Mark Dean z portalu myglobalmind.com przeprowadził wywiad z byłym perkusistą Slayera, Davem Lombardo, biorącym udział w warsztatach muzycznych LiveWire Workshops. Oto najciekawsze fragmenty rozmowy.
Forma warsztatów to dla ciebie coś nowego, czy coś, co zawsze robiłeś?
Zawsze uczestniczyłem w warsztatach. Staram się w nich uczestniczyć, bo to jest bardzo relaksujące. Lecz nie jest to nic pretensjonalnego, czy próbą zgrywania gwiazdy rocka. Po prostu świetnie się bawimy, rozmawiam z fanami i wchodzę z nimi w interakcję. Zadają mi pytania i prowadzimy świetną konwersację. Ja po prostu gram dla nich na bębnach a oni mile spędzają czas.
To czyni ciebie bardziej dostępnym z perspektywy fanów. Być może będąc u szczytu Twoich sukcesów ze Slayerem, nie było osiągalne, by nawiązać z tobą taki kontakt?
Tak, to prawda i też mi się to podoba. Dzieciaki dostają to, czego chcą, no i cóż, nie tylko one, bo byli tam też ludzie starsi ode mnie. To bardzo interesujące, widzieć dwa pokolenia, to wspaniałe i uwielbiam to. To niczym zwracanie fanom tego, co oni dawali mi przez cały czas. To coś w stylu: „Hej wyluzujmy i pogadajmy o garach!”.
Patrząc wstecz na Twoją rozległą, muzyczną karierę, jak wyglądały jej poszczególne wysokie i niskie punkty?
Najniższym punktem w mojej karierze był najprawdopodobniej styczeń zeszłego roku, gdy po raz pierwszy coś mi poszło nie tak, wiesz, ze Slayerem. To doprowadziło do tego o czym już niestety wiesz. Cóż, w sumie nie doprowadziło, bo już dawno moje walizki były zapakowane i byłem gotowy do odejścia.
Czy na ogół jesteś skromną osobą jeżeli chodzi o twoje muzyczne talenty i umiejętności? Jak sobie radzisz z komplementami? Przykładowo, czytałem, że Bill Ward nazwał cię 'jednym z najlepszych perkusistów w metalu’.
Tak, czuję się zaszczycony. Przede wszystkim jestem zaszczycony, że mam Billego Warda za przyjaciela. To człowiek, którego poszukiwałem na tamtych albumach, słuchałem jego muzyki, grając do niej będąc dzieckiem, a później małym wyrostkiem. Teraz dla mnie jest surrealistyczne, że znam Billa i to bardzo dziwne, ale niesamowite uczucie.
A co z twoim zdrowiem podczas tych lat grania na perkusji z takim poziomem prędkości i energii regularnie przez ciebie prezentowanym na scenie? Czy to spowodowało jakieś niepożądane skutki zdrowotne?
Żadnych, dzięki Bogu żadnych! Jestem zdrowy i jedyną rzeczą, która poszła nie tak było złamanie nogi, przez które musiałem przystopować na około trzy tygodnie, bo musiałem znów zająć się perkusją, choć mówiono mi, żebym wpierw wyleczył nogę. Ale nie, nie pracowałem dalej.
Masz to we krwi, prawda ?
Tak, po prostu szedłem do przodu i to było wspaniałe. Napisałem kawałek, który jest na nowym albumie, nagrałem wideo do nowego krążka, gdy miałem wciąż złamaną nogę, ale poza tym, raczej nie mam tego we krwi. Piję sporo wody. Staram się trzymać z daleka od gorzoły, pomimo że ją lubię, ale są granice. Staram się odpowiednio odżywiać, staram się sporo spacerować. Naprawdę można się zasiedzieć i stać się leniwym, jeżeli nie postarasz się być aktywnym fizycznie.
Jasne. A co Ciebie motywuje? Wspomniałeś, że…
…rachunki (śmiech)
Chciałem powrócić do tego, jak mówiłeś, kiedy wbito Ci nóż w plecy, jak wspomniałeś wcześniej o sprawie ze Slayerem. Jak udaje Ci się przetrwać w tak mrocznych czasach, czy to co pozwala Ci się skupić to rodzina i tym podobne rzeczy?
W takich chwilach musisz nie tylko dawać przykład swoim dzieciakom, ale także pokazać samemu sobie, że jesteś silny i idziesz naprzód. To przypomina mi o tym, co się stało z moim ojcem, gdy wyrwano mu spod nóg dywan na którym stał. Jego ojczyzną była Kuba, gdzie prowadził trzy sklepy, aż państwo mu je zabrało. Początkowo zdecydował się wysłać moich dwóch starszych braci do Stanów Zjednoczonych, których miał zobaczyć ponownie za 6 miesięcy. Lecz wtedy wybuchnął kryzys kubański z rakietami jądrowymi, uszczelniono granice i moi rodzice nie mogli zobaczyć swoich dzieci, które miały tylko po dziesięć i trzynaście lat, przez pięć lat, co rozdarło naszą rodzinę.