Odstraszają cię Domowe Melodie na plakacie Enea Spring Break? Słusznie, ale niepotrzebnie – entuzjastów porządnego grania bliskiego serduszku i duchowi redakcji DeathMagnetic.pl także powinna ta impreza zadowolić. Przebrnąłem przez znaczną część artystów, reprezentujących więcej stylów niż mam włosów na głowie, i znalazłem pozycje wydające się jazdą obowiązkową, jeśli ktoś z szanownych Czytelników postanowił wziąć udział w tej imprezie.
THEM PULP CRIMINALS
Wyobraźcie sobie ten Czarny Kościół z jednej z piosenek Nergala i Portera – nieduży kościółek, zapomniana przez Boga (ale nie przez skarbówkę) miejscowość, dwa rzędy ławeczek, skromny ołtarzyk i gdzieś na uboczu ten Darski stoi i robi diabełka dłońmi. A teraz obok tej niespecjalnie imponującej wizji postawcie katedrę, także na czarno, w której gardło tanim winem zalewają pierwszej wody hulaki. Macie właśnie przed oczami obraz przepaści dzielącej projekty poboczne liderów Behemotha i Ragehammera. TPC to americana najlepszego sortu, która oprócz perfekcyjnego wpasowania w klimaty gatunku potrafi jeszcze przydać całości własnego charakteru. Posłuchajcie tylko 'Jacka Torrance’a’ a zrozumiecie, o czym mówię. Tutaj macie też recenzję debiutanckiego albumu wydanego w wakacje zeszłego roku.
IN TWILIGHT’S EMBRACE
Niespecjalnie pasują mi ich początki – ale odkąd na „Grim Muse” ich Metal Śmierci nabrał ciężaru I prostej, podziemnej brutalności szybko zajęli dla mnie miejsce w czołówce krajowego deathu – co potwierdzili zeszłoroczną epką „Trembling”. Ostatecznie zaś przekonali mnie do siebie swoim występem przed Degialem i Vorum w zeszłym roku – na scenie stali nie muzycy odtwarzający swoje partie, ale targani emocjami artyści z rozsadzanym energią wokalistą na czele. Poniższy cover Armii to znakomita demonstracja mocy zespołu i przy okazji lekcja poglądowa, jak wykonywać cudzesy z gracją i mocą jednocześnie.
ARRM
Śląska rodzina zespołów skupionych obecnie wokół najpopularniejszej obecnie Furii to nieskończone źródło dźwięków urzekających, wykraczających dalece poza metalowe horyzonty. Nie inaczej jest z ARRM, które czaruje swoim niepozbawionym onirycznego, lynchowskiego klimatu. Psychodelia i ten charakterystycznie przyczajony klimat, który przepięknie rozkwita wraz z kolejnymi motywami – czego znakomitym dowodem materiał, który ukazał się niedawno na splicie z Lonker See. Sam ARRM zacząłem słuchać dopiero, gdy dowiedziałem się, że zamierzają poczarować na okoliczność Enei, ale już czuję, że to znajomość na dłużej.
LONKER SEE
Drugi zespół ze wspomnianego wyżej splitu też zresztą pokaże się na poznańskiej scenie – dwa dni później to im przypadnie zadanie przeniesienia słuchaczy (w tym zapewne i mnie) w odmienne stany świadomości. Już czekam zacierając ręce bo materiał, który wypuścili ostatnio kupuje mnie totalnie – drążącą ucho gitarą czy tak chwytliwym, jak enigmatycznym brzmieniem saksofonu. Z części na część rzecz stawała się jednocześnie dziwniejsza i bardziej fascynująca stanowiąc jednocześnie kompletne doznanie i sugerując, że dopiero przy kolejnych odsłuchaniach zdradzi wszystkie sekrety. Jestem strasznie ciekaw, jak to wypadnie na żywo i jakiego nabierze kontekstu. Rzecz zdecydowanie nie dla poszukujących w muzyce wyłącznie mocnego uderzenia gitary, ale nawet część takich pacjentów zachęcić powinna do dalszych poszukiwań.
TARPAN
Swoją miksturę o smaku sludge/groove wcisną nam w uszy z gracją olbrzymiego tirowca poznaniacy z Tarpana – ich zeszłoroczna płyta „Ruins” dopiero teraz zaczyna do mnie w pełni przemawiać, ale jak już zaczęła, to szybko chyba nie przestanie bo do kawałków takich jak poniższy wracam z nieskrywanym . Kawał potężnych, masywnych riffów, od których nie sposób oderwać słuchu poparty wypluwanymi z agresją i zaangażowaniem wokalami. Tak nieokrzesana muzyka to chyba idealne dopełnienie festiwalu, na którym dominować będzie hipsterski rock.
Na koniec…
Naturalnie ciekawych kapel jest więcej, ale to powyższe spędzają mi obecnie sen z powiek. Na pewno ciekawą sztukę ma szansę dać Percival Schuttenbach, jeśli set oprą na dźwiękach znanych z trzeciego Wiedźmina. Do tego cała ta wspomniana wyżej rockowa hipsteriada na której znam się jak dzisiejsza Metallica na nagrywaniu angażujących słuchacza albumów – acz kilku tych projektów raczej nie przełączę, jeśli usłyszę w radiu. Ot, do zobaczenia jeśli godziny ewentualnie przypasują albo znajomym będzie zależało. Tu wymienić należy Dead Sirens (zobaczywszy nazwę obawiałem się jakiegoś, tfu, corowania, ale na szczęście nic z tego – klasyczny, garażowy rock z werwą i młodzieńczym entuzjazmem) czy Bastard Disco (komentarz na yt „jezu chryste bardziej hipstersko się nie dało” jest nader celny, choć całości nie sposób odmówić przebojowości i efektowności).