Debiutancki minialbum krakowskiego duetu Untervoid, w skład którego wchodzą byli członkowie takich zespołów jak Hate czy Kriegsmaschine, z pewnością był jednym z ważniejszych black metalowych wydarzeń na nie tylko polskiej scenie muzyczne. „Untervoid” w mediach muzycznych na całym świecie zbiera świetne recenzje i z pewnością jest to entuzjazm w pełni uzasadniony. Zespół już na pierwszym swoim wydawnictwie dał się poznać od dobrej i przede wszystkim oryginalnej i klimatycznej strony. Na nasze pytania dotyczące kulisów powstania Untervoid i poszczególnych utworów krótko, acz dosadnie, odpowiedział Konrad „Destroyer” Ramotowski.
Alicja Sułkowska: Według dostępnych informacji Untervoid powstało w 2015 roku. Co działo się z zespołem od czasu tego oficjalnego powstania do wydania debiutanckiej płyty?
Pomysł na wspólny projekt mieliśmy z Adamem od lat. Ze względu na najróżniejsze zobowiązania faktycznie zaczęliśmy próby dopiero w 2015 roku. Od tamtego czasu w miarę regularnie gramy próby, pracujemy nad muzyką, nagrywamy ją, zajmujemy się typowymi dla zespołu muzycznego kwestiami.
Image i oprawa sceniczna zespołów, w której do tej pory się udzielaliście, znacznie różni się od drogi, którą obraliście z Untervoid. Skąd ta zmiana i w jaki sposób ten nowy wizerunek oddziałuje na muzykę?
Ciężko mówić w naszym wypadku o oprawie scenicznej, ponieważ jeszcze nie gramy na żywo. Image’u jako takiego też nie mamy, ot eleganccy, dorośli mężczyźni. Ale wiem co masz na myśli – jesteśmy daleko od wizerunku typowego zespołu metalowego i nie używamy corpsepaintów. Lata 80/90-te już za nami. To muzyka oddziałuje na wizerunek, który jest jej dopełnieniem, nie na odwrót. Jest, owszem, ważny, jeżeli chce się funkcjonować w biznesie muzycznym, ale ma drugorzędne znaczenie.
Ze względu na różne formy wokali, utwory na „Untervoid” brzmią poniekąd „rytualnie”, wskazują na to też tytuły. Czy znajduje to też odzwierciedlenie w warstwie tekstowej, biorąc pod uwagę zakres tematyczny, w jakim obracały się przykładowo Hate czy Kriegsmaschine?
Wokale dokładnie korespondują z zawartością tekstów, zarówno pod względem aranżacji jak i wydźwięku. Zakres tematyczny Hate i KSM to dwa różne światy i w pewnym sensie bliżej mi do tego drugiego, chociaż eksploruję inną tematykę. Zdecydowanie podzielam pogląd pozostawienia poletka „rytualnego” innym kolegom po fachu. Nie jestem zainteresowany quasi-religijnym podejściem.
Fenomenem polskiej sceny muzycznej kilku ubiegłych lat jest Batushka – czy takie rytualno-mistyczne nawiązania muzyczne mają według Ciebie przyszłość w muzyce ekstremalnej?
To kwestia popytu i podaży, jak długo będą odbiorcy takiego podejścia do metalu, tak długo będą się pojawiać zespoły nawiązujące do tego nurtu. I pojawiają się od dawna. Czy jest to przyszłość dla ekstremalnego metalu? Ewentualnie jakiś jej wycinek.
To prawie religijne wrażenie całości potęguje dodatkowo okładka. W jaki sposób doszło do jej wyboru i jak koresponduje z muzyką?
Jeśli tylko nuklearna zagłada, czystka, zniszczenie środowiska i poczucie kosmicznej pustki mogą mieć religijne konotacje, to Trąbiący Anioł z Czarnobyla jest ich idealną i niezwykle niepokojącą ilustracją. Na okładce wykorzystaliśmy fotografię Alana Doyle’a, który stworzył całą serię zdjęć z Prypeci. Zachwyciły nas te zdjęcia i nie wyobrażam sobie lepszej okładki dla muzycznej zawartości Untervoid.
Poszczególne utwory zarówno muzycznie, jak i pod względem tematu, tworzą spójną całość. Jaka była myśl przewodnia albumu?
Myśl przewodnia wyklarowała się w trakcie tworzenia tego materiału. Została oficjalną nazwą naszego zespołu – Untervoid. Stąd też tytuł całego mini albumu.
Począwszy od „Messer”, wszystkie cztery utwory charakteryzuje mniej więcej podobna konstrukcja poszczególnych utworów, która stopniowo przechodzi z bardziej typowego black metalowego brzmienia do elementów bardziej atmosphericowych, zarówno wokalnie, jak i instrumentalnie – co zachęciło Was do sięgnięcia po takie rozwiązania i jak oceniasz efekt końcowy?
Kiedy piszę utwór do Untervoid, nie planuję dokładnie według określonego schematu. Liczą się głównie emocje, które mogę przekazać. Tak samo jest z wokalami. Wszelkie rozwiązania wychodzą w sposób naturalny, często na próbach, już z bębnami, na których pracujemy nad aranżacją. W naszej muzyce splatają się różne wpływy, bardziej i mniej metalowe. Nie lubimy szufladkowania. Efekt końcowy zadowala mnie w stu procentach. Gdyby tak nie było, materiał nigdy nie zostałby wydany.
„Untervoid” wydaliście w barwach Osmose Records, wytwórni z wyrobioną już, jeśli chodzi o black metal, renomą. Jak doszło do nawiązania tej współpracy i czego od niej oczekujecie?
Sprawa jest prosta – odezwałem się do Osmose, a Herve odpisał, że chce nas wydać. Podpisaliśmy kontrakt na mini i pełny album, nad którym właśnie pracujemy. Po wytwórni oczekujemy przede wszystkim dobrej dystrybucji, a tu Osmose nas nie zawodzi. Póki co wszystko jest w najlepszym porządku i jesteśmy zadowoleni.
Jak na obecną chwilę wyglądają plany koncertowe Untervoid?
Z pewnością zagramy na żywo, jeżeli tylko pojawi się satysfakcjonująca nas propozycja. Są już wstępne plany na zimę i z pewnością poinformujemy o tym na naszych stronach, jeżeli będą konkrety.
Dziękuję za wywiad.
2. Twilight
3. Radiant Divinity
4. Inner Shrine