Wyczekiwany, już szósty album w karierze Riverside „Love, Fear and the Time Machine” okazał się być wielkim krokiem naprzód i wymagał od zespołu przełamania dotychczasowych schematów. W związku z premierą najnowszej płyty, mieliśmy okazję porozmawiać z Mariuszem Dudą o wychowaniu się w erze kaset, realizacji na polu muzycznym i jesiennych koncertach w Polsce.
W jednym z wywiadów powiedziałeś, że z krążka na krążek ewoluujecie i macie jeszcze kilka pomysłów na kolejne albumy. W takim razie czy przy nagrywaniu „Love, Fear and the Time Machine” z góry założyliście zmianę podejścia i to, że będzie ona inna od swoich poprzedniczek, czy też stało się tak w naturalny sposób w procesie tworzenia?
Wiesz, ja przyznaję bez bicia się, że przez ostatnie parę lat generalnie tonąłem w mroku dosyć mocno wliczając w to mój solowy Lunatic Soul. Kiedy tak ostatnia płyta inspirowana Beksińskim była już o samobójstwie i była o tych wszystkich mrocznych rzeczach, pomyślałem sobie „Jezu, dość!” muszę zrobić sobie przerwę. Muszę nagrać nową płytę z Riverside w innych odcieniach, żeby to było trochę bardziej optymistyczne, żeby miało trochę więcej światła, jakiegoś na końcu tunelu nawet, niech to będzie miało jakiś pozytywny wydźwięk. To było jedno z tych głównych założeń, które wiedziałem, że już sprawi, że płyta będzie się różniła od poprzedniej. Właściwie nawet od kilku poprzednich płyt.
Za tym wszystkim potem idzie aspekt, znaczy to jest taki aspekt emocjonalny, ale za tym wszystkim potem idzie aspekt techniczny. Co zrobić żeby płyta się różniła znowu od tego, co było wcześniej. Postawiliśmy teraz na jasność, na taką czystość formy, nawet przy produkcji. No i te lata 80. żeby był jakiś odnośnik do tych lat chociażby, bo jest to co by nie mówić nasza dekada, ja i Piotrek jesteśmy powiedzmy z tego rocznika. Bliżej nam latom 80. niż 70. i trzeszczącym winylom, bliżej nam kasetom tak naprawdę. Zawsze jest tak, że przed każdym albumem w jakim maczam palce staram się nie powtarzać, żeby miało to przynajmniej klika nowych elementów, żeby wyróżniał się album na tle innych, poprzednich i tak było tym razem i jak będziemy robić kolejny album, myślę że też będę szukał jakiejś nowej formy. Teraz oprócz tego nowego podejścia, tej większej ilości światła to pojawiło się chociażby też 10 kompozycji, po raz pierwszy chyba w historii Riverside, nigdy chyba tyle nie było. Nie ma też żadnych utworów które trwają powyżej 10 minut. To też miało na celu, żeby ta płyta się wyróżniała na tle innych.
Kiedy zobaczymy teledysk do „Found (The Unexpected Flaw of Searching)”? Mógłbyś opowiedzieć nam o nim coś więcej i kiedy możemy spodziewać się jego premiery?
Na początku września, kiedy będzie premiera płyty, teledysk będzie gotowy tak i troszeczkę Floydowy teledysk nam wychodzi. Troszkę „High Hopes”, troszkę „Learning to Fly”, ale myślę że będzie w końcu pasował do naszej muzyki, bo zawsze jakoś tak kuleliśmy jeśli chodzi o stronę wizualną. Natomiast podczas podczas tworzenia ostatniego Lunatic Soul zaznajomiłem się i zaprzyjaźniłem się z grupką ludzi, która tworzy projekt zwany Sightspher i odpowiada za stronę wizualną. Byłem bardzo zadowolony i chciałem żebyśmy kontynuowali naszą współpracą w przypadku nowej płyty Riverside. Stąd też 3 trailery będą, jeden „Love”, drugi „Fear”, trzeci „Time Machine”. Dwa już się ukazały, jeszcze trzeci i teledysk, który też będzie myślę pasował bardzo mocno klimatem do płyty jaka jest. A płyta jest przede wszystkim pełna przestrzeni, otwartości i takiej wolności rzekłbym nawet. Myślę że to wszystko będzie zawarte w teledysku.
Pierwsze przedpremierowe recenzje „Love, Fear and the Time Machine” są naprawdę dla Was pochlebne. Czy przywiązujesz do tego dużą wagę?
Ostatnio sobie tak siedziałem w internacie i wyszukałem sobie. Rzeczywiście są bardzo pochlebne, ale ja zdaję sobie sprawę, że drugie tyle będzie niepochlebnych, bo tak jest zawsze. Zawsze z każdą płytą część słuchaczy jakby idzie tym samym torem, którym my idziemy i rozwija się razem z nami. Też spragnieni są tego, żeby zespół zaskakiwał i szukał nowych ścieżek. A są tacy, którzy raczej przyzwyczajeni są do starych jakiś wydeptanych ścieżek, klimatów i im więcej zmian tym gorzej tak naprawdę. Więc ja się liczę z tym. Aczkolwiek zawsze jest tak, że traci się pewną ilość słuchaczy a zyskuje się zawsze odpowiednia ilość nowych, więc to się jakoś wyrównuje.
Byłbym hipokrytą gdybym powiedział, że nie interesuje mnie w ogóle co ludzie myślą na temat mojej muzyki, bo w dzisiejszych czasach istotne jest żeby np. potem grając koncerty ktoś jednak na te koncerty przychodził. Natomiast nie ukrywam, że zdaję sobie sprawę z mnogości subiektywnych podejść i jedynym rozwiązaniem, żeby się jakoś bronić, przetrwać i cały czas robić swoje jest po prostu bycie szczerym w stosunku do siebie i granie tego, co ci w sercu gra. To jest najważniejsze, czyli nie grać pod publiczkę. Więc tutaj do tej pory nie ukrywam nie zawiodło nas to i raz na jakiś czas przyznaję, że czytam coś w formie sprawdzenia czy tym razem mi się udało, czy nie. Do tej pory jest zawsze jakoś tak pozytywnie (śmiech), więc cieszę się, że tak się dzieje.
Gdy Riverside obchodziło swoje 10-lecie powiedziałeś, że jeszcze nigdy nie byłeś w 100% zadowolony z płyty. Czy możesz to powiedzieć również o nowym krążku?
Wiesz, ja mam tak że mam takie trochę nierealne marzenia i ja nie jestem człowiekiem, który spełnia swoje marzenia, który się realizuje tak w 100%, bo zostawiam sobie zawsze troszkę na później przy czym nie ukrywam, że z płyty na płytę coraz bliżej mi samospełnienia. Trochę takiej sytuacji, że jednak to co robię ma jakieś znaczenie i jestem zadowolony z efektu końcowego. Coraz bliżej mi do takiego podejścia, że to co robię rzeczywiście ma jakąś wartość. Taką subiektywną i obiektywną przede wszystkim. Powiem szczerze, że jakbym miał tak procentowo podejść do tematu to tak nawet pod 90% podchodzi powoli, tak więc już jest nieźle.
Czyli można powiedzieć, że jesteś perfekcjonistą?
Tak mam. Akurat staram się wykorzystać swoje umiejętności na wszelkich płaszczyznach. Natomiast nauczyłem się jednej rzeczy. Jest coś takiego jak deadline, coś takiego jak wyznaczony termin, którego należy się trzymać, gdybym takiego czegoś sobie nie zakładał to tworzyłbym przez całe życie jeden album, album swojego życia i bym non stop go poprawiał i nigdy by się nie ukazał prawdopodobnie. Wielu jest takich muzyków, którzy właśnie tak robią, że nagrywają swój pierwszy życiowy album, czy też pisarze, którzy napiszą swoją pierwszą życiową książkę i może kiedyś ją wydadzą. Więc ja już wpadłem w taki wir, że chcę tworzyć jak najwięcej i staram się w tym terminie, w tym jakimś takim zakresie pewnym tworzyć jak najwięcej, jak najbardziej maksymalnie. Przy czym cieszę się kiedy jest ostateczny termin oddania płyty, bo wiem, że mogę przejść do następnego rozdziału i mogę chwilę odpocząć (śmiech), bo rzeczywiście zwracam zawsze dużą uwagę na szczegóły, przywiązuję wagę do detali i czasami mnie to wykańcza.
Czy na albumie znajdują się utwory z których jesteś szczególnie dumny?
Nie to nie jest tak. Ja powiem tak. Jestem głównym kompozytorem tego ostatniego albumu i ja zawsze podchodzę do płyt, które nagrywam, które tworzę, jako do całości, jako do jakiegoś takiego filmu, który się ogląda od początku do końca ze zwrotami akcji itd. I tym bardziej się cieszę jeżeli np. płyta trwa godzinę, a słucha się jej tak jakby trwała 40 minut. To znaczy, że dobrze się dzieje. Myślę, że tego albumu dobrze się słucha, ma swoją dynamikę, od początku do końca i z tego jestem najbardziej zadowolony, z całości. Są tam jakieś pojedyncze utwory, oczywiście które bym wyróżnił, ale akurat w przypadku tej płyty wydaje mi się, że każdy z tych utworów ma taką dawkę emocji i taką dawkę melodii, że jestem praktycznie dumny z każdego i zadowolony z efektu końcowego jaki jest.
Na pewno bardzo się cieszę, że udało nam się np. z Piotrkiem Grudzińskim stworzyć bardzo fajne klimaty tutaj gitarowe, bo Grudzień nagrał chyba jedne ze swoich najlepszych solówek w ogóle w Riverside na tej nowej płycie. Bardzo mi się podobają partie i elementy, które wniósł do nowego albumu.
Nawiązując do tytułu: miłość, strach, czy doświadczenie z przeszłości. Który element dominuje na albumie?
To jest dobre pytanie. Ja myślę, że starałem się jedno i drugie i trzecie zawrzeć na tej płycie, bo płyta nie jest o miłości, o strachu i o maszynie czasu, czyli o wspomnieniach, czy też wyobrażeniu sobie przeszłości tak ogólnie. Jest przede wszystkim o podjęciu pewnej życiowej decyzji, z którą to miłość, strach i doświadczenia z przeszłości i wyobrażanie sobie siebie w przeszłości, odgrywa duże, kolosalne znaczenie. Są to takie główne siły sprawcze, które zawsze nas ciągną i pomagają, czy też przeszkadzają w podejmowaniu życiowych, bardzo ważnych decyzji. Bo codziennie podejmujemy różnej decyzje, ale te takie życiowe, które zmieniają nasze życie o 180 stopni, to jest kilka takich życiowych decyzji i o takiej życiowej decyzji jest ten album przede wszystkim. Jak się podejmuje taką życiową decyzję, to się człowiek z jednej strony cieszy na tą wolność, z drugiej się boi, a z trzeciej jeszcze jest te różne doświadczenie.
Z resztą wydaje mi się, że wszystko jest tutaj jakby wymieszane. O miłości i strachu piszę w utworze „Discard your Fear”, o miłości również w „#Addicted”. Są też elementy tzw. nostalgiczne, czyli związane z upływem czasu, np. „Time Travellers”, czy „Toward the Blue Horizon”. Myślę, że to wszystko jest tak jakoś ładnie wymieszane ze sobą i nie ma tutaj jakby większości danego momentu. Można powiedzieć, że płyta jest optymistyczna i jaśniejsza, więc teoretycznie tego strachu jest najmniej, przy czym to ma też polegać na tym, że czuje się podskórnie, że jest tam gdzieś jakaś taka walka, jakieś podejmowanie decyzji i myślę, że akurat tutaj wszystko jest tak jakoś ładnie zbalansowane.
Czy zdarza ci się pisać teksty na tematy ci obce? O uczuciach, z którymi nie miałeś w przeszłości styczności?
Staram się nie pisać o tym, o czym nie mam pojęcia. Z reguły piszę o tym, co ma dla mnie znaczenie, z reguły piszę teksty które mają pomóc zrozumieć lepiej świat. Mają pomóc zrozumieć lepiej innego człowieka, siebie, które pomagają mi być mądrzejszym, bardziej doświadczonym i nie chcę pisać o głupotach. (śmiech) Myślę też, że nie chcę pisać o rzeczach, o których też nie mam pojęcia i co nie ma dla mnie znaczenia. Nie chcę też pisać o rzeczach, o których piszą inni znacznie lepiej.
Ja sobie znalazłem tę swoją taką psychologiczno-socjologiczną ścieżkę i sobie nią tak idę i dobrze mi z tym. Myślę, że mam jakiś swój styl w pisaniu. Ale to co jest dla mnie najistotniejsze w tym wszystkim to jest to, że każda płyta w której maczam palce i do której piszę teksty, chcę żeby w jakiś sposób pomagała mi się rozwijać i pomagała mi przede wszystkim stać się lepszym człowiekiem. Żeby więcej rzeczy widzieć, rozumieć, a nuż też może tego typu podejście przysłuży się komuś i dzięki temu ten ktoś też, nie dość, że nie poczuje się sam to jeszcze może postanowi coś zmienić w swoim życiu na lepsze. Więc raczej nie piszę o rzeczach, które mnie nie interesują.
Jaki masz stosunek do koncertowania i wyjeżdżania w trasy? Przed Tobą wiele koncertów na całym świecie. Czy kontakt z fanami daje ci energię do dalszego działania?
Myślę, że z płyty na płytę, z koncertu na koncert jest coraz lepiej. Jedynym minusem jaki może być to jest to, że można powiedzieć, że zdrowie już nie te. (śmiech) Czasami powinienem się bardziej oszczędzać. My generalnie jako zespół wydaje mi się, że zrobiliśmy dosyć spory krok do przodu. Przede wszystkim tak personalnie i emocjonalnie, bo należymy do tych zespołów, które nie stawiają tutaj na jakieś efekty, jakieś animacje, rozbudowywanie sceny w jakiś sztuczny sposób. Chcemy przede wszystkim sprzedawać, że się tak wyrażę naszą muzykę publiczności na żywo, emocjami i tym co jest dla nas najistotniejsze. Muzyczna podróż, jakaś taka prawda, która jest związana z tym, że masz wolność tworzenia, wolność przekazu. Możemy nasze utwory zmieniać aranżacyjnie, możemy je wydłużać, możemy skracać, możemy zmieniać, to jest zawsze dla nas najistotniejsze.
Przede wszystkim zauważyłem, że zmieniamy się jako zespół. Coraz bardziej i coraz pewniej czujemy się na scenie, jesteśmy coraz bardziej zrelaksowani i dzięki temu kontakt z publicznością staje się coraz lepszy. Teraz nowe koncerty w tym roku, które gramy myślę, że już naprawdę są takie, że ja na scenie czuje się świetnie. To jest taki mój dom w sumie i kiedy gramy koncerty to staram się czuć jak u ciebie w domu. Myślę, że to też odbija się na publiczności i dzięki temu jest taka jakaś fajna atmosfera zawsze na tych naszych koncertach.
Czy fakt, że nowe kawałki są bardziej melodyjne, a teksty niosą za sobą więcej nadziei, spodziewasz się że atmosfera na koncertach zmieni się?
Myślę, że nowe utwory sprawią, że nasze sety będą bardziej dynamiczne, że będą bardziej kolorowe i na pewno w jakiś sposób może odbić się to na publiczności. Nie będziemy rezygnowali z naszych dłuższych kompozycji oczywiście, z bardziej refleksyjnych utworów, ale dzięki temu, że tak się teraz dzieje na nowej płycie myślę, że to się jakoś tak fajnie wymiesza. Stanie się to do czego zawsze zmierzałem. Kiedyś na samym początku nazwałem Riverside jako takie zestawianie takich czterech naszych żywiołów, mianowicie radości, smutku, szeptu i krzyku. Zawsze wszystko było fajnie tylko z tą radością był problem. Teraz troszkę tego optymizmu więcej wydaje mi się sprawi, że to się tak jakoś wymiesza i tę radość, smutek, krzyk będziemy mogli podawać w takich dawkach, które sprawią, że nie będzie to na żadną stronę jakoś przewalone, że tak się wyrażę. Myślę, że to na pewno pomoże w odbiorze koncertu w lepszy sposób niż miało to miejsce do tej pory. Nie wiem, tak mi się wydaje.
Trzy koncerty w Polsce będą kończyć trasę, ale myślimy o tym, żeby powrócić w następnym roku do tych miast, do których nie zawitaliśmy teraz. Przyczyny logistyczne sprawiły, że tych koncertów w Polsce jest tylko tyle teraz, ale myślę że to naprawimy. Bardzo serdecznie zapraszam wszystkich na przybycie, bo myślę że będzie to taki troszkę nasz mały rytuał, który staje się coraz lepszy.
Nadchodzące koncerty w Polsce:
8 Listopada – Kraków, Studio
10 Listopada – Gdańsk, B90
11 Listopada – Warszawa, Stodoła