Przełom lat 80. i 90. w metalu był czymś wyjątkowym pod wieloma względami. Dwoma największymi „wydarzeniami” był rozwój zarówno death jak i black metalu. Wraz z nową falą muzyki pojawiła się nowa estetyka okładek, będąca wizualną reprezentacją gatunku. Przyjrzymy się dziś 7 okładkom kultowych albumów deathowych z tamtego okresu.
1. Malevolent Creation – The Ten Commandments (1991)
Debiutancki album amerykańskiej grupy death-metalowej Malovelant Creation do dziś zbiera bardzo pozytywne noty. Jednocześnie okładka albumu jest znakomitym przykładem estetyki, jaka towarzyszy death metalowi do dziś. Na coverze widzimy paskudną istotę (prawdopodobnie Szatana), który za pomocą tytułowych dziesięciu przykazań niszczy górę Synaj. Warto zwrócić uwagę na intensywność kolorów około-czerwonych.
2. Nocturnus – The Key (1990)
„The Key” jest jedną z niedocenianych perełek deathowych. Zespół, który inspirował Treya Azaghtotha przeszedł bez wielkiego echa w świecie metalu. Album opowiada historię cyborga wysłanego w przeszłość w celu zlikwidowania chrześcijaństwa. Okładka prezentuje owego cyborga. Autorem jest Daniel Seagrave, brytyjski artysta. Jego nazwisko się jeszcze dziś pojawi, gdyż sporo kapel korzystało z jego obrazów. Warto zwrócić uwagę jak wyraziste są kolory niebieskie i granatowe oraz jak sporo uwagi poświęcono na outliny postaci i jej otoczenia.
3. Dismember – Like an Ever Flowing Stream (1991)
Dismember do okładki swojego debiutanckiego albumu również zatrudniło Daniela Seagrave’a. Brytyjczyk tym razem postawił na odcienie brązowego, niebieski oraz wyrazisty czerwony. Znamiennym dla estetyki tamtych lat jest dobieranie kolorów mocno kontrastujących ze sobą – nie tylko skupia to uwagę ale również wprowadza element „grozy”.
4. Morbid Angel – Altars of Madness (1991)
Bezsprzecznie jeden z najbardziej wpływowych i kultowych albumów w historii death metalu. Nie można też uciec od tego jak kiczowata jest okładka płyty, niemniej – spełnia ona swoje zadanie. Zwróćcie uwage jak chaos powoli się próbuje przebić przez ograniczający go niebieski krąg. Uwidaczniają to pęknięcia. Morbid Angel wypuszcza „zło” nie tylko w brzmieniu, ale również poprzez okładkę. Bardzo charakterystyczny sposób myślenia o coverach dla tamtych czasów.
5. Hypocrisy – Penetralia (1992)
O ile poprzednie okładki można było swobodnie nazwać kiczowatymi, pastiszowymi, tak ten album pod tym względem się wyróżnia. Mamy oczywiście charakterystyczną kolorystykę – czerwień i błękit. Niemniej, cały obraz przypomina bardziej malowany niż zrobiony na komputerze. Dużą uwagę poświęcono niebieskim gałęziom w centrum okładki.
6. Amorphis – Tales from The Thousand Lakes (1994)
Każdy kto uważniej śledził historię Amorphis wie jak ten zespół się zmienił. Pomijając już aspekt muzyczny, zmianie też uległa ich „szata graficzna,” która transformowała w tym samym czasie. Druga płyta zespołu wieściła wielopoziomową przemianę. Ostatni raz widzimy artwork w starym stylu, z tak jaskrawym uwypukleniem jednej barwy (tutaj niebieskiej). Zmianie uległo także logo.
7. Dark Throne – Soulside Journey (1991)
Pierwsza a zarazem ostatnia deathowa płyta Dark Throne stanowi doskonały przykład, jak łatwo zespoły ulegały modzie na pewną stylistykę. Tutaj mamy klasyczną okładkę deathową, uwypuklenie jednej kolorystyki, w tym przypadku niebieskiej. Jeśli zaś spojrzymy na ich następne nagranie, jest ono do bólu blackowe – czarno-białe z członkiem zespołu w „corpse-paincie”. Zmiana tak diametralna, że aż trudno uwierzyć, że była przemyślana.
Przeglądając podanych przeze mnie 7 przykładów można łatwo zauważyć, jak kicz i pastisz dalej królowały pośród środowiska metalowego. Trzeba było drugiej połowy lat 90., aby w metalu pojawiła się prawdziwa sztuka (oczywiście nie negując jej wcześniejszych wystąpień) okładek. Co ciekawe, ta lekko karykaturalna stylistyka death metalowa do dziś znajduje swoje uznanie pośród niektórych kapel. Przykładem może być ostatnia płyta Unleashed.