Zaczynając pracę nad tekstem, starałem się ułożyć w głowie wszystkie wspomnienia dotyczące występów moich ulubionych zespołów na żywo. Zadanie dosyć trudne, gdyż przez 10 lat uczestnictwa w różnorodnych gatunkowo wydarzeniach nie sposób zapamiętać wszystkich, najdrobniejszych szczegółów. Nadal jest to dla mnie zaskakująca liczba. Mnóstwo przejechanych kilometrów (nie tylko w Polsce), wiele znajomości, które trwają do dziś i przede wszystkim pamięć o tym co się za każdym razem działo na dużej lub małej scenie. Nie chcę by ten tekst był czystym wyliczeniem koncertów. Chcę przede wszystkim pokazać, jak wielkie emocje towarzyszyły mi przez te wszystkie lata koncertowania. I jakie emocje będę jeszcze na nas czekać.
Pierwszy koncert, który w zasadzie pociągnął mnie do dalszych podróży, to występ U2 w Chorzowie. Oczywiście, przed tym koncertem zdarzały się pojedyncze wydarzenia, jednakże nie były one na tyle wartościowe, by przykuły moją uwagę. Były to zresztą czasy, gdy jeszcze nie czułem tak dużego uzależnienia od muzyki, więc w domu dominowały radia typu RMF’FM, czy RADIO ZET. Przyjemne, lekkie utwory, ale nigdy wtedy nie myślałem o wyjeździe na koncert. Koncert U2 zmienił wszystko. Zainteresowanych odsyłam do poprzedniego tekstu o wspomnieniach z tamtego magicznego wieczoru, ale to co chcę powiedzieć, to fakt, iż od tamtego momentu poczułem ogromny głód na muzykę wykonywaną na żywo.
Tak jak wspomniałem wcześniej – nie będę opisywał po kolei każdego koncertu, na którym uczestniczyłem w ciągu tych lat. Ważniejsze jest to, jak koncerty zmieniły moje postrzeganie muzyki i co dzięki nim zyskałem,Chyba najważniejszym aspektem dotyczącym występów na żywo jest świadomość odbierania muzyki w zdecydowanie mocniejszy sposób, niż podczas słuchania jej w zaciszu domowym. Co rozumiem poprzez „mocniejszy sposób”? Sytuacje – przed utworem, czy w trakcie, gdy muzyk w emocjonalny i jednocześnie spontaniczny sposób, dopisuje historie do utworów. Oczywiście, można powiedzieć, że teksty są otwarte na różnorodne interpretacje, jednakże właśnie podczas koncertów możemy w pełni zrozumieć intencje kierujące zespołem/wykonawcą, szczególnie gdy od czasu do czasu wtrąci przerywnik w postaci historii, niekoniecznie wyjętej z jego życia. Osobiście jest to dla mnie bardzo istotne, gdy muzyk ślepo nie odgrywa swojego utworu, tylko w stu procentach angażuje się i utożsamia z problemem lub sytuacją zawartą w tekście. Tutaj znowu można przywołać koncerty U2. Podczas obu występów w 2005 i 2009 fani stworzyli ogromną Polską flagę obejmującą trybuny i płytę. Działo się to podczas utworu New Year’s Day. Bono, wyraźnie zaskoczony (utwor opowiada o „Solidarności”) wręcz klękał przed Polską publiką, wyrażając ogromny szacunek do tego co fani zrobili. To właśnie pokazuje, w jak mocny sposób jest związany z tym utworem i jak otwarcie go przeżywa.
Przede wszystkim jednak dla mnie, jak i dla każdego fana koncertów, ważne jest wykonywanie muzyki NA ŻYWO. Na albumach zawsze wszystko jest dopieszczone do perfekcji. Oczywista sprawa – dużo czasu na dopracowanie materiału. Koncert jest totalnie inną bajką. Nie zawsze wszystko będzie idealne – zdarzy się fałsz, nienastrojona gitara, czy chociażby pomyłki czy nierówna gra. Ale dla mnie to nie wada, a wręcz przeciwnie. Dzięki temu mogę powiedzieć, że mam do czynienia z ludźmi, a nie robotami. Nawet jeśli w jednym utworze zdarzy się kilka problemów, ja wciąż odczuwam takie same emocje. Bo słucham ludzi. Takie momenty dodają też smaczku występom, dzięki czemu w przyszłości podczas różnorakich dyskusji można pośmiać się z wpadek. Idealnie nigdy nie będzie i w zasadzie chyba nie chciałbym, żeby było.
Emocje są sprawą tak oczywistą, że chyba nie trzeba wiele wyjaśniać. Dzięki oprawie wizualnej, każdy utwór zyskuje w pewien sposób na głębi, szczególnie jeżeli podczas wykonania pojawiają się obrazki adekwatne do treści. Wchodząc na teren koncertu można poczuć szczególną chemię, pomiędzy pozornie obcymi ludźmi. Wszyscy jednak jesteśmy dobrymi znajomymi i jedną wielką rodziną, którą łączy muzyka. Dzięki muzyce miałem okazję poznać mnóstwo wspaniałych osób, z którymi kontakt utrzymuję do dzisiaj.
Ostatnią kwestią, którą chciałem poruszyć, są improwizacje. Występy oferują wiele niespodzianek, szczególnie jeśli chodzi o zmiany w utworach. Nie raz byłem świadkiem, gdy bardzo znany mi utwór zmienił się nie do poznania. Totalnie inne brzmienie, zupełnie odmienny klimat , którego na próżno szukać na albumach. Może się wydawać, że nie jestem zwolennikiem odsłuchiwania krążków w domu. Jest to oczywiście nieprawda. Domowe zacisze, ciepła kawa i dobry krążek to coś co bardzo lubię i w każdej wolnej chwili uskuteczniam taki sposób spędzania czasu. Gdy jednak jest możliwość wyjazdu na koncert, wielkiego dylematu nie ma. Po prostu się jedzie, gdy nic nie stoi na przeszkodzie.
Polecam więc każdemu, choć raz pojechać na koncert. Ostrzegam tylko przed jednym. Gdy już człowiek wczuje się w ten klimat, można nieźle się uzależnić. Na szczęście jest to uzależnienie bardzo przyjemne, a wraz z upływem czasu ciężko z niego wyjść… chociaż, czy ktoś chciałby odmawiać sobie takiej przyjemności, jaką jest muzyka? 🙂