Jeśli ktoś potrzebował silnej dawki pozytywnej energii, aby pokonać zbliżającą się jesienną chandrę, to nie mógł trafić lepiej. W poznańskim klubie Pod Minogą na scenie zaprezentowały się dwie rockowe petardy, które zdobywają coraz większą popularność wśród fanów alternatywnego rocka.
New Volume i I Am Giant, bo to o nich mowa, stworzyły idealnie uzupełniający się duet, który porwał poznańską publiczność. Jeszcze na wiele minut przed występem głównej gwiazdy klub zaczął się wypełniać osobami, które chciały porozmawiać z przyjaciółmi przy piwie i dobrej muzyce w tle. Jednak ktoś postanowił im zepsuć ten plan. Od pierwszych minut na scenie panowie z New Volume udowadniali, że pomimo zaledwie jednej płyty na koncie potrafią zjednać sobie publiczność. W trakcie 30-minutowego show zaprezentowali niemal wszystkie utwory z albumu „Envy”, które na żywo zyskały jeszcze więcej przebojowości. Na uwagę zasługuje Ryan Morris, który świetnie wspierał wokalnie Tyrona Layley’a. Brytyjsko-południowoafrykańskie trio zaprezentowało to, co mają najlepszego. Chwytliwe refreny w akompaniamencie mocnych gitar wsparte od czasu do czasu delikatnymi klawiszami. Ten prosty przepis może przynieść im w przyszłości wiele sukcesów.
Po krótkiej przerwie na scenie pojawił się zespół I Am Giant, który od razu rozbudził apetyty fanów, prezentując największe hity z „City Limits/ Neon Sunrise” oraz „I Am Giant”. Nie zabrakło oczywiście 'Let It Go’, 'Purple Heart’, czy 'And We’ll Defy’. Występujący od niedawna w roli wokalisty Aja Timu szybko udowodnił, że może z powodzeniem zastąpić Redmana i Martina. Nowy frontman pokazał, że potrafi poderwać tłum, a klasyczne utwory z nim na wokalu brzmiały świeżo i energicznie. Podczas koncertu nie zabrakło także gromkiego „Sto Lat” odśpiewanego po polsku i angielsku przez wszystkich fanów oraz muzyków w kierunku ich dźwiękowca oraz hołdu dla niedawno zmarłego Toma Petty’ego. Aplauz publiczności wywołał utwór z nadchodzącej płyty, która powinna ukazać się jeszcze w tym roku. Premierowy materiał brzmi bardzo interesująco i udowadnia, że Nowozelandczycy nie stworzyli jeszcze swojego opus magnum.
Możliwe, że po tak obiecujących występach oba zespoły zobaczymy w Polsce już niedługo w zupełnie innym otoczeniu, a fani na całym świecie zaczną uważniej śledzić poczynania obu kapel.