbym Cię również poprosić o komentarz do współpracy Gary’ego ze Slayerem. Czy utrudnia to pisanie nowego materiału?
Nie, ponieważ jesteśmy w cyklu koncertowym. Jedyna rzecz, która stanowiła utrudnienie to fakt, że Gary nie grał z nami cały czas podczas koncertów promujących najnowszy album. Wydaje mi się, że Kragen (Lum, gitarzysta Heathen, który zastępuje Holta w Exodusie, gdy ten gra ze Slayerem – przyp. red.) zagrał podczas tej trasy prawie dwa razy tyle koncertów co Gary, ale… Slayer to świetny zespół. Bardzo cieszymy się z faktu, że Gary gra w Slayerze. Kto inny mógłby wykonywać tę robotę lepiej od Garego? Wiesz co mam na myśli, robienie tego po Jeffie Hannemanie… Wiesz, kto mógłby zrobić to lepiej? Uwielbiamy fakt, że Gary gra w Slayerze i dobrze mu się tam powodzi, ale… ten zespół prawdopodobnie zwolni wkrótce na jakiś czas. Skupi się na nowej płycie, a Gary do nas wróci, bo ma już riffy na nowy krążek Exodusa.
Co w takim razie myślisz o albumie „Repentless”?
Kocham ten krążek. Uwielbiam Slayera, uwielbiam ich albumy, uważam, że są niesamowici. Nigdy nie powiedziałbym złego słowa na Slayera. Są wielką kapelą i jeśli o mnie chodzi, to najcięższym zespołem na świecie.
Jaka jest dla Ciebie główna inspiracja na dzień dzisiejszy, jeśli chodzi o teksty i tworzenie muzyki?
Po prostu włącz telewizor, weź do ręki gazetę, jest tam masa inspiracji. Jesteśmy zespołem, który lubi pisać o sprawach rzeczywistych, brutalnych, społecznej i religijnej świadomości. W każdym z tych tematów mamy wiele rzeczy, o których możemy pisać.
Wiem, że jesteś wielkim fanem AC/DC.
Tak.
Co w takim razie sądzisz o ich ostatnich poczynaniach, po tym, jak zespół opuścili Phil Rudd, Malcolm Young, Brian Johnson i ostatnio Cliff Williams. Czy grupa wciąż powinna to kontynuować?
Moje zdanie wygląda tak: myślę, że Angus powinien kontynuować. I nazwać zespół „Angus Young”. I jeśli pojechałby w trasę, zobaczyłbyś Angusa Younga, który gra utwory AC/DC. Ponieważ to jedyny pozostały członek AC/DC, nazwałbym zespół „Angus Young”. Człowiek ma 40-letni katalog utworów, z którego może grać. Jeśli pytasz mnie o zdanie, zrobiłbym to właśnie w taki sposób.
Nagrałeś kilka coverów AC/DC, na przykład „Dirty Deeds Done Dirt Cheap” na „Tempo Of The Damned”. Przeczytałem gdzieś, że czasami Twój wokal porównywany jest do stylu Bona Scotta. Czy podoba Ci się to, że jesteś do niego porównywany?
Magazyn „Revolver” uplasował mnie na 5. miejscu wśród muzyków, którzy mieliby zostać nowym wokalistą AC/DC. Mój syn wysłał mi dotyczącą tego wiadomość, a ja pomyślałem: „wow, jestem podekscytowany”. Tak, być porównywanym do Bona Scotta to coś wspaniałego. To między innymi on był dla mnie inspiracją do śpiewania, wyjścia na scenę i robienia tego wszystkiego. W 1978 roku pomyślałem: „Wow, to jest to, co chcę robić.” Miałem wtedy zaledwie 14 lat. „To właśnie taką osobą chcę być.”
Na sam koniec chciałem zapytać Cię o dzisiejszą kondycję thrash metalu. Czy wciąż jest tak samo silny jak w latach 80’…?
Myślę, że jest teraz o wiele więcej zespołów, które się pojawiają, ale oprócz nich kapele, które to wszystko zaczynały, wciąż wypuszczają dobrą muzykę, więc jeśli zagłębisz się w stare thrashowe grupy z tamtych czasów, to przynajmniej 10 z nich cały czas wydaje zabójcze płyty.
Rozmawiał Patryk Pawelec
Wywiad przeprowadziliśmy w Katowicach, z kolei z koncertu Obituary, Exodus, Prong i King Parrot w warszawskiej Progresji przygotowaliśmy dla Was relację, którą przeczytacie tutaj.