Zważywszy na profil muzyczny naszego serwisu, wielu naszych czytelników jest bądź było zaangażowanych kiedyś w jakiś projekt muzyczny, bądź przynajmniej szlifuje umiejętnosci na jakimś instrumencie. Część z was w takim razie na pewno zna to uczucie, kiedy wraz z kapelą próbujecie ustalić ścieżkę waszego rozwoju muzycznego i niszę, w którą z kapelą chcielibyście się wbić. Zazwyczaj kończy się to tak, że wokalista chce śpiewać hard rocka na modłę KISS, gitarzysta neoklasyczny power metal, a basista widziałby stoner z elementami techno i grindcore’a. Jeżeli nawet chłopaki z Cyborg Octopus mieli takie dylematy przy tworzeniu swojego debiutu, to rozwiązali je w genialny w swojej prostocie sposób. Grają… wszystko.
I pod pojęciem „wszystko” kryje się nie tylko standardowy stop różnorakich metali. O nie, to by było za proste. „Learning to Breathe” to 36 minut nowocześnie brzmiącego, przejrzyście wyprodukowanego progresywnego metalcore’u spod znaku Between the Buried and Me, czasem zapuszczającego się w rejony technicznego death metalu czy mathcore’u. To jednak tylko bardzo ładna podstawa, na której budowane są kompozycje o dosyć… specyficznym charakterze. Każdy track na albumie został stworzony według pewnej koncepcji, z użyciem niestandardowego instrumentarium i niezliczoną ilością wirtuozerskiego szpanowania z tradycyjnego zestawu gitar, basu i perkusji. Na sam początek dostajemy przestrzenne, vintage’owe syntezatory rodem z lat 80, które wciągają nas w klimat otwierającego album 'Data_m1ndfield’, który, jak nietrudno się domyślić, po chwili się przeradza w orgię polirytmicznych breakdownów, wyżerających wnętrzności riffów i blastującego molestowania werbla. Elektroniczne brzmienia nie stanowią jednak tylko małego easter egga dla fanów oldschoolowego synthpopu. W pewnym momencie to one przejmują linię gitar i dostajemy coś brzmiącego jak ośmiobitowa wersja Cannibal Corpse, co powinno zgrabnie wypieścić gust muzyczny wszystkich muzycznych psycholi, którzy, podobnie jak ja, miłują takie popapraństwa.
Im dalej w album, tym nietypowych zagrań dostajemy więcej. 'Divine Right (In D minor)’, który już w tytule nawiązuje do muzyki klasycznej, to próba stworzenia czegoś na kształt metalcore’owej symfonii. Linia gitar oferuje długie, melodyjne pasaże, pojawia się nawet chwila wytchnienia od bezlitosnego łojenia, w której do głosu dochodzi gitara akustyczna. I gdy już się porozpływamy w tych shredach i wirtuozerskim rzemiośle wioślarzy, pojawia się 'Shark pit’, kawałek wręcz regresywny na tle reszty, nawiązujący brzmieniowo do nowojorskiego hardcore’u spod znaku Agnostic Front, choć niewątpliwie bardziej brutalny i z o niebo lepszą solówką. Otwierający 'Baptism of Clay’ sitar i melodyka bliskiego wschodu przy takiej ilości niespodzianek, jakie dostajemy, raczej już nie rusza, tym bardziej, że to chyba najsłabsza kompozycja na „Learning to Breathe”, choć z fajnie wplecioną tu i ówdzie grincore’ową świnką na wokalu. 'Bitter’, jak sam tytuł wskazuje, miał być nieco poważniejszym numerem na tle dosyć lekkiego pod względem emocjonalnym materiału. Mamy więc pianino, kapitalnie wplecione w gitarowy ciężar, wokalnie zaś momentami wchodzimy na brzmienia znane z bardziej emocjonalnej strony Corey’a Taylora (choć nadal ani przez chwile nie ma mowy o jakimkolwiek czystym śpiewie). Urzekająco brzmi także bardzo udana próba zagrania breakdownu na fortepianie.
I w tym momencie na albumie doświadczymy czegoś absolutnie fenomenalnego. Po, jak już wspomniałem, najpoważniejszej kompozycji na płycie, znikąd pojawia się nagle prosty, funkujący riff, który delikatnie w prowadza nas w klimat 'Discobrain!’. Nawet nie będę ukrywał, jak wielką miłością do tego numeru pałam. Pamiętacie kawałek 'Crush 'Em’ Megadeth, na którym Rudy zaprzyjaźnił się nieco z popową stylistyką, za co do dzisiaj zbiera opieprz od fanów? To była amatorszczyzna. Cyborg Octopus nawet nie naginają granicy kiczu. Oni ja bezczelnie rozpierdalają tłustym, slapujacym basem, na tle którego rapowane wersety zgrabnie składa ich frontman, który przez taką ekspresję wokalną jeszcze bardziej przywodzi na myśl gardłowego Slipknota. Saksofonowe solówki przesuwają nas nieco w kierunku Diablo Swing Orchestra, czego zdecydowanie nie należy traktować jako obelgę. Jazz, funk, oraz, oczywiście, disco (bynajmniej nie polo) polane deathmetalową benzyną. Absolutny artyzm. Album zamyka 'Epiphany’, najdłuższy z tracków, który tak naprawdę podsumowuje całą płytę. Usłyszymy jeszcze raz przestrzenne pasaże gitar, dziwne instrumenty, scream, growl i breakdowny. Momentami trochę zbyt patetycznie, może trochę zbyt dużo zabaw z rytmem, ale ostatecznie jako outro do tego dosyć krótkiego (jak na prog metalowe standardy) albumu, sprawdza się bardzo przyzwoicie.
Największym plusem 'Learning to Breathe’ jest różnorodność i charakter kompozycji. Po jednym przesłuchaniu odbiorca jest w stanie wskazać najbardziej charakterystyczne elementy każdej kompozycji, a przy tym w wielu z nich wykorzystano całkiem chwytliwe, oryginalne patenty. Na pewno do jednego z numerów na płycie będę wracać bardzo często, chyba nie muszę wskazywać, którego. Ogromnie ciekawi mnie, czy pomysły na udziwnianie tej dosyć już oklepanej stylistyki prog metalcore wystarczą Cyborg Octopus tylko na jeden taki longplay, czy tez na następnym możemy oczekiwać jeszcze dziwniejszych tworów…
2. Divine right (in D Minor)
3. Shark Pit
4. Baptism of Clay
5. Bitter
6. DiscoBrain!
7. Epiphany
Wyro(c)k
0-10 Sad But True
11-20 Bad Reputation
21-30 Wild Thing
31-40 Satisfaction
41-50 Another Brick in the Wall
51-60 Proud Mary
61-70 Highway To Hell
71-80 2 Minutes to Midnight
81-90 Ace of Spades
91-100 Master Of Puppets
- Pierwsze Wrażenie8
- Instrumentarium8
- Wokal8
- Brzmienie8
- Repeat Mode8