W 2012 roku Candlemass wydało album ,,Psalms For The Dead”, ogłaszając jednocześnie, że będzie to ostatnia studyjna płyta zespołu. Nie oznacza to jednak, że grupa dowodzona głównie przez Leifa Edlinga odeszła w niepamięć. Candlemass wciąż koncertuje, a wytwórnie płytowe wypuszczają co jakiś czas reedycje ich albumów. W nasze ręce wpadły natomiast wznowienia dwóch wydawnictw doom metalowców – 8. longplay kapeli, zatytułowany ,,Candlemass” oraz EP z 2008 roku, ,,Lucifer Rising”.
W pierwszych latach obecnego tysiąclecia, fani kapeli wywodzącej się ze Sztokholmu na pewno nie mogli spać spokojnie. Liczne przerwy w działalności zespołu, wiele zawirowań w składzie oraz długi okres oczekiwania na nowy album na pewno nie wróżyły niczego dobrego. Mimo wszystko, w 2005 roku, po 6 latach od wydania ,,From the 13th Sun”, Candlemass zaprezentowało swój 8. album studyjny, noszący taką samą nazwę jak grupa ze Szwecji. Fani musieli mieć wtedy mieszane uczucia – ekscytacja mieszała się z nutą niepewności. Bo czy ktoś mógł bez cienia wątpliwości stwierdzić, że po tak wielu problemach doom metalowców będzie jeszcze stać na album prezentujący wysoki poziom?
Jedna rzecz sprzyjała temu na pewno – kapela gra na tym albumie w składzie, w którym występowała w latach 87-91, uważanym jednocześnie przez wielu za najlepszy w dziejach zespołu. Co najważniejsze, za mikrofonem stoi charyzmatyczny Messiah Marcolin, co samo w sobie może być dużą zachętą do sięgnięcia po tę płytę.
,,Candlemass” w podstawowej odsłonie zawiera 9 kawałków, które łączą w sobie ciężar i potęgę brzmienia pierwszych albumów Black Sabbath z przebojowością klasycznych heavy metalowych kapel. Najlepszym tego przykładem jest otwierający krążek ,Black Dwarf’, idealnie nadający się na singiel. Mocny i i zapadający w pamięć riff jest tu okraszony charakterystycznym dla Marcolina potępieńczym zawodzeniem, które wywołuje niepokój i jednocześnie stanowi nieodłączny element stylu załogi Edlinga.
Oczywiście, otwierający płytę numer nie jest jedyną pozycją, którą zapamiętamy po odsłuchu całego krążka. Bardzo dobrze prezentuje się też wolniejszy ,Seven Silver Keys’ ze świetnym refrenem, czy instrumentalny ,The Man Who Fell From The Sky’, który w pełni pozwala nacieszyć się brzmieniem Candlemass.
Bez zastanowienia można stwierdzić, że styl zespołu to przede wszystkim granie oparte na solidnych, miażdżących riffach – coś, co stanowi istotę metalu, a jednocześnie jest często zapominane przez wiele młodszych kapel. Candlemass dobrze jednak wie, o co w tej muzyce chodzi, prezentując nam kawałki takie jak ,Born In A Tank’, który w pewnym momencie przywodzi na myśl ,Chilrden Of The Grave’ Black Sabbath. Numer ten jest zdecydowanie jednym z najmocniejszych punktów 8. krążka Szwedów. ,,Candlemass” nie daje słuchaczowi zasnąć , bo wolniejsze kawałki przeplatane są numerami w szybszych tempach, co dodaje płycie różnorodności. Nie brakuje też dobrych i klimatycznych solówek, takich jak np. ta w ,Spellbreaker’.
Jeśli ktoś przed 2005 rokiem twierdził, że Candlemass nie nagra już niczego ciekawego, to był w wielkim błędzie. Ich 8. krążek nie jest co prawda albumem przełomowym i raczej ciężko uznać go za największe dzieło w karierze Szwedów – pomimo tego mamy tu 9 równych, spójnych, solidnych i bardzo dobrych kompozycji, którym nie brakuje typowego dla doom metalu klimatu. Idealna muzyka dla osób, które chcą się dać zahipnotyzować i poczuć nutę niepokoju, słuchając miażdżących riffów spod znaku Black Sabbath i popijając jednocześnie czerwone wino ze srebrnego kielicha.
Fani cieszący się z faktu, iż Messiah Marcolin ponownie stoi za mikrofonem Candlemass na krążku wydanym w 2005 roku mogli być nieco rozczarowani, gdy 2 lata później zespół zaprezentował nowego frontmana, Roberta Lowe’a. Jednak jeszcze w tym samym roku kapela wydała nowy album, ,,King of the Grey Islands”, który na pewno rozwiał wątpliwości fanów uważających Marcolina za „jedynego słusznego” wokalistę Candlemass.
Pozycję Lowe’a w szwedzkiej grupie umacnia EP ,,Lucifer Rising”, które ukazało się w 2008 roku. Wydawnictwo jest o tyle ciekawe, że zawiera 2 premierowe utwory, ponownie nagrany ,Demons Gate’ oraz numery zarejestrowane podczas koncertu w Atenach w 2007 roku, które ostatecznie pozwalają się przekonać do nowego frontmana.
Nie trudno stwierdzić, że wybór Roberta na wokalistę Candlemass był dobrą decyzją. Wbrew pozorom prezentuje on styl całkiem bliski Marcolinowi, a może nawet nieco bardziej dynamiczny. Dodatkowo dzięki utworom z koncertu w Grecji można stwierdzić, że Lowe jest dobrym frontmanem, świetnie radzącym sobie na żywo i nie mającym oporów przed tym, aby między poszczególnymi utworami rzucić kilka słów w stronę publiki.
,,Lucifer Rising” otwierane jest przez utwór tytułowy, który podobnie jak 1. kawałek na ,,Candlemass”, jest bardzo chwytliwy i mocno wbija się w umysł. Lowe prezentuje się z najlepszej strony, a pod koniec numeru ciężko się oprzeć, aby nie śpiewać razem z nim „Lucifer, Lucifer, Lucifer rising!”. ,White God’ jest dla odmiany wolnym, typowo doomowym kawałkiem, a ,Demons Gate’ to klasyka, która wcale nie została zbezczeszczona przez jej ponowne nagranie.
Tak jak wcześniej wspomniałem, koncert w Atenach pozwala się ostatecznie przekonać do Roberta Lowe’a, tym bardziej, że materiał nie wydaje się być przerabiany i edytowany w studiu. Słychać za to chóralne śpiewy fanów zespołu, dzięki czemu klimat koncertu Candlemass jeszcze mocniej daje się odczuć.
Lowe ma dobry kontakt z publiką i bez problemu radzi sobie z przekrojowymi utworami, pochodzącymi z różnych etapów kariery zespołu. Mamy tu bowiem kawałki z klasycznego ,,Nightfall”, jest ,Black Dwarf’ z 8. krążka grupy jak i również kilka świetnie wypadających numerów z promowanego wtedy ,,King of the Grey Islands”. Cały czas jesteśmy maglowani kolejnymi kawałkami, wykonanymi bez zarzutu i potrafiącymi oczarować słuchacza atmosferą tworzoną przez doom metalową kapelę.
Całego EP słucha się bardzo dobrze i pod sam koniec można odczuć pewien smutek z faktu, że Lowe odszedł z grupy w 2012 roku i nie jest już wokalistą Candlemass. Dwa następne albumy nagrane z jego udziałem, czyli ,,Death Magic Doom” i ,,Psalms for the Dead” to świetne wydawnictwa, zajmujące górne pozycje w całej dyskografii szwedzkiego zespołu.
2. ,Seven Silver Keys’
3. ,Assassin of the Light’
4. ,Copernicus’
5. ,The Man Who Fell from the Sky’
6. ,Witches’
7. ,Born in a Tank’
8. ,Spellbreaker’
9. ,The Day and the Night’
2. ,The White God’
3. ,Demons Gate’
4. ,At the Gallows End’
5. ,Solitude’
6. ,Emperor of the Void’
7. ,Devil Seed’
8. ,Mirror Mirror’
9. ,Under the Oak’
10. ,Of Stars and Smoke’
11. ,Black Dwarf’
12. ,Samarithan’
PS.
Jeszcze kilka słów na temat reedycji od Metal Mind Production. Candlemass nie jest jedynym zespołem, którego albumy zostały wydane ponownie. Wytwórnia zaprezentowała też ponownie m.in. albumy od Benediction, Samael, Sinister czy Voivod. Każde wznowienie jest ograniczone do 2000 kopii i posiada swój własny numer. Z kolei w przypadku ,,Candlemass” mamy również książeczkę z tekstami poszczególnych utworów. Warto też dodać, że całość tłoczona jest na pięknych, złotych płytach.
Wyro(c)k
0-10 Sad But True
11-20 Bad Reputation
21-30 Wild Thing
31-40 Satisfaction
41-50 Another Brick in the Wall
51-60 Proud Mary
61-70 Highway to Hell
71-80 2 Minutes to Midnight
81-90 Ace of Spades
91-100 Master of Puppets
- Pierwsze wrażenie7
- Instrumentarium8
- Brzmienie9
- Repeat Mode6.5