Poznaliśmy pełny zestaw wykonawców, którzy zaprezentują się na Prog In Park w Warszawie. Koncert przybierze formę mini-festiwalu na którym wystąpią artyści związani z szeroko pojęta muzyką progresywną. Do wcześniej ogłoszonych Opeth oraz Blindead dołączają: Riverside, Solstafir oraz Lion Shepherd.
20 Sierpnia, Park Sowińskiego, Warszawa
Bilety: 169 zł – przedsprzedaż, 190 zł – w dniu koncertu
Bilety na koncert dostępne na www.knockoutprod.net/sklep
Jeżeli poszukujecie przykładu na to, co to znaczy ewolucja w muzyce, prześledźcie historię Opeth. Powstały w 1990 roku w Sztokholmie zespół, przez lata karmił fanów wyszukaną, mroczną, rozbudowaną wersją death metalu, ocierając się w tej stylistyce o prawdziwy geniusz albumami „My Arms, Your Hearse” i „Blackwater Park”. Liderujący formacji od samego początku muzyczny erudyta Mikael Akerfeldt, nie zamierzał jednak kurczowo trzymać się raz obranej drogi, co zasygnalizował już bardziej subtelnym dyptykiem „Deliverance” / „Damnation” (2002, 2003), by w 2011 roku albumem „Heritage” zabrać odbiorców w podróż w czasie do przełomu lat 60. i 70. XX wieku, gdy królowały rock, hard rock, szalała psychodelia, swoją wielkość pokazywał krautrock. Zapoczątkowana na dobre sześć lat temu podróż trwa do dziś. Opeth zatrzymał się w 2016 roku na przystanku pod nazwą „Sorceress”, który zameldował się w pierwszej 30. „Billboardu”, podobnie zresztą jak trzy wcześniejsze produkcje kapeli, „Watershed”, wspomniany „Heritage” i „Pale Communion”. Wspaniałe umiejętności, szacunek do fanów i znakomite koncerty, to również znaki szczególne Opeth. Szwedzi prezentowali je podczas każdej wizyty w Polsce i z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością zrobią to ponownie.
To, czego w światowym, ekstremalnym metalu dokonali Vader, Behemoth i Decapitated, na scenie rocka progresywnego dokonał warszawski Riverside. I już wiemy, że dokonania swoje na pewno powiększy, choć po zaskakującej, przedwczesnej śmierci gitarzysty Piotra Grudzińskiego w 2016 roku tej pewności jeszcze mieć nie było można. Dwa wyprzedane koncerty w lutym 2017 roku w stołecznej Progresji przy entuzjastycznej
reakcji fanów pokazały wyraźnie, że Riverside jest światu potrzebny. Tak, światu, bo pozycja stołecznej kapeli na świecie jest od lat wysoka i niepodważalna. Przez kilkanaście lat istnienia zespół wyrobił sobie doskonałą markę. Doceniony został nie tylko za świetny warsztat, ciekawe kompozycje, podejście do fanów, lecz również, a może przede wszystkim, za to, jak interesująco wzbogacał swoją muzykę, nie zapominając jednak o korzeniach. Płyty „Rapid Eye Movement”, „Shrine Of New Generation Slaves” oraz pochodząca z 2015 roku „Love, Fear And The Time Machine” zajmowały drugie miejsca na liście OLIS, zaś album „Anno Domini High Definition” wspiął się na jej szczyt. Pokrył się też złotem, podobnie jak „Shrine Of New Generation Slaves”. Nie ma już w zespole „Grudnia”, ale z Mariuszem Dudą, Michałem Łapajem i Piotrem Kozieradzkim na koncertach będzie grał Marcin Meller z Quidam. Z nim będą pisane kolejne rozdziały historii tego wspaniałego zespołu.
Malutka Islandia ma walecznych piłkarzy, cudowne krajobrazy, powsadzała odpowiedzialnych bankierów do więzienia, wyszła z kryzysu. Zalegalizowała też bluźnierstwo. Ma też wyspa wielką Björk i wspaniałą scenę metalową. Jednym z jej jaśniejszych punktów jest powstały w 1995 roku zespół Solstafir. Ich nazwiska zapamiętać trudno, jeszcze trudniej zapisać, ale muzyki, jaką tworzy Solstafir, prędko się nie zapomni. Kapela z Reykjaviku zaczynała od ostrego black metalu z wikińskim sznytem, by z czasem dodać swojej muzyce przestrzeni i melancholii rodem z post metalu. Wszystko okraszając tym magicznym czymś, co mają islandzkie kapele. O Solstafir zrobiło się głośniej dzięki albumowi „Svantir Sandar” z 2011 roku, a cały świat padł na kolana trzy lata później, gdy ukazał się album „Otta”, zbierający pochwały w metalowej prasie od Kalifornii po Władywostok. Promując ten materiał, Islandczycy dali kilka świetnych koncertów w Polsce. Teraz powrócą do nas na wyjątkową imprezę i z wyjątkowym albumem, „Berdreyminn”, na którym są inspiracje oldschoolowym rockiem i hard rockiem w stylu Thin Lizzy! Tak, jeśli myśleliście, że wiecie o nich wszystko i jesteście w stanie za nimi nadążyć, myliliście się. Jedno pozostaje bez zmian (choć zmienił się nieco skład kapeli) – islandzka ekipa genialnie wypada na żywo i zobaczyć ją w akcji po prostu trzeba.
Niebawem minie rok, odkąd trójmiejski Blindead rozpoczął nowy etap swojego życia, z Piotrem Piezą na wokalu. W międzyczasie ukazała się dobrze przyjęta piąta płyta kapeli, „Ascension”. Niestety, skład się nie utrzymał, bo parę miesięcy później z Blindead pożegnał się mieszkający w Polsce włoski basista Matteo Bassoli, którego tego wieczoru zobaczymy w szeregach Lion Shepherd. Jednak trzon zespołu, czyli Konrad Ciesielski, Bartosz Hervy, Marek Zieliński i Mateusz Śmierzchalski pozostaje nienaruszony. Blindead, twórcy kapitalnej płyty „Autoscopia / Murder In Phazes”, EP-ki „Impulse”, albumów „Affliction XXIX II MXMVI” i „Absence”, to prawdziwa petarda koncertowa. Potęga, ciężar i moc uderzenia cudownie mieszają się u nich elektronicznymi ozdobami Bartka Hervy’ego. Żonglują emocjami i porywają publikę, tworząc szczególną atmosferę.
Wspomniany Matteo Bassoli jest najbardziej kojarzony muzykiem ze składu stołecznej formacji Lion Shepherd, ale nie jedynym. Gra w niej bowiem także Kamil Haidar oraz Mateusz Owczarek, którzy kilka lat temu pod szyldem Maqama nagrali wspaniały album, na którym wpływy mocnego rocka przemieszali z muzyczną estetyką świata bliskowschodniego. Styl powstałego w roku 2014 Lion Shepherd także cechują wpływy muzyki
etnicznej, które wkomponowane są w estetykę rocka progresywnego i dźwięki psychodeliczne. Na koncie kapeli jest występ na Impact Festivalu w 2015 roku oraz wydana w tym samym roku płyta „Hiraeth”. Do jej nagrania wykorzystano tradycyjne instrumenty jak arabską lutnię oud, perski santur, hinduskie perkusjonalia. W sesji wzięli udział muzycy pochodzenia arabskiego i perskiego (Jahiar Irani, Rasm Al Mashan).