Dzięki współpracy z wytwórnią Mystic Production mamy ogromną przyjemność zaprezentowania Wam recenzji najnowszej płyty zespołu Tides From Nebula. Warszawski kwartet wraca dokładnie jutro (18.11.2013) na dwa koncerty do Polski. Uważamy, że warto o nich przypomnieć. Zakładając oczywiście, że w ogóle można było o nich zapomnieć.
Dlaczego trudno jest zapomnieć o Tides From Nebula, zapytać może niewtajemniczony. Odpowiadam zatem, ano dlatego, że zespół udał się w dwumiesięczną trasę promującą wydawnictwo „Eternal Movement”. Poza największymi miastami w Polsce, chłopaki odwiedzą (a część już odwiedzili) znaczną część Europy. Oprocz zagranicznej trasy, o TFN przypominają również media. Tutaj także zespołem interesuje się zarówno Polska, jak i zagranica. Do drugiej grupy należy serwis Metal Injection, który uznał trzecią płytę Tidesów za jeden z najlepszych instrumentalnych LP tego roku.
Pochlebnych recenzji z zachodu jest całe mnóstwo. W sieci można znaleźć ich dziesiątki, a wszystkie oscylują wokół noty 8/10. Opisują również dokładnie muzyczne dokonania TFN, z uwzględnieniem poprzednim płyt. Dziennikarze nie zapominają również o zmianie producenta, którym tym razem został znany ze współpracy z Anathemą, Christer-Andre Cederberg. Trzeba przyznać, że brzmieniem zespół awansował do ekstraklasy. Wracając do „Earthshine” i „Aury” słychać to bardzo wyraźnie. Swoją recenzję pragnę jednak skupić nie na dźwiękach, a na emocjach jakie wywołują.
Wszystkie płyty Tides From Nebula spięte są klamrą kosmicznego klimatu. Patrząc na nazwę zespołu, zmian na tej płaszczyźnie raczej nie będzie. Trzecia płyta długogrająca TFN odróżnia się jednak tym, że muzycy osiągnęli poziom artystyczny, który wpływa na słuchacza bardziej intensywnie. Na „Eternal Movement” warszawski kwartet zabiera swoich fanów w niezwykłą przygodę. Dwie poprzednie płyty określić można jako typowe post-rockowe granie. Oczywiście, na tym podwórku Tides From Nebula wypracowała własny, rozpoznawalny styl. Trzeci LP okazał się jednak ogromnym skokiem w kosmicznej czasoprzestrzeni. W efekcie dostaliśmy barwną, uniwersalną opowieść.
Opowieść o tytułowym „wiecznym ruchu” można jednak interpretować indywidualnie. Zamiast odnosić się do człowieka, warto zastanowić się nad własnym losem. I tak otrzymujemy wypełnione cierpieniem i goryczą „Laughter Of Gods”, dające nadzieję i światło w tunelu „Only With Presence” czy też budzące się niczym nowy dzień, motywujące do działania „Hollow Lights”. Moim faworytem na płycie jest natomiast „Emptiness Of Yours And Mine”. Głównie za sprawą kontrastu, jaki panuje w tym utworze – od spokojnego intro, przez duszne i psychodeliczne dźwięki po post-rockową kakofonię na końcu. Zachęcam wszystkich do odnalezienia własnych emocji przy słuchaniu „Eternal Movement”. Ja ograniczę się do kilku wymienionych wcześniej, gdyż nie chciałbym odbierać przyjemności ich indywidualnego odbierania.
Dlaczego w mojej recenzji nie znalazło się miejsce na analizę muzyki sensu stricto? Uważam, że zespół Tides From Nebula osiągnął poziom, na którym zdecydowanie wykracza poza dawanie fanom muzyki. Gdy słucham”Eternal Movement” mój puls nagle przyśpiesza, aby po chwili znów się uspokoić. Serce bije niczym dzwon, by za moment odetchnąć. Dawno nie spotkałem się z płytą, która przekazuje tak wiele. Piękna kosmiczna i uniwersalna podróż, w której każda jednostka znajduje swoje „ja”. Na myśl o koncertowych wersjach tych 8 utworów mam ciarki na plecach… Ocena 9/10 wystawiona zespołowi na zachętę, aby mieli jeszcze o co zawalczyć na następnej płycie.
Ocena: 9/10
Tracklista:
01. Laughter Of Gods
02. Only With Presence
03. Satori
04. Emptiness Of Yours And Mine
05. Hollow Lights
06. Now Run
07. Let It Out, Let It Flow, Let It Fly
08. Up From Eden
Autor: Piotr Wasilewski