Niewątpliwie w XXI wieku Polska stała się innym krajem. Atrakcyjniejszym dla wielu artystów, o czym świadczy chociażby ilość koncertów największych gwiazd rocka, które odbędą się w Kraju nad Wisłą w 2018 roku. Jednak czy będąc fanem cięższych brzmień w Polsce można jeszcze myśleć o jakiejś zawodowej pracy? Bo kto do cholery da nam tyle dni wolnych? „A gdyby tak stworzyć kilkudniowy festiwal rockowo-metalowy, na którym zaprezentują się największe nazwy z całego świata?” – nie pomyślał żaden rodzimy organizator.
Przeglądając w sieci kolejne plakaty europejskich festiwali, z których wylewają się najgorętsze nazwy przyszłego lata, czyli Iron Maiden, Guns N’ Roses, Judas Priest, Ozzy Osbourne, A Perfect Cirle i dziesiątki innych nasuwa się tylko jedno pytanie. Czy nie można tak u nas?
A no chyba nie można. O czym przekonują kolejne, nieśmiałe próby nowych graczy na rynku. Pamiętacie jeszcze pierwszą edycję Capital of Rock z Rammsteinem, Limp Bizkit i Gojirą? Nie wiem, czy w tym miejscu nie powinienem użyć sformułowania ostatnią edycję, bo RockLoud Live pomimo dobrych początków z hukiem wypadł z polskiej sceny organizatorów wydarzeń kulturalnych. A szkoda, bo zebrali wiele pozytywnych opinii i mogli stworzyć realną konkurencję dla giganta pod szyldem Live Nation.
Skoro już mowa o największej agencji na świecie i jej polskim oddziale, to ci też jakoś nie potrafią przenieść pomysłów swoich zagranicznych kolegów z Hiszpanii (Download Festival), czy Włoch (Firenze Rocks) na rodzime podwórko. Bo przecież chyba nikt nie odnotuje na festiwalowej mapie Europy wynalazku, jakim jest Impact Festival. Często jedna scena, dzień przerwy i koncerty gwiazd dnia wspartych przez drobne supporty. Tak to się robi w Polsce. Niech o organizatorach najlepiej świadczy fakt, że ich konkurencja spod nazwy Knock Out Productions mini-festiwalem nazywa jednodniową imprezę, podczas której zaprezentuje się co najmniej tyle samo kapel, co podczas Impact Festivalu.
Czy istnieje realna szansa, aby w Polsce odbył się dobry festiwal rockowo-metalowy? Nie od razu Hellfest lub Graspop. Dorównajmy chociaż Czechom, którzy od lat rozwijają Masters of Rock, gdy nam pozostaje z zazdrością patrzeć w każdym kierunku świata.
A może to wspomniani Czesi są poniekąd naszym problemem? Czy odbywająca się w Jaromierzu impreza, na której można spotkać wielu Polaków (głównie z południowych regionów Polski) sprawia, że rodzimi organizatorzy mają trudniej zaistnieć na festiwalowej mapie Europy? Z pewnością trudno byłoby od pierwszej edycji dorównać marce, którą stworzyli twórcy Brutal Assualt, ale trudno uwierzyć, że nie ma w naszym kraju kilku, a nawet kilkunastu tysięcy fanów cięższych brzmień, którzy czekają na festiwal z prawdziwego zdarzenia.
Na koniec małe podsumowanie, czyli porównanie kwot, jakie za obejrzenie ulubionych zespołów wyda fan w Polsce z jego odpowiednikami z Francji, Hiszpanii i Włoch.
Licząc średnie ceny biletów na polskie koncerty Guns N’ Roses, Iron Maiden, Judas Priest i Ozzy’ego Osbourne’a wydamy około 1250 złotych. Co dostaniemy za te pieniądze na:
Hellfest: Wspomniani artyści oprócz Guns N’ Roses + Hollywood Vampires, Deftones, Marilyn Manson, Nightwish, Alice in Chains, Limp Bizkit, A Perfect Circle, Parkway Drive, Stone Sour, Rise Against, Steven Wilson, Accept, Jonathan Davis, Arch Enemy, Shinedown, Europe i wiele mniejszych + 400zł w kieszeni
Download Madrid: Wspomniani artyści oprócz Iron Maiden + Avenged Sevenfold, Marilyn Manson, A Perfect Cirle, Rise Against, Parkway Drive, Kreator, Clutch, Shinedown i wiele mniejszych + 580zł w kieszeni
Firenze Rocks: Wspomniani artyści + Avenged Sevenfold, Foo Fighters, The Kills, Volbeat, Helloween, Jonathan Davis, Shinedown i kilka mniejszych + 200zł w kieszeni.