Sully Erna znany jest przede wszystkim z Godsmacka. Kapela zdobyła ogromną popularność, w Stanach ich koncerty do dziś wyprzedają się niemal natychmiast. Mimo tego muzyk postanowił poświęcić swój czas na komponowanie zgoła innej od Godsmacka muzyki. Dziś właśnie o tym z nim porozmawiamy.
Hej Sully, na wstępie chcę powiedzieć, że jestem niezwykle szczęśliwy, iż mogę z Tobą porozmawiać. Na samym początku chciałbym spytać – jak się czujesz? W zeszłym roku wydałeś nowy album, za miesiąc zaczynasz promującą go trasę. Jesteś gotowy na nowe wyzwania?
Dziękuję, czuję się świetnie. Jeśli chodzi o trasę – jesteśmy bardzo podekscytowani nadchodzącymi koncertami, bardzo cieszymy się, że znów odwiedzimy Polskę.
Nie ma wątpliwości, co do tego, że Twoje solowe dokonania różnią się od Godsmacka. Co spowodowało, że zdecydowałeś się na nagranie tych dwóch solowych albumów?
Gram i piszę muzykę od kiedy pamiętam. Większość czasu poświęciłem na Godsmack (kiedyś też pod nazwą Scam). Postanowiłem, że spróbuję czegoś innego. Dla mnie to zawsze kręciło się wokół pisania muzyki, nie ograniczał mnie gatunek.
„Avalon” był z pewnością jednym z najlepszych albumów 2010 roku. Zawiera dużo energii „duchowej”, którą słyszeliśmy w poprzednich utworach Godsmack, ale także wprowadził nas do Twojego „nowego” podejścia do muzyki. Mam szczególnie na myśli takie piosenki jak „Until Then” (moja ulubiona) i „Broken Road”. Co było dla Ciebie największą inspiracją?
Faktycznie produkcja tego albumu była dla mnie czymś nowym. Jeśli zaś chodzi o inspiracje, to przede wszystkim była to muzyka zespołu Lisy Guyer, w której zasłuchiwałem się całymi dniami. Chciałem zrobić coś bardziej „duchowego”, bliższego rdzennej Ameryce, owianego mistyką naszego kraju. Miałem okazję pracować z fantastycznymi ludźmi, włączając w to Lisę, która mnie inspirowała.
Zostając przy „Avalonie” – współpracowałeś z wieloma fantastycznymi muzykami – na przykład z Lisą Guyer czy Iriną Chirkovą. Jak wspominasz współpracę z nimi?
Niesamowicie. Cały zespół, który udało mi się zebrać był świetny. Irina jest jedną z najlepszych wiolonczelistek jakie słyszałem.
Przejdźmy do bardziej bieżącego tematu – „Hometown Life”. Jest to nagranie nieco mroczniejsze, bardziej „osobiste”, takie przynajmniej odniosłem wrażenie. Co o tym myślisz? Czy jest to jednorazowy eksperyment czy może chcesz by Twoja muzyka szła w tym kierunku?
Cóż, nie lubię ograniczać się do gatunku. Jak mówiłem wcześniej – po prostu lubię pisać muzykę, to całe moje życie. To było inne niż komponowanie dla Godsmacka, czy też pisanie „Avalonu”, który docelowo miał być mocno etniczny. Ten album był bardziej skoncentrowany na kompozycjach skrojonych na fortepian. Faktycznie, jest bardzo osobisty, tak jak powiedziałeś. Jak mówiłem wcześniej – nie chcę być ograniczony przez gatunek, a to była muzyka którą chciałem wtedy napisać.
W jednym wywiadzie powiedziałeś, że nie lubisz mówić o religii. Więc moje pytanie brzmi – zamiast pytać o wyznanie – w co wierzysz?
Cóż, wierzę w „duchowość”. Dopóki robisz to, czego chcesz, nie szkodząc innym, nie widzę powodu, aby mówić o religii. Jestem ponad to, nie podążam za żadną konkretną religią. Wierzę, że jest „duchowość”.
Czym różni się proces pisania piosenek Godsmacka i Twoich solowych? Podążasz za jakąś określoną regułą, czy „wychodzi w praniu”?
Raczej to drugie. Nie mam jakiegoś sztywnego rygoru w trakcie komponowania. Zazwyczaj siadam przed fortepianem i w trakcie pisania piosenka nabiera kształtu na tyle wyklarowanego bym zdecydował, czy będzie na kolejnej płycie Godsmacka czy też jest to raczej materiał na solowe nagranie.
Byłeś w Polsce z Godsmackem w 2015 roku podczas Impact Festival. Co myślisz o naszym kraju? Czy cieszysz się na ponowne odwiedziny, tym razem z Twoim solowym projektem?
Kocham wasz kraj! Macie niezwykłą widownię, bardzo namiętnie, osobiście i emocjonalnie odbieracie muzykę. Może nie zawsze jesteście na liście priorytetów w kwestii wyboru miejsc do koncertowania, ale na pewno warto was odwiedzić.
Jak wiesz, nasza redakcja koncentruje się głównie na Metallice. Wiem, że grałeś z nimi podczas ich trasy. Możesz podzielić się jakąś zabawną opowieścią o nich, czy może jakimś nieznanym faktem?
Oh, to był prawdziwy przywilej móc z nimi zagrać. To strasznie mili goście, pomogli nam wiele razy. Nie przypominam sobie żadnych mega zwariowanych sytuacji, ale pamiętam, jak wiele nas nauczyli. Pokazali nam, jak funkcjonują profesjonalni muzycy, jak traktują swój staff. Granie z nimi było niesamowitą przyjemnością. To moi bohaterowie z dzieciństwa, a teraz miałem okazję śpiewać z nimi na jednej scenie, naprzeciw ich tłumu. Coś niezwykłego.
Dziękuję za tę okazję, to była niesamowita przyjemność z Tobą porozmawiać! W imieniu naszej redakcji życzę Ci najlepszej trasy koncertowej!