Już w przyszłym tygodniu 11 (Klub Firlej, Wrocław), 12 (B90, Gdańsk), 13 (Blue Note, Poznań) i 14 marca (Hybrydy, Warszawa) odbędą się koncerty formacji PHILM, natomiast naszej redakcji udało się złapać na Skypie członka kapeli, którego nikomu nie trzeba chyba przedstawiać. W ponad półgodzinnym wywiadzie dla DeathMagnetic.pl, który odbył się 12 lutego 2015 roku, Dave Lombardo przyznał, że „nie może się doczekać” polskiej części trasy promującej krążek „Fire From The Evening Sun”, oraz że bardzo cieple wspomina swoje poprzednie wizyty w naszym kraju. Perkusista PHILM powiedział również o swojej kolekcji „perko-obrazów”, o swoim ulubionym, współczesnym perkusiście, a także o genezie nazwy swojego obecnego bandu. Transkrypcję oraz tłumaczenie całości wywiadu możecie przeczytać poniżej.
Hell-o! Tutaj Mateusz 'Mate’ Sendecki z portalu DeathMagnetic.pl. Dziś mamy zaszczyt gościć u nas żyjącą legendę, producenta muzycznego oraz perkusyjnego artystę z kapeli Philm – Dave’a Lombardo. Jak leci Dave?
U mnie wszystko w najlepszym porządku, a co u ciebie?
Ja czuję się więcej niż dobrze, dzięki, że pytasz. Zastanawiałem się, jak ci minął lot z Sao Paulo?
Och był trochę za długi, ale hej – totalnie wszystkiego warty! Świetnie się tam bawiliśmy.
Masz na myśli Motorcycle Rock Cruise i gigowanie z Sepulturą i innymi bandami?
Tak, dokładnie, mieliśmy niezły ubaw. Oczywiście spędziłem sporo czasu z Sepulturą i moim ulubionym obecnie perkusistą Eloyem [Casagrande – przyp. red.]. Ponadto poza samym koncertem Philma wykonaliśmy także jazzową aranżację naszych kawałków, więc fani też musieli mieć tam niezły ubaw.
Jazzową aranżację muzyki Philm?!
Tak! [śmiech]
To brzmi niesamowicie! Mam nadzieję, że fani nagrywali ten występ, bo nie mogę się doczekać, aż zobaczę ten materiał!
Myślę, że to nagrali, a przynajmniej mam nadzieję, że to zrobili. Też czekam, aż pojawią się w sieci jakieś nagrania, ale jeszcze nic nie udało mi się znaleźć. To brzmiało naprawdę świetnie.
Jesteśmy pewni, że tak było! Pierwsze pytanie do ciebie, Dave, jest związane z trasą Fire From The Evening Sun 2015, która tak na dobrą sprawę rozpoczęła się w Sao Paulo, a może nawet parę dni wcześniej, jeszcze w styczniu tego roku. W rozpisce widać dość sporą przerwę pomiędzy waszym ostatnim koncertem, a europejską częścią trasy. Jesteśmy ciekawi, czy masz jakieś plany związane z pracą, a może nawet nagrywaniem nowego materiału na 3. krążek Philm przed ponownym ruszeniem w trasę?
Właściwie to jedyną rzeczą, którą teraz planujemy to wyjazd do Nowego Jorku. Otrzymałem też propozycję od jednego z moich przyjaciół, by wejść z nim do studia. Zdecydowaliśmy także, by zacząć regularne próby jazzowej wersji naszej muzyki, którą zaprezentowaliśmy w Sao Paulo. Chcemy całość przećwiczyć, ponownie wykonać na żywo, a później całość nagrać i przy dobrych wiatrach wydać po wypuszczeniu trzeciego krążka, który będzie ciężki. Więc otacza nas sporo muzyki i nie możemy się doczekać, aż ją w końcu nagramy.
Zatem kolejne pytanie również będzie związane z nowym materiałem, bo w innych wywiadach wspominałeś o 5. nowych kawałkach i to jeszcze przed właściwą premierą „Fire From The Evening Sun”. Co z nimi? Czy znajdą się one na EP-ce, o której też wspominałeś?
Tak, zamierzamy je wydać. Na razie udało nam się nagrać 6 utworów i myślimy, by dograć do nich 4 kolejne. I będzie to zdecydowanie ciężka wersja Philm. Mamy nadzieję zająć się tym po powrocie z trasy i chcielibyśmy całość jak najszybciej wydać.
Więc trzecia płyta będzie mniej oparta na improwizacji jak „Harmonic” i bardziej mocniejsza oraz oparta na ciężkich kompozycjach jak wasze drugie wydawnictwo?
Dokładnie – będzie ciężej i konkretniej pod kątem kompozycyjnym, jak na drugim krążku.
Dobrze o tym wiedzieć! Pewnie wiesz, że masz sporo fanów w Polsce, którzy są wdzięczni za to, że podczas prawie dwumiesięcznej trasy ty, Pancho i Gerry zagracie u nas aż 4 razy! Co spowodowało, że zdecydowaliście się na zagranie największej ilości gigów właśnie w naszym kraju?
Tak naprawdę to był jeden z wymogów tej trasy. Okazało się, że wasi promotorzy byli bardzo podekscytowani zabukowaniem nas na te występy. Kiedy Philm był w Polsce po raz pierwszy, otrzymaliśmy ogromne wsparcie od fanów, którzy świetnie bawili się podczas gigów, podobnie jak my. I teraz powracając do was jesteśmy zaskoczeni, że promotorzy zdecydowali się na 4 koncerty i strasznie się tym jaramy. Nie możemy się już doczekać tych wspaniałych chwil z polskimi fanami!
My też nie możemy się tego doczekać! Chciałbym zadać ci pytanie, Dave, związane właśnie z Polską, w której przecież miałeś też okazję być ze Slayerem. Czy wiesz, że w Jaworznie mieliśmy rondo imienia Jeffa Hannemana?
Tak, wiem! Przeczytałem o tym na necie i to było cholernie miłe. I bardzo to doceniam.
A my doceniamy twoją obecną twórczość i to co tworzyłeś razem z Jeffem! Jeżeli poruszyliśmy już temat Slayera, to jesteśmy ciekawi czy jest jakiś kawałek tego zespołu, który wciąż stanowiłby dla ciebie wyzwanie lub inny utwór jakiejś kapeli, który sprawiłby, że spociłbyś się za perkusją?
Hm… nie! [śmiech] Nie ma takiego kawałka. Po prostu najpierw się jakiegoś utworu uczysz, następnie go ćwiczysz i później go wykonujesz – to wszystko.
I takiej odpowiedzi można się było po tobie spodziewać, Dave! Odchodząc trochę od ekstremalnie płodnego Philm widzieliśmy ostatnio twoje, pozwolisz że tak je nazwę, perko-obrazy z serii „Rhythm Mysterium”. Kiedy, gdzie i w jaki sposób zrodził się pomysł na tego rodzaju grafiki?
No cóż, mój przyjaciel z Black Sabbath, Bill Ward, raz wspomniał mi o tym, żebym rzucił okiem na tego rodzaju prace. Kiedy je zobaczyłem to od razu mi się spodobały. Później asystent Billa dał mi namiary na SceneFour, firmy zajmującej się składaniem tego typu rzeczy. Następnie umówiliśmy się na sesję zdjęciową i całość opublikowaliśmy. To było bardzo ekscytujące. Ogólnie jestem wielkim miłośnikiem wszelkich dziedzin sztuki. Sztuka jest jednym ze sposobów wyrażania swoich twórczych możliwości, niezależnie czy robisz to na płótnie czy też za pomocą instrumentu. Jest tak wiele różnorodnych ścieżek którymi podąża kreatywność, że nie widzę żadnego powodu, by ograniczać się do jednego stylu lub kategorii w tym temacie.
Sam nadawałeś tytuły swoim perko-obrazom?
Tak, sam je nazywałem.
Bo muszę przyznać, że są one dosyć oryginalne. W szczególności spodobał mi się „Immitance” [„Imitacja”], który przypomina mi kosmiczne wizualizacje z końcówki „2001: Odysei kosmicznej” Stanley’a Kubricka…
Zgadzam się z tobą. Jest w nim wiele dziwnych kształtów, bogactwo barw i różnorodność ilustracji wewnątrz samego obrazu co sprawia, że wprost uwielbiam ten właśnie format tworzenia sztuki. Rzeczywiście można dostrzec inne prace w środku tej pojedynczej grafiki. I w taki sposób nadawałem im tytuły. Po prostu wsłuchiwałem się w brzmienie tych obrazów, w to co chciały mi powiedzieć i co tak naprawdę chciały „imitować”.
To niesamowite… Jest jeszcze jedna grafika, której tytuł zapadł mi w pamięci – „Broken Angel” („Załamany Anioł”). Jednym z moich ulubionych jest także „La Sombra”. Podoba mi się w niej najbardziej sposób w jaki światła przytwierdzone do perkusji podkreślają twoją potężną stopę. Podczas sesji jammowałeś czy grałeś konkretne kawałki?
Nie grałem konkretnych utworów. Wykonywałem sola w czasie, gdy robiono zdjęcia. Następnie przerywałem, tworzyłem kolejne solo i ponownie się zatrzymywałem. Wszystko było improwizowane. Niczego nie zapisywaliśmy. Wszystko powstawało pod wpływem chwili. Niczego nie planowaliśmy.
Odebrało mi mowę… Masz już 6 galerii perko-obrazów. Chciałbyś stworzyć ich więcej?
Oczywiście, że bym chciał! Myślę, że jest mnóstwo innych obrazów które można by uchwycić, może tym razem z zupełnie innych ujęć. I teraz, gdy zrobiłem to już raz, to po prostu czuję, że mógłbym to zrobić jeszcze lepiej. Nie chodzi o to, że to co udało się dotychczas stworzyć jest złe, bo jest wspaniałe i to uwielbiam, ale kiedy tworzysz, to zawsze pragniesz prześcignąć samego siebie i zrobić coś jeszcze lepiej. Zdecydowanie chciałbym zrobić tego więcej, bo sprawiało mi to niesamowitą radość.
No to czekamy na twoje kolejne perko-obrazy i powróćmy do Philm. Słyszałem tą przezabawną anegdotę na temat oryginalnego tytułu „Fire From The Evening Sun” [„Magistrates of the Gala”], którego Pancho nie był w stanie właściwie wymówić. Czy wybór słowa Philm na nazwę waszego bandu ma podobną historię?
No cóż, kiedy byliśmy w trakcie właściwego formowania zespołu, muzyka którą graliśmy zwróciła uwagę paru reżyserów. Jeden z nich zapytał, czy nie chcielibyśmy zająć się stworzeniem muzyki do jego filmu, a w związku z tym, że nie mieliśmy jeszcze w tamtym okresie nazwy kapeli, postanowiliśmy nazwać się po prostu „Film”, ponieważ muzyka, którą tworzyliśmy, była partyturą filmową. Ta nazwa była bardzo melodyjna, posiadała odpowiednie wibracje i w pewnym sensie własną duszę. Następnie zmieniliśmy literę „F” na fonetyczne „PH” by uczynić ten wyraz nieco innym i proszę, oto po wielu latach wciąż jesteśmy razem pod tą samą nazwą! Muszę przyznać, że mi się ona podoba, bo jest oryginalna, dwuznaczna i właściwie nie posiada jednoznacznego przekazu, co nam odpowiada.
Dokładnie. Wydaje mi się, że podobnie jest z czcionką Philma oraz szatą graficzną waszych albumów – nie posiadają żadnych detali. Po prostu można się po tych płytach wszystkiego spodziewać!
Zgadza się! I jeżeli mowa o detalach w muzyce, to większość dzisiejszych zespołów stara się tak bardzo udziwnić swoje nazwy, że stają się one nieczytelne. Ja wolę płynąć pod prąd. Jeżeli ktoś namalowałby obraz w odcieniach czerwieni, ja zrobię to w odcieniach zieleni. Jeżeli ktoś zagra coś w stroju A, ja zrobię to w Cis. Nie podążamy za trendami i nie wzorujemy się na kimkolwiek, choć wygląda na to, że w dzisiejszych czasach każdy stara się naśladować kogoś innego. Tak samo jest z nazwą zespołu – im bardziej szczegółowa, tym mniej czytelna się staje! Dlatego robimy wszystko w taki, a nie inny sposób.
Znowu masz rację! Jeżeli jesteśmy w temacie chodzenia nieutartymi ścieżkami, to byłem totalnie pod wrażeniem tego co usłyszałem w jednym kawałku z „Fire From The Evening Sun”. Czyżby było na tej płycie słychać rytmikę argentyńskiego tanga?
W ,Corner Girl’? [śmiech]
Tak, dokładnie!
Właściwie to kombinacja muzyki kubańskiej z klimatem saloonów oraz barowych brzmień. To zupełnie odmienne od tego co wcześniej miałem okazję tworzyć. To nie jest stricte argentyńska melodyka – to po prostu nasza wspólna twórczość. Po prostu to z nas wypłynęło i nie braliśmy tego z jakiegoś konkretnego środowiska kulturalnego.
I rzeczywiście słychać tą odmienność na waszym ostatnim albumie! Miesza się na nim tak wiele gatunków: od thrashu, przez rock aż po wodewil w ,Corner Girl’. Ale skupmy się ponownie na tobie, Dave. Jesteś wszechstronnym perkusistą i wygląda na to, że odnalazłbyś się w praktycznie każdym stylu muzycznym. Czy jest może jakikolwiek muzyk z którym w szczególności chciałbyś zagrać?
Wiesz, jest masa świetnych muzyków i nie potrafię któregoś z nich konkretnie wskazać, ale jestem bardzo otwarty na tworzenie z jak największą ilością wykonawców. Nie mam uprzedzeń przed graniem w jakimkolwiek stylu muzycznym. Właściwie to w takich sytuacjach czuję się najbardziej komfortowo – gdy staję przed wyzwaniem. Jeżeli zaś znajduję się wśród muzyków, którzy robią dokładnie to samo co ja przez ostatnie 30 lat to nie czuję się już tak swobodnie. Nie ma w tym niczego, co mogłoby stymulować moje zmysły. W takiej sytuacji nie usłyszę też niczego, czego dotychczas nie słyszałem. Podsumowując: jest wielu ciekawych muzyków z którymi chciałbym zagrać, lecz nie mógłbym wskazać tego jednego konkretnego.
Zatem następne pytanie będzie też w pewnym sensie powiązane z tym co już powiedziałeś – czy wśród młodego pokolenia perkusistów jest jakiś, którego styl grania przykuł twoją uwagę?
Tak i obecnie moim ulubionym perkmanem jest mój dobry przyjaciel Eloy Casagrande z Sepultury. Udało mu się przemycić do metalu elementy wywodzące się z jego kulturowych korzeni, co samo w sobie jest dobre. Eksperymentuje i stara się stworzyć coś nowego z tego co zostało już odkryte. Wyobraź sobie tylko co by się stało, gdyby Slayer nie grał w tak unikalny i odmienny sposób, kopiując Poison czy Quite Riot – Slayer po prostu nie byłby wtedy Slayerem. Skupiając się na zwiększaniu własnej kreatywności odkrywasz nowe formy i style w muzyce. I jest to istotne nie tylko dla muzyków, lecz także dla ich słuchaczy, bo z czasem każdy męczy się słuchając jednego i tego samego gatunku.
A czy w takim razie jest może jakaś szczególna kapela, rodzaj muzyki lub po prostu utwór, które w ostatnim czasie ciebie zainspirowały?
Jest mnóstwo gatunków muzycznych, które na co dzień mnie inspirują. To może być funk, ostatnio szczypta klasyki, muzyka awangardowa czy też afrobeat, czyli połączenie bardzo funkowego groove’u z sekcją instrumentów dętych. Słucham też industrialu. Nie ma konkretnych zespołów i stylów muzycznych które bym studiował. Staram się słuchać różnych form muzyki i czerpać z nich wszystkich jak najwięcej inspiracji.
…a rezultaty twojej otwartości muzycznej możemy usłyszeć na „Fire From The Evening Sun”.
Jak najbardziej! Zdecydowanie słyszalne są na tym krążku elementy drum’ n bassu wplecionych pomiędzy funk, rock, thrash i trochę punka. Znajdziesz tutaj też coś z wodewilu jak sam zauważyłeś oraz coś, czego nawet nie jestem w stanie opisać. Można też wyczuć wschodnią melodykę w paru ostatnich kawałkach. Mnogość obecnych na albumie gatunków mówi sama przez siebie o tym z jak wszechstronnymi muzykami przyszło mi współpracować. I to właśnie różnorodność tego krążka mi się w nim najbardziej podoba.
Mówiąc o instrumentalistach z którymi tworzysz, jestem pod wrażeniem umiejętności 'Pancha’ Tomaselliego, bo sam też jestem basistą! Wydaje mi się, że posiada dość silne, funkowe korzenie.
Och tak, w jego przeszłości było sporo z funku, a ponadto jest zaznajomiony z większością latynoamerykańskich rytmów, które przedkłada na swoje niesamowite basowe zdolności. Jeżeli chodzi o mnie, to Pancho jest dla mnie jednym z najlepszych basistów. Jeżeli zaś chodzi o Gerry’ego, to właśnie dzięki niemu postanowiliśmy zrobić jazzowe aranże kawałków Philma. Jego muzyczne pomysły są po prostu fantastyczne! Sposób w jaki kładzie tekst oraz melodię jest unikalny i robi to w taki sposób, że większość ludzi jest zaskoczona ich umiejscowieniem w utworach. Bardzo lubię tych muzyków. Kaliber tych artystów sprawia, że po prostu czuję pełną zgodność pomiędzy ich muzyką, a moim stylem grania. Czuję też, że Philm jest zespołem, samodzielną jednostką, która ma jeszcze wiele do pokazania. Nasza kapela jest wprost przepełniona kreatywnością i w tej kwestii nic nas nie ogranicza.
A co jest dla was najważniejsze w zespole?
Sądzę, że najważniejsza jest nasza przyjaźń. Koleżeństwo jest dla nas najistotniejsze. W całej okazałości można zobaczyć je na scenie podczas naszych występów.
Mam nadzieję, że zobaczę to na własne oczy podczas waszych polskich gigów! Liczę też na to, że wasza wycieczka po Europie i naszym kraju zainspiruje was, czego efekty będziemy mogli usłyszeć na nowym albumie! Mam jeszcze jedno pytanie dotyczące Gerry’ego i jego poetyckich tekstów. Czy próbowałeś swoich sił w tworzeniu słów do waszych kawałków?
Zdarza się, że Gerry mówi: „Hej, gdzie powinienem dać ten wers?” i nieco pomagam mu z tekstami, ale w większości wykonuję swoją pracę w samej muzyce. Gerry dosyć mocno skupia się na słowach, a Pancho i ja – na muzyce.
Ostatnie pytanie Dave jest związane jest z tematem, który wielokrotnie poruszałeś na warsztatach perkusyjnych i w licznych wywiadach. Otóż doradziłeś młodym wykonawcom, by nie odwracali się od biznesowej strony przemysłu muzycznego. Jestem ciekaw czy mógłbyś dać jakieś bardziej szczegółowe wskazówki początkującym muzykom w tej kwestii?
Właściwie, to nie chodzi mi tylko o samą naukę oraz próbę zrozumienia przemysłu muzycznego. Przede wszystkim zadawajcie pytania. Zawsze zadawajcie pytania. Nie ma niczego złego w zadawaniu pytań i wbrew pozorom to jest właśnie najistotniejsze. Muzyka to biznes i należy ją także jako biznes traktować.
Myślę, że tych pytań nie zabraknie przy okazji naszej kolejnej rozmowy. A co chciałbyś na sam koniec wywiadu przekazać polskim fanom?
Chciałbym wam powiedzieć, że nie mogę się już doczekać polskich gigów i że za niedługo się widzimy!
Ogromne dzięki Dave za poświęcenie nam twojego cennego czasu! Postaram się być w pierwszym rzędzie! Twórczej reszty dnia Dave! Słuchaliście Dave Lombardo oraz Mateusza 'Mate’ Sendeckiego z portalu DeathMagnetic.pl.
Dzięki, człowieku! Do zobaczenia!