Jak głoszą materiały prasowe, Crowbar od niemalże 3 dekad jest synonimem ciężkości. Trudno się z tymi słowami nie zgodzić, to solidna marka, która na swoim koncie nie ma żadnej poważniejszej wtopy. Frontman kapeli, Kirk Windstein, dawno odpuścił sobie podążanie za modą, czy eksperymentowanie – od wielu lat konsekwentnie zajmuje się tym, w czym jest najlepszy, a mianowicie w tworzeniu muzyki brzydkiej, odrażającej i przygnębiającej. Nowy album, „The Serpent Only Lies”, którego premiera odbędzie już 28 października, jest hucznie zapowiadany jako najlepszy od lat. Sam gitarzysta określił go powrotem do korzeni…ale czy Crowbar kiedykolwiek się od nich oddalił? Czy nowemu materiałowi rzeczywiście bliżej do „Broken Glass”, aniżeli poprzednika, „Symmetry in Black”? Zapraszamy do naszej recenzji, którą dzięki uprzejmości wytwórni Steamhammer/SPV mamy przyjemność opublikować jako jedni z pierwszych w Europie!
Formuła Crowbar prawdopodobnie nigdy się nie wyczerpie! Prawdziwym fenomenem jest fakt, iż kapela Kirka Windsteina, pomimo nagrania 11 albumów utrzymanych w podobnej stylistyce, nie ma problemów, by wciąż tworzyć kawałki świeże, oryginalne i porywające. Sztandarowym przykładem są tu chociażby singlowe 'Falling While Rising’ oraz 'Plasmic and Pure’, które od samego początku zaskakują tradycyjnym i soczystym drivem. To najwolniejsze i najdłuższe kawałki (trwają prawie 6 minut), jakie znajdują się na wydawnictwie. Wpływy doom metalu są wyczuwalne wyraźniej niż kiedykolwiek, co w połączeniu z klasycznym przymulonym brzmieniem tworzy intrygującą mieszankę. Kirk wciąż bazuje tutaj na prostych i wyświechtanych dźwiękach, dlatego biorąc pod uwagę efekt, jaki udało mu się osiągnąć, nazywanie go nowoorleańskim Tonym Iommim jest jak najbardziej na miejscu.
Crowbar to jednak nie tylko doom, grupa nie odcina się od swoich hardcore’owych inspiracji. Tym razem upustem złości jest szybki 'I Am The Storm’, którego tytuł znakomicie odzwierciedla zawartość. Samą kompozycję wyróżnia wykorzystanie zasady kontrastu i stopniowania napięcia. Kompozycja, choć jest prawdziwą kanonadą dźwięków, łatwo zapada w pamięć i być może ciężko w to uwierzyć, ale ma w sobie coś z klasycznego rock’n’rollowego feelingu, dzięki czemu porównania do Motörhead wcale nie są tak odległe.
Czynnikiem, który wyróżnia „The Serpent Only Lies” są także ciekawie przemyślane linie wokalne, na które położono jeszcze większy nacisk. Dzięki temu utwory, które – nie oszukujmy się – skomplikowane nie są, nie zanudzają swoją monotonnością. Kirk prezentuje jak bardzo jest wszechstronnym wokalistką oraz udowadnia, że ma ogromne wyczucie w tym co robi, gdyż właściwie niezauważalnie potrafi płynnie przechodzić ze spokojnych i wzruszających rejestrów do wielorybich ryków prosto z trzewi. Wyraźnie słychać to m.in. w świetnym 'Song of the Dunes’, które zabiera nas do baru pośrodku pustyni na niezwykle wzruszającą opowieść zakraplaną bourbonem. To tradycyjny przedstawiciel nastrojowej i depresyjnej ballady, jaką Crowbar serwuje od wielu lat na każdym krążku. Nie ma jednak mowy o jakimkolwiek smęceniu i nudzie – to wciąż potężna dawka melancholii, w której fani słodkich miłosnych ballad nie mają czego szukać. Ostatnie takty refrenu pozostaną na długo w głowie słuchaczy, nawet po wyjęciu płyty z odtwarzacza. Podobny ładunek emocjonalny przekazuje błyszczący swoją chwytliwością 'Surviving The Abyss’, w którym pobrzmiewają zresztą echa kultowego 'Planet Collide’ (z albumu „Odd Fellows Rest”). Choć utwór ciężko nazwać balladą, ma w sobie coś przygnębiającego, przy czym można uronić nie jedną łzę.
Prawdziwym czarnym koniem są jednak kompozycje bardziej złożone, które nie szczędzą charakterystycznych harmonii, jak chociażby 'On Holy Ground’, czy piosenkowe 'Embrace The Light’. Dużo ciężej i z większym przytupem rozpoczyna się pełen dynamiki 'As I Heal’. To prawdziwy doom metalowy hymn zamykający w świetnym stylu ponad 45-minut wypełnione muzyką ciężką, męską i nieprzyjemną. Umieszczenie go na samym końcu było strzałem w dziesiątkę! Kawałek bowiem ma rzeczywiście wiele wspólnego z pożegnaniem, chociażby pojawiającą się fenomenalną gitarową melodię, która wprowadza pogrzebowy nastrój! Nowoorleańczycy w tych kilkunastu sekundach zawarli więcej nihilizmu, niż cała współczesna scena metalowa kiedykolwiek!
Pisząc o krążku, trudno nie wspomnieć o warstwie tekstowej, która w tym wypadku tworzy wraz z muzyką integralną całość. Nawrócenie wyraźnie zmieniło brodatego wokalistę i podobnie jak na „Symmetry In Black”, teksty są bardziej refleksyjne, traktują o kondycji człowieka i problemach otaczającego świata. Podmiot liryczny jednak nie tylko narzeka, często udziela rad, a także motywuje do działania („Jeśli zaczniesz coś robić, możesz zmienić swoje życie” słowa otwierające 'The Enemy Beside You’). Z pewnością warto zadać sobie trochę trudu, by wgłębić się we wspomniane liryki!
Nowy Crowbar to właściwie powtórka z rozrywki, ale w pozytywnym znaczeniu. Grupa rzeczywiście obraca się bezpiecznie wokół swojej niszy, jednak zarzuty o jednostajność byłyby bardzo nie na miejscu. Muzycy bowiem odnaleźli złoty środek i choć kawałki posiadają wiele wspólnych mianowników, każdy z nich prezentuje różne barwy nowoorleańskiego stylu. Samemu materiałowi jednak znacznie bliżej do wspomnianego już poprzednika, „Symmetry In Black”, aniżeli wcześniejszych wydawnictw. „The Serpent Only Lies” rzeczywiście jest bardzo przebojowe, jednak jest to inny typ przebojowości, niż ten charakteryzujący np. „Broken Glass”, do którego zresztą Kirk Windstein wielokrotnie przyrównywał nowe dzieło. Tutaj większy nacisk położona na zmiażdżenie i zahipnotyzowanie słuchacza, zatracając ten specyficzny groove, powodujący nieustanne machanie banią! Ogromny wpływ na taki odbiór wydawnictwa ma świetne brzmienie, w którym wreszcie wszystkie proporcje między instrumentami zostały odpowiednio zachowane, przez co jest ono masywniejsze niż kiedykolwiek, a przy tym nie męczy słuchacza. Słowa uznania należy też skierować pod adresem Todda „Sexy-T” Strange’a (muzyk powrócił po 17-letniej nieobecności), którego ścieżki może nie są jakieś odkrywcze i skomplikowane, ale wgniatają w ziemie (czyli robią to co mają robić), a bulgoczący bas przyjemnie targa wnętrznościami!
Łomiarze powrócili potwierdzając tym samym, że są jedną z najbardziej konsekwentnych i wszechstronnych kapel z całej sceny sludge metalowej. Co prawda ciężko stwierdzić, czy „The Serpent Only Lies” przysporzy im nowych fanów, nie ma jednak wątpliwości co do tego, że apetyty tych starszych zostaną w pełni zaspokojone. Obcowanie z albumem można zaliczyć do fascynującej i pasjonującej, a co najważniejsze długotrwałej przygody. Płyta ma tyle do zaoferowania, że dopiero po którymś z kolei przesłuchaniu można odkryć jej wszelkie smaczki, ukryte często pod grubą warstwą sprzężeń i maksymalnego przesterowania. Niech żyje król!
02. Plasmic And Pure
03. I Am The Storm
04. Surviving The Abyss
05. The Serpent Only Lies
06. The Enemy Beside You
07. Embrace The Light
08. On Holy Ground
09. Song Of The Dunes
10. As I Heal
Wyro(c)k
0-10 Sad But True
11-20 Bad Reputation
21-30 Wild Thing
31-40 Satisfaction
41-50 Another Brick in the Wall
51-60 Proud Mary
61-70 Highway to Hell
71-80 2 Minutes to Midnight
81-90 Ace of Spades
91-100 Master of Puppets
- Pierwsze wrażenie8.5
- Instrumentarium8
- Brzmienie8.5
- Repeat mode7.6