Na chwilę przed koncertem J. D. Overdrive któremu towarzyszyło Inverted Mind i Sun Dance, udało mi się złapać na kilka słów Wojciecha 'Susła’ Kałużę. Tematów do rozmowy nie brakowało. Wokalista J. D. Overdrive opowiedział o nowym albumie, o piwie, trudnościach w graniu przed Zakkiem Wyldem, i o tym czego słucha w trasie prawdziwy zespół metalowy. Padło też kila słów na temat przyszłości grupy i planów na najbliższe wydawnictwa. Jak napisał Suseł dzień po wywiadzie na stronie zespołu: „Podczas wywiadu zeszła jedna puszka Tyskiego, więc chyba optymalnie”.
Wywiad do odsłuchania w całości 9 maja (sobota) w audycji Metalurgia po godzinie 20:00 na antenie Radia UJOT FM.
DeathMagnetic.pl: Czy czujecie się czołowym zespołem polskiej sceny southernowej?
Suseł: Nie wiem, czy mogę tak powiedzieć, bo na dobrą sprawę nie wiem czy istnieje coś takiego jak scena southernowa. Jest na dobrą sprawę kilka kapel, które można wymienić na palcach jednej ręki grające tę muzykę w Polsce. My dostaliśmy taką etykietę. Poniekąd jesteśmy kapelą grającą taką muzykę. Czy można mówić o jakiejś scenie, ciężko mi powiedzieć. Na pewno kumplujemy się ze wszystkimi kapelami które poruszają się w podobnych tematach, czyli Corruption, czy Death Denied, które od zawsze to powtarzam, gra tę muzykę 30 razy lepiej niż my. Fajne jest to, że jest jakaś przyjaźń i komunikacja między tymi zespołami. Może dlatego, że ta scena jest tak mała, albo wręcz nieistniejąca. Jeżeli już są kapele, które grają taką muzykę, o wypadałoby się wspierać i dokładnie to się dzieje.
Promujecie swój 3. album – „The Kindest of Deaths”, czyli w wolnym przekładzie – “najmilsza ze śmierci”.
Tak. Nawet nie pamiętam, jak wpadliśmy na ten tytuł. Miałem chyba takie zawrotne myśli, że jakbyśmy mieli się rozpaść, to byłby fajny motyw na nazwanie naszego ostatniego krążka. To takie bardzo pesymistyczne myśli, ale dziś jest akurat dobry dzień.
Mam w takim razie nadzieję, że nie planujecie jeszcze rozpadu.
Nie nie. My tak sobie tylko żartujemy między sobą. Pojawiła się kiedyś taka konstrukcja słów, więc stwierdziliśmy, że to jest bardzo fajny motyw na nazwanie tak ostatniego kawałka na płycie. A potem jak już ten kawałek powstał i przesłuchaliśmy go w całości, to stwierdziliśmy, że jest to na tyle przytłaczający, że wręcz wypadałoby nazwać tak całą płytę. W połączeniu z koncepcją graficzną na jaką wpadliśmy w międzyczasie dało to fajny efekt. Jest to dla mnie o tyle dziwne, bo jestem strasznym antyfanem nazywania płyt od jakiegoś kawałka, chyba że właśnie są ku temu jakieś przesłanki. My w tym przypadku bronimy się jakoś, bo ten numer naprawdę wyróżnia się i w moim odczuciu ją przytłacza. Jest taką kropką na końcu zdania.
Czy w przypadku tego albumu możemy mówić o pewnym koncepcie? Takie odniosłem wrażenie choćby po tytułach utworów. Dwie części ‘Wreckage’, czy ‘The Lesser Evil’ i ‘The Greater Good’.
O dziwo nie. Co prawda na początku miałem taki szalony koncept, żeby wszystkie kawałki nazwać „The” coś, ale skutecznie mi ten pomysł z głowy wybito. Można powiedzieć, że zostały pewne zalążki konceptu, ale jako tako go nie ma. Jest to po prostu zbiór kawałków. W przypadku choćby ‘The Greater Good’, czy ‘The Lesser Evil’ pomyślałem, że są na tyle różne od siebie , że będzie to stwarzało ciekawy kontrast. Mam nadzieję, że tak faktycznie jest.
Jesteście już na scenie 8 lat. Patrząc wstecz, jak oceniasz swój debiut?
Ja już go słuchać nie potrafię. Jeśli czasem mi się zdarzy wrócić do tej płyty, to muszę przyznać, że jak na debiut jest w porządku, bez szału, ale w porządku. Jest tam kilka pomysłów, kawałków, które dalej bardzo lubię. Jest także od groma rzeczy, które zrobiłbym inaczej, zaśpiewałbym inaczej no i produkcja, która była jeszcze tak naprawdę totalnym zalążkiem tego co jest teraz. Powiem tak. Jak na debiut jestem mimo wszystko zadowolony, ale wiem, że teraz tę płytę nagralibyśmy zupełnie inaczej.
Co dalej? Jesteście teraz co prawda w trakcie trasy koncertowej, ale co potem? Następny album, a może chcecie rozwinąć to jak zabrzmiał ostatni utwór tytułowy.
Ostatnio mieliśmy ciekawą rozmowę z gitarzystą, który się zarzekał, że w maju napiszemy 3 nowe kawałki, więc trzymam kciuki Michał (Stemplowski, gitarzysta J. D. Overdrive, przyp. red.). Ale ogólnie mamy już takie ciśnienie, że cały materiał na „The Kindest of Deaths” wyszedł bardzo naturalnie, bardzo szybko, więc chcemy to kontynuować. Mamy fazę, więc warto to kontynuować. Jeśli chodzi o kawałki typu ‘The Kindest of Deaths’, to bardzo bym kiedyś chciał popełnić może nie cały album, bo mógłbym wtedy przegiąć, ale mogłaby to być jakaś EP-ka. Po cichu sobie o tym gadamy, ale prawda jest, że wszystko zależy od tego co akurat Stemplowi wyjdzie spod palców i jakie riffy się pojawią. Nic na siłę. ‘Shadow of the Beast’ z poprzedniej płyty, który był moim zdaniem w bardzo podobnym klimacie co ‘The Kindest of Deaths’ wyszedł dość przypadkowo, więc poczekamy na ten przypadek. Może akurat uzbiera się z tego cała EP-ka. Bardzo bym chciał coś takiego wydać, jeżeli nie, to myślę, że będziemy mieli fajny dodatek do kolejnej płyty.
Wypuściliście piwo z okładką ostatniego albumu i sygnowane nim. Skąd ten szalony pomysł? Czemu nie whisky?
Nie whiskey, z tego powodu, że jesteśmy w Polsce i dorobić się własnej whiskey to wspinaczka na Mount Everest. To by się nikomu nie udało. No chyba że jesteś Behemothem. Behemoth, Vader, Decapitated. Oni by jeszcze mieli strzał na coś takiego. W naszym przypadku pomysł się wziął z tego, że widzimy co się dzieje za granicą. Mnie najbardziej zainspirowało Red Fang, które bardzo lubię. Mieli oni swojego czasu bodajże na Wacken swoją serię limitowaną piw. Więc stwierdziłem, że cholera jasna, chłopaki o wiele bardziej popularna kapela od nas, ale nie jest to też pierwsza liga. Jeśli oni potrafią, to co nas tak naprawdę w tym momencie zatrzymuje. Nie mówię już nawet o tym, że Iron Maiden, AC/DC, Motorhead mają swoje piwo. To były rzeczy oczywiste, ale stwierdziliśmy, że skoro Red Fang ma, to czemu my mielibyśmy nie mieć. Pojawił się pomysł żeby rozesłać wiadomości po kilku polskich browarach i akurat pierwszy i najfajniej odezwał się browar Reden, bo napisali bardzo fajnego maila. Bardzo szybko to się podziało. Zaprosili nas na degustację do swojego browaru w Chorzowie gdzie z jego szefem złoiliśmy się całkiem nietęgo i chyba po tym jak już stwierdził, że da się z nami napić, to interesy poszły w wiadomym kierunku. Z piwka jesteśmy cholernie zadowoleni. Jest to America Indian Pale Ale, czyli rzecz taka bardziej dla koneserów, ale nawet taki niedzielny piwożłop jak ja bardzo sobie takie piwo ceni, więc mogę je wszystkim polecić. Spróbujcie, naprawdę fajna rzecz.
Jest jakiś utwór z nowego albumu, który już teraz lubicie szczególnie wykonywać na żywo?
Wydaje mi się, że najbardziej takim stricte koncertowym numerem byłby ‘The Fury In Me’. Pamiętam jak pierwszy raz zagraliśmy skończoną formę. Bardzo się zdziwiliśmy, że raz to tak za przeproszeniem zapierdala, dwa że ma taki potencjał koncertowy. I trwa poniżej 3 minut, co nam się nie często zdarza. Fakt, że popełniliśmy taki szybki, momentami wręcz punkowy kawałek nas też napawa dużym optymizmem.
Graliście u boku znanych na całym świecie kapel jak choćby Down i zespół Anselmo. Wolicie występować w roli supportu wielkiej gwiazdy, czy jako gwiazda na swojej własnej trasie.
Słowa „gwiazda” byśmy nie użyli. Grywamy dla 15 osób, ale są to koncerty tak świetne pod względem reakcji publiczności i zabawy na scenie, że są zdecydowanie lepsze niż granie w klubie dla 2.000 ludzi. Pamiętam koncert Black Label Society bodajże w Stodole, gdy jakiś nadgorliwy techniczny zawinął mi kabel od mikrofonu wokół statywu o tym mnie nie informując. Jak wyszedłem na scenę, to nie było opcji, że bawię się w wężyka i sobie to rozplączę w 2 sekundy, więc trzeba było się pobawić trochę z tym statywem. Co było dla mnie męczarnią. Nie mniej jednak sam koncert wspominam fajnie. Reakcja publiki była świetna. Na dużych koncertach dostajemy często takie reakcje, że jesteśmy zdziwieni że to wyszło tak dobrze, a są te mniejsze gdzie jesteśmy headlinerami i po koncercie nie możemy w ogóle uwierzyć, że to się właśnie wydarzyło. I to jest chyba paliwo dla każdej kapeli na jakieś późniejsze działanie.
Jesteście już rozpoznawani wśród fanów? Poznają was ludzie na ulicy?
Zdarzyło się parę razy. Szczególnie na jakiś koncertach. To zawsze jest znikąd i bardzo sympatyczne. Nie będę nikogo okłamywał, że mamy obecnie jakiś status mega gwiazdy rockowej w Polsce. Daleko nam do gwiazdy, które zapełniają kluby, albo wręcz klubiki. Powolutku, cegiełka po cegiełce radzimy sobie jakoś. Naprawdę nie narzekam odnośnie tego gdzie jesteśmy, bo jesteśmy w fajnym miejscu. Cieszę się, że wydaliśmy nową płytę z której jesteśmy cholernie zadowoleni. W naszym odczuciu jest najlepszą rzeczą jaką mogliśmy w tym momencie zrobić. Wypuściliśmy własne piwo. Jestem cholernie szczęśliwym człowiekiem. Dopóki ten stan będzie trwał, to nie muszę liczyć na nic więcej.
Wspominałeś, że nie lubisz wracać do waszego debiutu, ale można powiedzieć, że jesteście fanami własnej muzyki?
Bardzo się dziwię wszystkim muzykom, którzy w wywiadach mówią, że jak już nagrają płytę, to jest to dla nich temat zamknięty, nie wracają do niej. Ja tak nie mam. Może jestem narcyzem. Lubię słuchać naszej nowej płyty i ona dosyć często gości w moim odtwarzaczu, ale to po to, żeby się upewnić, że ona się wciąż nam podoba. I na razie tak jest. Tak samo często wracam do „Fortune…” („Fortune Favors The Brave”, drugi album zespołu; przyp. red.). Ogarnęliśmy się z tym co chcemy grać. To jest muzyka, która w moim odczuciu nam dobrze wychodzi i którą lubimy. Od czapy zdarzy nam się posłuchać, żeby sprawdzić, co możemy zrobić lepiej, co poprawić. Wiele kapel mogłoby od czasu do czasu odświeżyć sobie swoje starsze rzeczy.
Masz swój jakiś ulubiony numer J. D. Overdrive? Który lubisz najbardziej wykonywać na żywo, albo który najbardziej lubisz słuchać.
Po dzień dzisiejszy najbardziej jestem chyba zadowolony z kawałka ‘Standing Tall’ z „Fortune Favors The Brave”. Jest to zdecydowanie jeden z najlepszych kawałków jaki mi wyszedł wokalnie. Ale tak samo z nowej płyty jestem cholernie zadowolony. Z ‘The Fury In Me’, czy ‘Painful Remainder’, który w ogóle wyszedł ostatni i totalnie spontanicznie. Na zasadzie „Panowie, musimy zrobić jeszcze jeden kawałek, zagrajmy coś na szybko”. Spodziewaliśmy się, że wyjdzie totalny „beside”, a wyszedł jeden z lepszych kawałków na płycie.
Jaki album wam najczęściej towarzyszy w drodze? Czego słuchacie będąc w trasie?
Nie wiem, czy to jest dobre pytanie do naszego zespołu. Może dam taki przykład. W drodze dzisiaj do Krakowa w busiku leciał motyw przewodni z „Airwolf” (amerykański serial z lat 80.; przyp. red.), z „Kapitana Tsubasy” (inaczej „Kapitan Jastrząb”, japoński serial animowany; przyp. red.), „Yattaman” (japoński serial animowany; przyp. red.), nowy David Hasselhoff. To był chyba punkt zaczepienia. Zapytaliśmy siebie jakie znamy takie stare, śmieszne tematy. Z racji tego, że cały czas podróżujemy busem, to albo sami nucimy, albo za każdym razem leci motyw przewodni z „Drużyny A” (amerykański serial z lat 80; przyp. red.). Kiedyś po pewnym powrocie bodajże z Wrocławia mieliśmy fantastyczną playlistę złożoną głównie z hitów disco z lat 90. Czyli wszystko poczynając od Captain Jacka, 2 Unlimited po Ace of Base. Także to jest bardzo niebezpieczne pytanie w naszym przypadku.
Mówiłeś na początku o tym, że nie ma w Polsce jako takiej sceny southernowej. Wspomniałeś jednak kilka kapel, które twoim zdaniem są warte polecenia. Jakie mało znane zespoły poleciłbyś młodemu fanowi tego gatunku?
Jeśli chodzi o taki ściśle southern, to Death Denied z Łodzi jest zespołem, który takie granie opanował do perfekcji. To co oni robią na swojej EP-ce i płycie to jest po prostu coś niesamowitego. Opanowali taką muzykę absolutnie. Jeżeli chodzi o rzeczy nieco bardziej odległe od naszych, na przykład stonerowe, doomowe, to jest akurat kopalnia świetnego grania w naszym kraju. Ostatnio byłem na koncercie zespołu Sautrus i zostałem zupełnie pozamiatany. Bardzo się kumplujemy i sobie cenimy takie zespoły jak Palm Dessert, sludgowy Inverted Mind, który z nami dziś gra. Jestem osobiście również wielkim fanem Weedpeckera, Belzebonga, Dopelord. Jeśli chodzi o stoner/doom polski, to tych perełek jest od groma.
Tak jak mówiłeś, graliście z Black Label Society, z Down. Czy jest jeszcze jakiś zespół z jakim marzy wam się zagrać?
Podejrzewam, że każdy z nas indywidualnie w kapeli ma jakiś swój typ. Mój to jest zdecydowanie Monster Magnet. Jak już z nimi zagram, to mogę umrzeć szczęśliwy, bo jestem mega fanem ekipy Wyndorfa. Podejrzewam, że takim limitem, niemożliwym, byłaby Metallica. Stempel o tym kiedyś mówił, mi osobiście to nic nie robi, ale wiem że też prestiż jest. Jeśli już sięgamy gwiazd, to powiedzmy, że to Metallica.
Słuchałeś ostatnich EP-ek Down? Co myślisz o kondycji Anselmo? Jest sens żeby nagrywał dalej, czy już może muzyczna emerytura go powinna czekać?
Moim zdaniem jest sens. Ta kondycja na pewno jest gorsza niż była kiedyś. Aczkolwiek podoba mi się pomysł tych EP-ek. W dzisiejszych czasach chyba lepiej skupić się na mniejszej ilości muzyki niż po 60-cio, 70-ciominutowych albumach. Nie mniej rzeczywiście ta muzyka jakościowo do „II”, która jest moją ulubioną płytą startu nie ma.
Co myślisz o ostatnich zmianach składu w Corruption? Czy to może pytanie które lepiej przemilczeć?
Bardzo sobie często żartujemy z Aniołem (Piotr Wącisz, basista i lider Corruption, przyp. red.) z tego powodu. Nawet jak byliśmy ostatnio na koncercie w Katowicach, to daliśmy mu taką sugestię, że powinien przedstawiać zespół: „skład Corruption na dziś to…”. Na szczęście chłopak ma do tego dystans. Usłyszałem po raz pierwszy właśnie w Katowicach nowy skład i jestem ciekawy jakiś nagrań, ponieważ odnoszę takie wrażenie, że ich nowy wokalista ma manierę, którą ulokowałbym bardzo blisko Matta Pike’a z High On Fire. Jeśli zrobiliby materiał w tym kierunku, no to mówiąc kolokwialnie, obsrałbym się.
Pytanie od jednego z fanów. Czy macie groupies?
Ja mam żonę którą bardzo kocham i pozdrawiam. I niech to będzie odpowiedzią na Twoje pytanie.
Jak najbardziej mnie satysfakcjonuje. Jakie macie życzenia na przyszłość? Co jeszcze jest do osiągnięcia w historii zespołu zwanego J. D. Overdrive?
Nie wiem, czy mamy cele do jakich dążymy. Dla mnie celem będzie po prostu granie tej samej muzyki przez następne powiedzmy 10 lat. I życzyłbym sobie i wszystkim w zespole, żebyśmy mieli wciąż taką samą radochę jaką mamy teraz. Umówmy się. Wszystkim nam stuknęła 30. Potrzebujemy ciut więcej motywacji, żeby się w ten rock’n’roll bawić. Więc ja bym chciał, żebyśmy ją wciąż mieli.
W takim razie pozostaje mi życzyć motywacji i jak najdłuższego funkcjonowania w tym rock’n’rollowym światku.
Dzięki.