Koncertowi maniacy VOL. 3! Po dobrym przyjęciu Wickermana i Meniosa mamy dla Was trzeciego wariata zakochanego w koncertach, podobnie jak Piotr Kowieski – ze szczególnym uwzględnieniem Metalliki. Panie i Panowie, przed Wami Alex!
Wywiad z Alexem przeprowadziliśmy już kilka miesięcy temu, ale jego historie wciąż są tak samo, a może i jeszcze bardzo elektryzujące!
Przedstaw się krótko. Kim jesteś, czym się zajmujesz na co dzień?
Nazywam się Aleksander Sikorski, od wielu lat nazywany „Alex”. 40 lat, ojciec trójki dzieci. Jestem z Warszawy, lecz od 10 lat mieszkam w Norwegii, 25 km na południe od stolicy – Oslo. Od pierwszego dnia do dziś, pracuję dla norweskiej firmy Coop.
Skąd wzięła się u Ciebie miłość do muzyki i koncertowa pasja? Czy pamiętasz swój pierwszy gig?
Trudno stwierdzić, skąd wzięła się pasja czy miłość do muzyki. Po prostu pewne dźwięki sprawiły mi ciarki na całym ciele i wtedy pojawiło się zainteresowanie muzyką. Jako ośmiolatka, to był ’86 rok i dobrze pamiętam te czasy, zainteresowały mnie dwa zespoły, a właściwie dwa utwory: „The final countdown” – Europe i „Livin’ on the prayer” – Bon Jovi. Wydaje mi się, że to był muzyczny zastrzyk, rockowa trucizna i że ulepiło mnie jako fana cięższych brzmień. W późniejszych latach to ewoluowało, pojawiło się mnóstwo zespołów, różnych gatunków, ale słabość do mocniejszych brzmień pozostała do dziś.
Pierwszym ważnym koncertem, na jakim byłem, był festiwal Metalmania w Zabrzu w ’95 roku. Najważniejszy był dla mnie występ zespołu Death, którego wówczas słuchałem non stop. Pamiętam też, że ciekawie zagrali Acid Drinkers czy Samael. Ktoś ze znajomych załatwił nam wejście na backstage, i biegałem między występami a korytarzami czy pokojami zespołów. Nieświadomy do końca przywileju z wejścia na tyły, bo raczkowałem koncertowo jak i w metalu. 20 lat później byłem w Goteborgu na koncercie Death To All i udało mi się pogadać z dwoma członkami zespołu (Hoglanem i Koelbe), którzy grali w ’95 roku na wspomnianej Metalmanii i pokazać im fotki z tamtego dnia. Koelbe miał lepszą pamięć.
Wcześniej w 1991 roku otrzymałem kolejny zastrzyk muzyczny, który zmienił dużo w moim życiu. W moje żyły wdarła się Metallica. Pamiętam pożyczone kasety i moment, w którym włączyłem tzw. „Black Album” z utworem, który pokochałem od razu – „Nothing Else Matters”. Wcześniej w radiu natykałem się na różne utwory z tej płyty, ale wtedy jeszcze „nie zaskoczyło” i muzyka mi się po prostu nie podobała. Wysłuchanie kasety było przełomem i osadziło mnie na dobre w gatunku metalu. Pomyślałem, że to jest muzyka, która szczerze mnie interesuje. Docierałem do innych płyt Metalliki i innych zespołów powoli wtłaczając w siebie zdobytą zawartość.
Długo przyszło mi czekać na udział w koncercie Metalliki. Wżerałem się w muzykę coraz mocniej. Oszalałem, kiedy jako jeden z pierwszych dzieciaków w Polsce nabyłem wydawnictwo „Live Shit”. Oglądając koncerty z kaset VHS i słuchając płyt CD byłem po prostu w kosmosie z emocji. I marzyłem, żeby być na koncercie moich idoli. Po perypetiach pod katowickim Spodkiem w ’96 roku i usunięciu mnie z hali (temat na osobną opowieść), trzy lata później spełniło się moje marzenie. W czeskiej Pradze zobaczyłem swój pierwszy koncert, a kilka godzin wcześniej dostałem się na spotkanie z Jasonem Newstedem. Sytuacja przerastająca marzenie o koncercie. Niestety mam to wszystko w pamięci i pięknych wspomnieniach, bo zakazano robienia zdjęć podczas spotkania.
Czy wciąż jeździsz na koncerty? Nie masz czasem chwili zwątpienia i po prostu dość pogoni za swoimi idolami?
Na koncerty jeżdżę do dziś. Głównie na Metallikę, bo to pasja, ale nie tylko. Jest sporo innych zespołów, które uwielbiam lub darzę szacunkiem i chętnie oglądam na żywo. Dzięki Metallice, która ma niezły gust jeśli chodzi o zabierane supporty, poznałem lub zobaczyłem kilka fajnych zespołów, np. Faith No More czy Alice In Chains. Z innej półki to np. Mercyful Fate, Sepultura, Machine Head, Lamb Of God, Gojira (cudo!), Slipknot, Behemoth,Avenged Sevenfold, Volbeat , Testament, Kreator czy też trójka z tzw. „Big 4„. Metallica równa się pasja. Pasja równa się poświęcenie. Czasem to wszystko kosztuje czas i pieniędzy. Ale to pasja i koło się zamyka. Nieobce jest mi spanie na trawie za przystankiem czy przy stacji benzynowej, czy podłodze lotniska lub dworca, czy w aucie gdzieś na parkingu lub godzina lub dwie w hotelu, żeby zdążyć w dalszą podróż. Może z czasem staram się o bardziej komfortowe warunki, ale chwil zwątpienia nie mam. Generalnie realizuję swoje marzenia w ramach pasji, więc ma to raczej pozytywny obraz. Nawet trudności ustępują radości ze spełnienia choćby drobnego marzenia. Tak to już działa od ponad 25 lat…
Dlaczego zależy Ci na spotkaniach f2f ze swoimi idolami – jaka jest Twoja motywacja?
Na spotkaniach z idolami zależy mi dlatego, żeby zamienić słowo, poznać się lepiej czy móc przedstawić siebie. Z Metalliką miałem kilka razy okazję pogadać, ale czas jest zawsze wrogiem. Do tego płynie jakby szybciej. Dwa zdania, podpis, zdjęcie i tyle. Nie było dotąd na tyle komfortowych okoliczności, żeby dłużej porozmawiać, tak na spokojnie, bez ciśnienia, bo inni fani, bo próba, bo samolot lub auto czeka. Niemniej i te krótkie spotkania były piękne. Na koncertach też jest kontakt, widzę, że zespół rozpoznaje twarz. Jest uśmiech ze sceny, puszczane oko, czasem przybita piątka, czasem wskazanie palcem lub krótki dialog. Wiem, że jestem kojarzony przez zespół i to daje kopa.
Z jakimi muzykami udało Ci się do tej pory spotkać się na żywo?
Grzebię w pamięci i był ktoś, z kimś udało się spotkać. O Metallice wspomniałem wcześniej. Death w składzie z ’95 roku jak i Death To All w 2015 roku. Samael z ww. Metalmanii. Pamiętam też Anję Orthodox. Riverside. Moja polska miłość muzyczna od 2004 roku i spotkań wiele, bo prawie 30 koncertów widziałem. Behemoth i pogawędka z Nergalem i Sethem. Gojira. Długo czekałem na to spotkanie z zespołem, który jest przykładem, jak wykorzystuje się daną szansę supportowania Metalliki. 110 procent roboty. Piekielnie dobry, dość młody zespół. Może stadionów zapełniać nie będą, ale wryli się już do historii metalu na wysokiej pozycji. Mam dla nich ogromny szacunek. Araya i King ze Slayera, Vincent z Anathemy.
Z kim najtrudniej było się spotkać i dlaczego?
James z Metalliki. Dotąd spotkałem go dwa razy na oficjalnym meet and greet, organizowanym przez The Metallica Club (Chorzów i Praga 2004 rok) i raz w hotelu. Był jeszcze krótki moment podczas podpisów płyt w Warszawie w 2003 roku, ale rozmowy w zasadzie nie było. W hotelu w Kopenhadze, w lutym tego roku, podszedł sam i powiedział: „Widzę znajome twarze” (byłem z partnerką, też wielkim fanem Metalliki) i odsunął się kilka kroków z gestem „air guitar” dodając, że raczej tak wyglądają nasze spotkania, z takiej odległości. Zaśmiał się przy tym głośno. Kilka lat wcześniej stał kilka metrów ode mnie na lotnisku w Lizbonie i widział mnie, jak powoli się zbliżam. Jego asystenci gestami pokazali mi, żeby nie podchodzić. Uszanowałem to i odpuściłem. Cóż, szkoda było mi takiej okazji na spotkanie z nim, ale nic na siłę.
Które spotkanie jest dla Ciebie najcenniejsze?
Pierwsze w ramach mojej pasji z Jasonem, z ’99 roku. Do tego to z Hetfieldem z hotelu. Jakaś magia i energia była i tak… normalnie. Przedstawił nam nawet żonę. Bardzo uprzejmie było.
Czy jest jakiś “uniwersalny sposób”, aby móc złapać muzyków i zrobić sobie z nimi zdjęcie? Podzielisz się chociaż częścią informacji? Jak Ty to robisz? 🙂
Uniwersalny sposób… Nie wiem. Mnie czasem ktoś odrobinę pomógł, jeśli chodzi o Metallikę, tzn. dowiedziałem się, kiedy i skąd mają wylot lub przylot, lub w którym są hotelu. W przypadku innych wykonawców, spotkania miały miejsce po koncertach. Czasem ktoś wyszedł i udało się spotkać, a czasem kończyło się na niczym.
Kto jest obecnie nr 1 na Twojej liście “must see” i dlaczego?
Metallica zabiera mi mnóstwo czasu i pieniędzy. Ale mam kilku wykonawców, których koncerty chciałbym zobaczyć i wierzę, że kiedyś się uda. Przynajmniej niektórych z nich. Europe. Dead Can Dance. Steven Wilson. Obituary, Dimmu Borgir. Do końca życia będę żałować, że nie byłem na ich koncercie w Oslo w 2011 roku, gdzie grali z chórem i orkiestrą. To był historyczny występ. Gdzieś tam są też legendy typu Pink Floyd, Deep Purple…
Podsumowując. Muzyka w ogóle, a w szczególności Metallica, to ogromna część mojego życia. Tak się złożyło, że od pierwszych przesłuchań zespół stał się moją pasją. Długą drogę przeszedłem od 1991 roku do dziś. Od chłopaka, który zdzierał kasety Metalliki na walkmanie z podłączonymi małymi głośnikami, zbierał wszystko, co nosiło logo zespołu, każdy skrawek gazety, okleił pokój plakatami itp. itd., do dorosłego mężczyzny, który właśnie wrócił ze swojego 51-go wyjazdu na koncert Metalliki w San Francisco oraz miał zaszczyt zwiedzić główną siedzibę, studio ukochanego zespołu, tzw. HQ, mieszczące się w San Rafael. Zwiedzenie studia było moim ogromnym marzeniem od wielu lat. Pasja trwa dalej. Są następne plany wyjazdowe, są następne marzenia…
Dzięki i do zobaczenia gdzieś na koncercie Metalliki!