Kolejna edycja festiwalu Soundedit za nami. Łódź po raz 11. gościła ważne osobistości ze świata muzyki, które może nie pokazują się na pierwszych stronach gazet, ale przez lata miały wielki wpływ na jej kształt.
Choć festiwal trwał prawie cały tydzień, jego kulminacją jak zwykle była sobota, czyli dzień, w który odbywa się gala wręczenia statuetki Człowieka ze Złotym Uchem oraz koncerty gwiazd. W tym roku laureatami nagrody zostali Steve Albini, Mick Harvey, Craig Leon oraz Stanisław Soyka.
W klubie Wytwórnia warto było się zjawić już od godzin popołudniowych. Najpierw odbyły się dwa bardzo ciekawe panele dyskusyjne na temat strony biznesowej bycia muzykiem. O 14 gośćmi byli m.in. Rafał Bryndal i Tomek Lipiński, którzy opowiadali na temat ZAIKSu. Panowie swoje interesujące historie mogliby snuć w nieskończoność, ale za kulisami czekał już Piotr Metz, który poprowadził spotkania z zagranicznymi gośćmi.
Jako pierwszy na scenie pojawił się Mick Harvey, czyli muzyk najbardziej znany z zespołu The Bad Seeds Nicka Cave’a oraz w ostatnich latach jako współpracownik PJ Harvey. Niestety frekwencja była mizerna – nie wiem czy to z powodu wczesnej godziny czy słabego rozpromowania tego wydarzenia, ale niech żałują ci, którzy nie byli. Mick okazał się bardzo bezpośrednim człowiekiem z osobliwym poczuciem humoru, bez ogródek odpowiadając na pytania Piotra Metza i później publiczności. Dowiedzieliśmy się na przykład, że przez lata to on był „dyrektorem muzycznym” oraz producentem The Bad Seeds, a Nick Cave zaczął angażować się w te sprawy dopiero wtedy, gdy uporał się z narkotykami. Może to tłumaczyć, dlaczego po jego odejściu muzyka The Bad Seeds stała się o wiele mniej atrakcyjna i wyprana z pomysłów oraz ciekawych aranżacji – przynajmniej moim skromnym zdaniem. Harvey wskazał także swoje dwa najmniej lubiane płyty dawnego zespołu – „The Good Son” oraz „No More Shall We Part”. Po spotkaniu chętnie rozdawał autografy.
Kolejnym gościem był Craig Leon, czyli producent takich legend jak Ramones, Blondie, Talking Heads, The Fall czy Suicide. Okazał się bardzo miłym i zupełnie „niepunkowym” człowiekiem. Leon jest zresztą producentem nie tylko punka i alternatywy, ale także muzyki klasycznej i eksperymentalnej. Ciekawie opowiadał m.in. o miksowaniu albumów w przestrzennym dźwięku Dolby Atmos, który wg. niego ma przed sobą wielką przyszłość.
Po miłym i uśmiechniętym Leonie przyszedł czas na kogoś bardziej kontrowersyjnego i bezkompromisowego – Steve’a Albini najlepiej znanego chyba z produkcji „In Utero” zespołu Nirvana. Oprócz tego Albini pomagał przy powstawaniu takich dzieł jak „Rid of Me” PJ Harvey czy „Surfer Rosa” Pixies. Sam od lat prowadzi także swój własny zespół Shellac, który wystąpił w Polsce parę lat temu na Off Festivalu. Steve znany jest ze swoich bezkompromisowych poglądów i podejścia do pracy. Na spotkaniu z nim można było się jednak przekonać, że w tym co mówi ma zupełną rację i sam jest człowiekiem niezwykle oddanym swojemu hobby. Według jego słów już parę razy sprzedawał wszystko, nawet dom, byle tylko zapłacić rachunki za swoje studio Electrical Audio, które prowadzi w Chicago.
Albini ciekawie przedstawił losy płyty „In Utero”, która na początku nie została zaakceptowana przez wytwórnię i parę utworów zostało ponownie zmiksowanych ze względu na bardzo surowe brzmienie. Opowiadał także, że jest zdecydowanym zwolennikiem nagrywania wszystkiego analogowo, ponieważ taśma będzie zawsze do odtworzenia, natomiast cyfrowe mastery bardzo szybko ulegają degradacji ze względu na postępującą technologię. Dodał przy tym w swoim stylu, że nie miałby nic przeciwko gdyby przyszłe pokolenia nie miały już możliwości poznania dokonań Lady Gagi czy Adele. Legendarny producent długo i rzeczowo odpowiadał na pytania fanów, a następnie po spotkaniu chętnie robił sobie zdjęcia i podpisywał płyty.
Po spotkaniach z gwiazdami edycji wydarzenia przeniosły się już na główną scenę Wytwórni, gdzie przed galą wręczenia statuetki Człowieka ze Złotym Uchem wystąpił najpierw młody, „folk-offowy” zespół Oreada oraz Misia Furtak, która robi coraz większy szum na naszej rodzimej, alternatywnej scenie. Dobrze, że Michalina zdecydowała się pisać więcej w języku polskim, bo te świetne teksty wypadają o wiele bardziej wyraziście i przekonująco. Po ceremonii wręczenia nagród jako pierwszy na scenie pojawił się Mick Harvey ze swoim projektem, który kontynuuje od lat, czyli piosenkami Serge Gainsbourga. Na scenie towarzyszyli mu znakomici muzycy i starzy znajomi z The Bad Seeds – m.in. James Johnston (także PJ Harvey) oraz Larry Mullins (Iggy & The Stooges), a także polski kwartet smyczkowy. Był to świetny, klimatyczny koncert podbarwiony charakterystycznym humorem Harveya pomiędzy piosenkami.
Wieczór na głównej scenie zakończył Stanisław Soyka, który zaprezentował przekrojowy zestaw swojej twórczości. Nie zabrakło najbardziej znanych utworów (‘Tolerancja’ czy ‘Cud Niepamięci’ tradycyjnie z udziałem publiczności), nowości (‘Ławeczka’) oraz ciekawostek w postaci coveru Boba Dylana ‘The Times They Are A-Changin’’. Soyce również towarzyszyli najwyższej jakości muzycy, legendy polskiej sceny, czyli m.in. Alek Korecki, Antoni ‘Ziut’ Gralak i Tomasz Jaśkiewicz z zespołu Czesława Niemena. A propos Niemena – w pewnym momencie do Soyki dołączyła Natalia Niemen, by wspólnie wykonać ‘Jednego Serca’. Drugim gościem specjalnym był natomiast Czesław Mozil. Po zakończeniu koncertów dla najbardziej wytrwałych czekało jeszcze afterparty i elektroniczny set Craiga Leona i jego żony na małej scenie Wytwórni.
Szacunek i gratulacje dla Macieja Werka, dyrektora festiwalu, któremu od lat udaje się zapraszać wyjątkowe osobistości ze świata muzyki. Zgodnie z jego słowami, pewne są kolejne cztery edycje festiwalu, także do zobaczenia za rok. Czekam niecierpliwie na ogłoszenie przyszłorocznych gwiazd festiwalu, który gościł już takie nazwy jak Public Image Ltd., The Residents, Bill Laswell, Brygada Kryzys czy Tony Visconti i Woody Woodmansey grający muzykę Davida Bowie.